Rozdział 6

1K 37 1
                                    

"DRRRRRRRRRRRRRRŃ". Może zabrzmi to co najmniej dziwnie, ale ucieszyłem się słysząc dzwonek mojego budzika. Po raz pierwszy od dawna, nie zostałem zerwany z łóżka, bo coś się działo, ale przespałem jak dziecko całą noc bez przerwy. Był to fantastycznie zapowiadający się dzień, więc nawet nie miałem problemu z wstaniem na czas. Zerknąłem na zegarek - miałem okrągłą godzinę do wyjścia. Hmm, w takim wypadku mogłem trochę zaszaleć i nawet zastanowić się w co się ubrać, a nie złapać pierwszą lepszą rzecz z brzegu. Po prysznicu zdecydowałem się na czarną koszulę i chyba burgundowe spodnie. Co do koloru strzelałem ale wydawało mi się że pasuje - chodzi tu o ciemno czerwony, prawie brązowy odcień. Następnie zdecydowałem się uporządkować trochę moje włosy, przy pomocy gumy przeznaczonej w tym celu. Spojrzałem w lustro i stwierdziłem, że prawdopodobnie mało kto mnie pozna i może trochę przesadziłem, ale trudno. Czasem trzeba pokazać klasę, zwłaszcza gdy faktycznie się ją ma (skromnie mówiąc).

Zgarnąłem kluczyki do mojego czarnego mustanga. Moje ukochane auto z którym wiąże się zabawna historia - w jej efekcie zdobyłem je za darmo. Co prawda wiele zawdzięczam mojemu szczęściu, ale sam też miałem swój wkład.

Dotarcie do szkoły zajęło mi około 15 minut, co zważywszy na to że zwykle stoję w korkach jest dość dobrym wynikiem. Stwierdziłem, że zaczekam na dzwonek w samochodzie a w między czasie sprawdzę czy przypadkiem KTOŚ mi nie odpisał. Miałem parę wiadomości, ale głównie czysto biznesowe. Od Tadashiego ciągle nic. Trochę to zachwiało mój dobry humor - jakim prawem on mnie tak ignoruje?! To brak kultury osobistej i ewidentne braki w wychowaniu.

Żeby odgonić nieprzyjemne myśli zacząłem obserwować uczniów zmierzających do szkoły. Większość narzekała, albo wzdychała na swoją niedolę związaną z "ciężkim życiem w szkole". Prychnąłem. Szczeniaki, które nie widzą świata poza murami tej szkoły i swoimi smartfonami.

-Co tak prychasz jak kot? - zostałem zaskoczony przez źródło moich nieprzyjemnych myśli. Podszedł do mnie od tyłu samochodu, więc nie miałem szans go zauważyć.

-Bo ktoś jest na tyle bezczelny, że najpierw zwiewa ze spotkania a następnie ignoruje wiadomości. Zrozumiałbym gdybyś był laską, ale że nas łączą głównie interesy to to jest co najmniej nieodpowiedzialne. - Stwierdziłem, że zbesztanie go będzie dobrym pomysłem.

-Niech zgadnę, ten ktoś jest poukładanym kujonkiem, który prosi się o manto?

-Brawo, wygrałeś talon.

-Na co? - wyszczerzył się Tadashi.

-Na pewno nie na to co masz na myśli. - odparowałem. Po czym mój genialny mózg podsunął mi wspaniały pomysł. Kwestia tylko tego, czy uda mi się go namówić... No cóż, najwyżej nie pozostawię mu wyboru. Na tę myśl uśmiechnąłem się wrednie.

-Weź tak nie rób, mam ciarki od tego twojego uśmiechu. On zwiastuje coś co na pewno mi się nie spodoba. - zdziwiła mnie jego przenikliwość. Od razu wyczuł moje zamiary.

-A kto w ogóle powiedział, że to ma dotyczyć ciebie? Ktoś tu myśli, że jest pępkiem świata, co? - na szczęście udało mi się wprowadzić go w zakłopotanie i o dziwo! Na tej gładkiej i jasnej twarzy zagościł rumieniec. Interesujące.

-No dobra, dobra... Rozumiem. - odparł mierzwiąc sobie włosy.

-Czy ty ze mną flirtujesz? - odpaliłem bez zastanowienia. Hola, hola! Moja niewyparzona gęba znowu zadziałała zanim zdążyłem nad nią zapanować. Czemu ja to powiedziałem? Tadashi był nie mniej zdziwiony ode mnie.

-Że co proszę?

-Nie ważne... - odparłem z kolei teraz ja zakłopotany. Zaczynało się robić bardzo niezręcznie i głupio. Na szczęście uratował nas telefon Tadashiego. Zaczęły przychodzić do niego wiadomości jedna za drugą.

-Co jest...? - mruknął chłopak i zaczął przeglądać wiadomości.

-Słuchaj, może wsiądź na razie do środka, skoro już i tak tu stoisz. - zaproponowałem.

-Wow, masz zamiar mnie wpuścić do swojego mustanga? Nie uderzyłeś się w głowę przypadkiem?

-Ech, nie marudź, wsiadaj po prostu. - Na szczęście w końcu się mnie posłuchał i zajął miejsce obok mnie. Idealnie, teraz możemy stąd się zmywać.

-O! Pisałeś do mnie. Co? Dlaczego to TY byłeś zły na MNIE? Wiesz ile ja przez Ciebie czasu zmarnowałem?! W czasie gdy Ty miziałeś się z laską, która była gotowa ci zrobić tam loda?! No to było wystarczający powód, żebym stamtąd zwiał... - zaczął paplać, ale przestałem go słuchać. Odpaliłem samochód, szybko wykręciłem i już mknęliśmy z dala od obozu pracy jakim jest szkoła.

-HEJ! Co ty robisz?! - wydarł się mój kompan.

-Jak to co? Prowadzę.

-WIDZĘ. Zadam inaczej pytanie. Co ty odpierdalasz?!

-No co? Nigdy nie zrywałeś się z lekcji? - zerknąłem na niego. Wyglądał jakby na prawdę był zestresowany tą sytuacją. - Oho, no to kiedyś musi być pierwszy raz. - Dodałem i uraczyłem go pełnym satysfakcji uśmiechem. Włączyłem radio, zrobiłem trochę głośniej i zadowolony z siebie pędziłem w stronę stolicy.

Tadashi

No niewyobrażalne. Mój mózg nie potrafił się pogodzić z sytuacją w której się znalazłem. Zresztą ja sam nie mogłem się z tym oswoić. Tak się kończy zagadywanie z dobrymi intencjami do Akihiko. Szczerze powiedziawszy chciałem go przeprosić (i jednocześnie opierdolić) za swoją ucieczkę z wczoraj, ale skończyło się na tym, że mknęliśmy szosą do miasta. Wspaniale, po prostu. Brakowało mi jeszcze tylko , żeby zaczął się nabijać z tego, że po raz pierwszy zignorowałem obowiązek szkolny jakim jest uczęszczanie na lekcje. Byłem zażenowany tym jakie to było dla mnie wszystko stresujące. Postanowiłem wziąć się w garść i wciągnąłem do płuc powietrze, a potem powoli je wypuściłem. O. Trochę lepiej.

-Już? Użyłeś swoich tajnych technik medytacyjnych dzięki których osiągasz zen i kujoństwo? - Akihiko jak zwykle zaczął kpić.

-Odwal się. - warknąłem. - Tobie to naprawdę sprawia taką wielką frajdę? Żeby mi ciągle docinać? Nie masz innych rozrywek w życiu?

-Whoa, hola hola. Jak jesteś taki wrażliwy to wybacz. - mruknął. Po czym po chwili dodał. - ale przyznaj się, stresowałeś się że się zrywasz i aż musiałeś wziąć wdech żeby się uspokoić? - no musiał, po prostu musiał. Westchnąłem z rezygnacją i ucichłem. Nie miałem siły ani ochoty się z nim sprzeczać jak z dzieciakiem, to było ponad wszelkie siły działające wszechświatem. Ten człowiek łamał wszelkie prawa fizyki i logiki.

- Lubisz paintaball? - zagadał po chwili.

-Hę?

-Paintball. P-A-I-N-T-B-A-L-L. Kolorujące kulki. Panimajesz?

-A idź gryź ziemie lingwisto od siedmiu boleści. Nie wiem, nigdy nie brałem w tym udziału. - mruknąłem ponownie zażenowany.

-Hmm, serio? To niedobrze, ale cóż. Przejdziesz ekstremalny kurs pod moim okiem i jeszcze będziesz sprzedawał wszystkim headshoty. - powiedział z przekonaniem.

-Coooo?? O nie, nie, nie. Nie ma mowy. Ja publicznie w życiu nie zacznę się dobrze obsługiwać jakąkolwiek bronią.

-A czy ja się ciebie pytam o zdanie? To nie podlega dyskusji. W tym aucie moje zdanie jest decydujące. - Doprowadzał mnie do szału tym swoim przerośniętym ego.

-Czy kiedykolwiek ktokolwiek się tobie skutecznie sprzeciwił?

-Hmmmm... - wyglądał jakby dostał właśnie najtrudniejsze pytanie świata. - Moja mama?

-Pewnie jak byłeś zbyt smarkaty, żeby w ogóle ogarnąć że narobiłeś w gacie. - sarknąłem. Usłyszałem dźwięk krztuszenia się, a potem zapadła błoga cisza między nami (pomijając radio). Czyli jednak da się go uciszyć. Interesujące.


Upside downNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ