[autorska wizja, mało korelująca z oryginałem, choć może niezbyt się gryząca, coś, gdzieś, kiedyś, gdyby tak, odrobina filozofii, którą chciało się ubrać w słowa; pisane w czasie oglądania, pod wpływem chwili i z ciekawości, co wyjdzie, wiadomo, podobny eksperyment może być nikczemnej konduity; krytykować bez obaw]
Na wieczne wirowanie,
na bezszelestną mękę,
na gniazda niezaznanie,
na przeklinanie piękna„Jaskółka uwięziona"
Shibuya ze swoim zatłoczonym skrzyżowaniem, takimi też galeriami – a przecież on sam przychodził tu szukać samotności. Myśleć jeszcze więcej, z większym bólem niż zwykle.
Trochę zaskoczony, że ten ból mógł być jeszcze większy.
Shibuya, gdzie mógłby zostać na wieczność. Czasem jak gdyby próbował. Przysiadał u stóp pomnika Hachiko, opierał plecy o zimny kamień, przy którym mógł poczuć się choć trochę bardziej martwy, tak rozkosznie... Zamykał oczy – i voila, zostawał sam.
Jak porzucony. Nie pierwszy raz.
Sam, nawet pośród rzeszy turystów kołujących wkoło atrakcji jak sępy.
Beznadziejny wybór z jego strony i beznadziejna kaplica. Jednak czuł tutaj żałość, której patologicznie potrzebował.
Na szczęście, potrafił udawać, że tych ludzi tu nie ma – w końcu oni jeno pył, nic więcej. Potrafiłby i nie widzieć ich z otwartymi oczami, lecz zamknięte powieki prywatyzowały łzy.
Od południa do wieczora. Od wieczora do nocy. Długo w noc. Takie przesiadywanie nie mogło mu przecież zaszkodzić. Bardziej nihilistą już przecież będzie; w co jeszcze mógłby zwątpić?
Oprócz tej chwili na modlitwę nic nie miał do stracenia.
Wkrótce już nawet nie tyle.
Słyszał kroki – umilkły – ktoś nastąpił mu nader celowo na stopę.
- No cześć, Tenshi-chan.
- Beczysz.
Licht uniósł dłoń, zaciśniętą w pięść, jakby chciał kogoś uderzyć. Lawless, utożsamiając się naturalnie z celem, gotów był ruszyć, drgnął lekko. Choć nastroju na tę przyziemną rutynę nie miał.
Potem pianista wyprostował dwa palce, wskazujący i środkowy, by wykonać nimi gest cięcia.
- Przecinam więzy przeszłości – oznajmił poważnie.
- I to ma mi pomóc? – Lawless dogodził sobie ironicznym śmiechem. Później śmiał się dalej, z dłońmi przyciśniętymi do twarzy, nie mogąc zdzierżyć głupoty, z jaką Eve, bez najmniejszego zrozumienia, wtargnął w jego intymną otchłań rozpaczy.
Aczkolwiek ta inność... jakby pożądana?
- Nie beczysz. Śmiejesz się. – Licht wzruszył ramionami, nie widząc więcej żadnego problemu. Hyde widział takowych jeszcze wiele, jednak w tym względzie bynajmniej nie chciał, nie szukał i nie znalazłby zrozumienia. Ba, nigdy nie sądził, żeby potrzebował.
Ale dobrze nawet, że Jekylland przyszedł, przez chwilę było przynajmniej z czego się śmiać.
![](https://img.wattpad.com/cover/83603230-288-k45084.jpg)
YOU ARE READING
Tutti frutti || oneshoty z anime || √
FanfictionWszystko zewsząd, a więc wszelkie pairingi i wszelkie fandomy, jakie zdarzyło mi się tknąć, choćby czubkiem palca. Wersja dla anime.