Rozdział 3

351 48 0
                                    

Nie zauważyłem kiedy, ale czas mi bardzo szybko zleciał do soboty i do spotkania z Akihiko. Miałem wewnętrzne opory przed tym spotkanie i przyznam się, że rozważałem odwołanie go. Jednak stwierdziłem, że to byłby bardzo tchórzowskie z mojej strony i potem plułbym sobie tylko w brodę. No nic. To spotkanie czysto biznesowe, mamy omówić tylko nasz skecz i dogadać się kto co robi. Szczerze powiedziawszy byłem strasznie zestresowany też ze względu na to, że nie miałem kompletnie na to pomysłu. Przecież to jak iść na wojnę z wrogiem będąc uzbrojonym w majtki i z namalowanym celem na klatce piersiowej. Lekko zdenerwowany ale również zdeterminowany wyszedłem z domu i skierowałem się na ulicę kurzą. Tak tak, bar „pod zielonym smokiem" mieści się na ulicy kurzej, o ironio.

Jak tylko wszedłem do lokalu to stwierdziłem, że po pierwsze nie pasuję tutaj ani na jotę, a po drugie, że to nie jest typowy bar. Był skąpany w półmroku – okna były zasłonięte grubymi fioletowymi zasłonami, a drewniane ściany były pozalepiane plakatami, wycinkami gazet i czasopism, rysunkami, naklejkami oraz wszystkim co tylko da się przyczepić. Nadawało to pomieszczeniu indywidualny charakter. Można by pomyśleć, że to obskurny lokal, gdyby nie porządne dębowe stoły i obite krzesła, fotele i sofy. Dodatkowo sam bar lśnił czystością, a ilość i jakość trunków za plecami barmana można by uznać za kolekcjonerską. Klienci i obsługa była równie wykwintna i zadbana co lokal. Ludzie pomimo klasycznych ubiorów, nie posiadali w sobie sztywności biznesmenów, ale raczej emanowali lekko niebezpieczną, a zarazem stonowaną aurą. Od progu zafascynowałem się tym miejscem, do tego stopnia, że zapomniałem po co przyszedłem. Dopiero pewien głos doprowadził mnie do mini zawału.

-Będziesz tam stał jak kołek, czy usiądziesz i napijesz się jak przystało na faceta?! – zawołał Akihiko. Szybko obróciłem się na lewo i odnalazłem mojego „kolegę". Żwawym krokiem się tam udałem, nie zważając na wzrok którym uraczyła mnie większa część ludzi będąc w pomieszczeniu.

-Możesz nie krzyczeć na mnie od progu? – warknąłem, pomijając część gdzie się witam.

-Też miło mi Cię widzieć. – odpowiedział sarkastycznie. – Masz ochotę się czegoś napić? Oczywiście, że masz. Po co ja się w ogóle o to pytam... Kuro! – Zawołana osoba przybiegła w ciągu minuty. Był nim barman, który chyba był odzwierciedleniem tego lokalu. Miał tatuaże na rękach i szyi, brązowe, prawie czarne oczy, włosy podobnego koloru. Posturę miał taką jakby pół życia chodził z książkami na głowie, a twarz pomimo delikatnych rysów zdradzała pewną dzikość. Nie wiedziałem, czy byłbym w stanie rozgryźć czy jest miłym typem do pogadania, czy niewyżytym buldogiem, który na wszystkich warczy.

-Jestem szefie! Co dziś podajemy? Weekend to pewnie na ostro?

-Podaj swoją specjalność na dziś. Trzeba dobrze wypromować nasz lokal nowemu klientowi. – Wzrok barmana nagle mnie odnalazł i był jakby zaskoczony tym faktem.

-Ooo, czy to twoja kolejna zdobycz?

-Hahaha, nie nie, coś ty. Zbyt szara myszka jak dla mnie.

-Ej! – wtrąciłem urażony, nie wiedzieć czemu.

-Czy ja wiem czy taka szara myszka... - barman zlustrował mnie wzrokiem. – mam wrażenie, że mogłoby być z niego coś fajnego. Mogę go potem od Ciebie pożyczyć? – o czym do kurwy nędzy oni gadają?!

-Aj, widzisz Kuro, on chyba nie bawi się te klocki. – mrugnął porozumiewawczo Akihiko.

-Oh... No szkoda. – mruknął zasmucony barman i w końcu nas zostawił.

-Mam się martwić, czy olać? – spytałem skonfundowany.

-Olać. Zignorować. Dać w mordę. Pogadać. W sumie to co chcesz, mogą być zabawne konsekwencje. – wyszczerzył się chłopak.

Upside downWhere stories live. Discover now