Rozdział 4

244 45 0
                                    

-Tadashi, cholera jasna, o co ci chodzi?! – Yui była bliska płaczu.

-Wiem, że nie dotrze to do ciebie, ale Akihiko naprawdę nie jest dobrą partią dla ciebie. Zrozum to proszę, ja bym cię nie okłamał, przecież wiesz. Ufasz mi, prawda?

-Jak gadasz takie bzdury to nie wiem już sama... Akihiko naprawdę dawał mi takie sygnały, że no... - głos jej się załamał. Chciałem ją pocieszyć, ale w tym stanie to nie wiedziałem jak zareaguje. Nie sądziłem, że tak emocjonalnie do tego podejdzie. Może to faktycznie coś poważnego z jej strony?

-A jak wyglądała wasza ostatnia rozmowa? – zapytałem ostrożnie. Miałem nadzieję, że nie zacznie niczego podejrzewać. Nie chciałem, żeby wiedziała, że byłem z nim jak rozmawiali w tedy. Na szczęście chyba nic nie wyczuła.

-Był nieprzyjemny... Ale pewnie miał zły dzień albo coś takiego. Wcześniej to mówił mi takie miłe rzeczy!

-No widzisz, raz będzie miły a raz nieprzyjemny. Sama musisz odgadnąć jaki jest naprawdę... Po prostu nie chcę, żebyś potem cierpiała przez niego.

-Nie rób takiej miny jakbyś mi współczuł. Nie wiesz jak to jest, bo sam nigdy prawdziwie się nie zakochałeś. – Szczerze zdziwił mnie ten najazd na moją osobę. Zatkało mnie do tego stopnia, że nie widziałem co odpowiedzieć. Yui spojrzała na mnie zawiedziona i odeszła w końcu do klasy, bo dzwonek już zadzwonił. Ja siedziałem na szkolnych schodach w lekkim szoku.

Gdy zrobiło się zupełnie cicho na korytarzu ocknąłem się i zorientowałem się, że jestem spóźniony. Na szczęście teraz religia, więc nie było pośpiechu. Wychodząc zza zakrętu zderzyłem się z kimś.

-Ach, wybacz... - mruknąłem i szybko minąłem tę osobę.

-Nie wybaczę. – usłyszałem głos drażniący moje uszy. Świetnie, jak się tak prosi to niech ma. Obróciłem się i szybko wycelowałem pięścią w jego szczękę. Trafiłem idealnie w policzek. Niestety to co chrupnęło to były moje palce a nie jego szczęka. Jemu tylko rozwaliłem policzek od wewnątrz, bo poleciała mu krew w kącika ust.

-To za Yui, idioto. Nigdy więcej nie baw się nią z łaski swojej, dobrze?

-Pogrzało cię już do reszty?! – wydarł się. Oho, zaczyna się, zaraz mi zacznie wrzucać, że jestem świrem, co ja sobie wyobrażam, że mam się nie wtrącać, bla bla bla. Nic jednak nie było wstanie zmącić mojej satysfakcji wynikającej z przywalenia mu.

-No co? – stanąłem i wyszczerzyłem się pełen dumy.

-Zdurniałeś?! W życiu się nie biłeś i nagle myślisz, że wszystko będzie pięknie jak się po prostu zamachniesz? Ty durniu, rozwaliłeś sobie kompletnie palce! Nie idziemy już dziś na lekcje, więc masz lecieć do swojej najbliższej przychodni. Może się stać coś paskudnego jeśli się ktoś tym nie zajmie.

– Co? Uszy mi nie działają? Popsuły się? O co chodzi? Co jest? Coś ty powiedział? – totalnie zgłupiałem. Nie docierał do mnie sens tej sytuacji ani trochę. Jakim cudem on się martwi o moje palce? Przecież przed chwilą mu przywaliłem w mordę. Co z tego, że w sumie wygląda jakby ledwo co go drasnęło.

- Ręka mnie świerzbi od tych twoich pytań. – warknął. – zbieraj dupę w troki i leć do przychodni!

-Ale teraz?

-TERAZ!

-Dobra, nie krzycz na mnie... Już idę przecież. – burknąłem. Po czym się zamyśliłem. – Ej, a co z twoją szczęką?

-O nią się nie martw, nie jedno przeżyła. – wymruczał i poszedł na dół. Ruszyłem za nim, bo w sumie oboje kierowaliśmy się do wyjścia. Przez chwilę szliśmy oboje zatopieni w swoich myślach, ale Akihiko chyba coś trapiło.

-Wiesz co, jesteś ostatnią osobą którą bym podejrzewał o takie wybryki. – mruknął.

-Ech, to chyba nie najlepiej o mnie świadczy.

-Pewnie masz rację, ale jakoś... Nie spodziewałem się tego po prostu. – Zatrzymaliśmy się na zewnątrz przed drzwiami do szkoły. Wyglądał jakby właśnie rozmyślał nad rozwiązaniem jakieś trudnej zagadki. Był jednocześnie zdumiony i zamyślony. Marszczył czoło, wykrzywiał usta i patrzył się w dal.

-Ja lecę samochodem, na razie. – mruknął roztargniony i machnął mi ręką na pożegnanie. Udzielił mi się jego nastrój, bo stałem zamyślony i obserwowałem jak wyjeżdża samochodem z parkingu szkoły. Dopiero parę minut po tym jak odjechał oprzytomniałem sobie po co wyszedłem.

Jednego nauczyłem się po tym zdarzeniu: jak się komuś przywali to jest lepiej. Zeszło ze mnie całe napięcie, zirytowanie i złość wynikająca z całej tej głupiej sytuacji. Co prawda nie wyjaśniłem do końca z Akihiko tego jakie ma zamiary wobec Yui, ale to nie ucieknie. Byłem dziwnie spokojny o to, że będziemy w stanie o tym normalnie porozmawiać. Co do samej osoby stanowiącej centrum tego zamieszania to nie wiedziałem co myśleć. Był zagadką – raz zachowuje się jakby kultura i ludzkie odruchy były mu obce, a czasem potrafi być taki bezpośredni i przejęty sprawą, że zaczynam się gubić. Jakim cudem można mieć tak sprzeczną osobowość? Na dodatek kompletnie nie potrafiłem odgadnąć jaką rolę spełniam w naszej relacji. Nie mam bladego pojęcia jak on traktuje innych ludzi dookoła siebie, więc nie potrafiłem tego porównać z tym jak się odnosi wobec mnie lub Yui. Ach, ale on mnie przyprawia o ból głowy! Sam fakt, że tyle o nim myślę mnie denerwuję! I wpadam w błędne koło. Ale w końcu zaczął się kręcić koło Yui, która chyba coś czuje do niego, więc pewnie dlatego się tak nim przejmuję. Bo niby czemu indziej? Ani nie przyjaźnimy się, przepadać to za sobą jakoś bardzo nie przepadamy. Dogadywać to tylko po alkoholu, ale to jak każdy. Generalnie jedyne co mamy wspólne to kółko teatralne i Yui. Co prawda wolałbym, żeby ta druga wspólna rzecz, a raczej osoba, nie miała miejsca. Generalnie wszystko sprowadza się do tego, że nie powinienem tyle o tym myśleć. No właśnie! Od początku miałem z nim tylko skeczem się zajmować, więc niech tak zostanie.

Upside downOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz