Ty, ja i żadnych liczb (Free || Rei x Nagisa)

435 36 12
                                    



- Ja... - Rei wypowiedział zaledwie tyle, początek ni to obiecujący, ni to straszny, po czym zawiesił głos, jakby dla podbudowania napięcia. Odchrząknął i... milczał dalej, przecierając tylko okulary ściereczką.

„Ty, ty" – pomyślał Nagisa, ukradkiem przygryzając policzek. „Bo i kogo innego mam do wyboru?"

- Ja – podjął znowu przedmówca – muszę nad tym pomyśleć. Dojrzeć do decyzji.

Hazuki już dawno dojrzał, ale czuł się gotowy poczekać. Przynajmniej tak przez pierwszą godzinę, potem uczuł, że źle mu stać na niepewnym gruncie i wypada jeszcze poruszyć temat. Wykaraskał się więc spod obejmującego go ramienia, przeprosił za łokieć, który w międzyczasie wbił drugiemu chłopakowi w żebra, usiadł w końcu wyprostowany na samym krańcu łóżka.

- Ale skończysz dzisiaj czy jutro, czy kiedy? Czy nigdy...? – zagaił, możliwie najłagodniej i nie z pretensją, chociaż nie ominęło go dolegliwe uczucie niespełnienia. Uśmiechnął się jednak, ciepło, trochę tylko z zachętą.

Ryugazaki sięgnął do okularów, osadzonych przejściowo na nosie, by zająć nimi ręce. Przyłapał się na tym, zmitygował, podrapał tylko i zmusił do opuszczenia rąk po bokach.

- Myślałem bardziej o tygodniu, może dwóch – przyznał z ostrożną powolnością. A zaraz i tak musiał wycofać się z tego twierdzenia, widząc rozczarowany wyraz twarzy swojego towarzysza o karminowych oczach.

A mało co obezwładnia równie skutecznie jak posmutniały karmin.

Choć te sprytne ślepia szybko się rozchmurzyły. Nagisa wyczuwał swoją przewagę. Kiwnął przyzywająco palcem, że zaś Rei wstępnie ino podniósł się do siadu, jakby nie całkiem chwycił przynętę, bez zbytniego wahania począł ściągać z siebie koszulkę.

- Uwolnij swoje potrzeby – zaświergotał, wpychając swoją połowicznie roznegliżowaną osobę na kolana Ryugazakiego. Już nie tylko oczy, ale cała twarz - szczególnie uśmiech - kryła w sobie jakieś szachrajstwo. – Może to nie matematyka, ba, czysta chemia, ale... wiesz, że tego chcesz.

Tak, zdecydowanie ów uśmiech krył w sobie tyle filuterii, że to jawiło się jako niemoralne. Jednakże Rei ściągnął szkła szarmanckim ruchem i pozwalał kusić się dalej.

Wreszcie - skusić.

- Jestem gotów – szepnął. – Jutro mogę iść z tobą do łóżka.

XXX

- Jutro? – westchnął do siebie Hazuki, oglądając się przez ramię na okno opuszczonego właśnie domostwa Ryuzakiego. Spozierał trwożliwie, jakby spodziewał się, że z którejś strony globu runie jakiś grom czy inne licho, żeby odebrać mu i taką nadzieję. Zebrał się jednak z garść, zasadził kciuki za pasek spodni oraz zadarł wyzywająco podbródek. – Lepiej wpisz to sobie do kalendarza, bo jutro nie biorę jeńców.

XXX

Hazuki siedział na łóżku.

Ryugazaki stał przy oknie i inhalował się świeżym powietrzem. Wreszcie przestał, odwrócił się, ruszył powoli w stronę blondyna.

Nagisa miał pełne prawo i wyśmienitą sposobność, by podziwiać jego obnażony tors. Przesunął końcówką języka po wargach, z niecierpliwością przesiadł się na krawędź materaca, posłał zbliżającemu się do niego młodzieńcowi najbardziej czarujący ze wszystkich swoich uśmiechów.

Może zbyt się starał i Reia to ścięło.

Albo to krawędź dywanu znalazła się w nieodpowiednim miejscu.

Co by to nie było, Rei się o to potknął i był bliski skasowania ozdobnego stoliczka głową. Albo może głowy o mebel. Jego kompan natomiast spadł ze śmiechu na podłogę – i stamtąd dalej dobiegał jego chichot.

XXX

- Rei-chan, powiedz coś romantycznego – poprosił Hazuki.

- Ty krwawisz – rzucił niechętnie Rei.

- Co? – Nagisa wydał z siebie jęk, niestety, bynajmniej nie zmotywowany oczekiwaną rozkoszą. – No, nic mi nie będzie, nieważne.

- Nie, przepraszam, ale prześcieradło... - Ryugazaki borykał się ze słowami i słowa zdawały się brać górę.

- Okej, okej, nic się nie dzieje. – Drugi chłopak zmusił się do uśmiechu. – Masz może jakieś plastry?

Znalazło się coś, za to jako tako rozluźniona atmosfera wydawała się bezpowrotnie stracona.

- A myślałem, że z drugim facetem w łóżku nie będę miał krwawych problemów – zażartował blondyn, co sił podciągając kąciki ust wyżej.

Rei wydawał się, wbrew oczekiwaniom Matki Natury, blednąć.

- Przepraszam.

- Nic się nie stało.

- Przepraszam.

- Nic się nie stało.

- Przepraszam.

- NIC SIĘ NIE STAŁO – wrzasnął z desperacją Nagisa.

XXX

- Zaplanowałem to – wymamrotał Rei, pocierając podbródek z uporem i popadając w coraz głębsze zamyślenie.

To się Nagisie nie podobało - Ryu był tu dla niego, nie dla swoich myśli.

- Hej, hej! – rzekł donośnie, jakby chciał, żeby sąsiedzi mogli usłyszeć jego głos chociaż w takich okolicznościach. – Spróbujemy jeszcze raz, weź się w garść.

XXX

- Rei-chan. Jeszcze raz. Powiedz coś romantycznego – poprosił ponownie blondyn.

Wyciągnął przy tym ręce, aby pogładzić wyższego chłopaka po twarzy. Wciąż miał nadzieje, tym większe, że tuż za nim znajdywało się łóżko. Tak blisko. Nie miał zamiaru poddać trwającego momentu, choćby przyszło mu rzucić partnera hakiem na materac.

- O czym? – spytał bezradnie Ryugazaki.

- O moich oczach może?

- Karminowe – stęknął zbity z tropu chłopak.

- Karminowe. I co dalej?

- Karmin... to barwnik pochodzenia naturalnego. Pierwotnie uzyskiwany z samic czerwców żerujących na kaktusach...

Nagisa czym prędzej wspiął się na palce, żeby ucałować mówiącego w usta.

Tutti frutti || oneshoty z anime || √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz