Rozdział 2. Początek historii

564 26 5
                                    

Zapakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka i poszłam do wyjścia. Po drodze spotkałam Jarka :
- Uważaj na siebie - powiedział
- Spoko. Będę za 3 godziny z powrotem . - powiedziałam i wyszłam z bezpiecznej strefy ,czyli komisariatu policji.
Najpierw szłam przez miasto trzymając się jak najdalej od głównych dróg. Potem przez las, który znałam idealnie ponieważ wychowałam się  w nim. Pamiętam jeszcze jak z moją koleżanką Kasia i kolegą Mariuszem bawiliśmy się tam  w chowanego. Ciekawe co tam u nich... Na samym końcu znowu szłam przez miasto. Gdy byłam na miejscu poczekałam 20 minut, aż w końcu podjechało do mnie auto, z którego wysiadła jakaś dziewczyna.
- O co chodzi ? - pomyślałam widząc ją. Podeszłam do kierowcy :
- To chyba pomyłka - powiedziałam
- Słuchaj mała, Ja ją miałem tu tylko podwieźć. Na tym moje zadanie się kończy.
- Ale... - nie zdążyłam dokończyć zdania bo facet odjechał.
- Super - powiedziałam patrząc na dziewczynę. Była chuda i wysoka. Miała krótkie blond włosy, które sięgały jej do ramion. Ubrana była w  białą sukienkę do kolan. Na nogach miała baletki ,a w ręce kurtkę i torebkę.
- Co to za miejsce ?! Czemu tu tak śmierdzi ?! Kim Ty w ogóle jesteś ?!
- To Cię teraz powinno najmniej obchodzić... - powiedziałam patrząc na nią i myśląc co mam zrobić.
- Czy to ją miałam odebrać ? - zastanawiałam się ciągle.
- A Ty co ?! Masz coś do mnie ?! Uważaj sobie, bo mój tatuś jest prawnikiem w USA i może Ci takie rzeczy w papierach narobić, że nigdy z tego nie wybrniesz.  A właśnie. Zadzwonię do niego i zapytam się o co tu chodzi. - dziewczyna wyciągnęła telefon :
- Dobra, chodź. I tak nie znajdziesz tu zasięgu...
- Nigdzie z tobą nie idę ! - powiedziała z oburzeniem i usiadła na ławce.
- No chodź. Nie chce mi się tu stać a poza tym robi się już późno.
- Nie!Ja już powiedziałam! Nigdzie z tobą nie idę.- powiedziała. Musiałam użyć podstępu.
- Okej. W takim razie masz - rzuciłam jej moją maczetę pod nogi, obruciłam się i powolnym krokiem szłam w stronę domu aż w końcu :
- Poczekaj ! - krzyknęła dziewczyna
- Tak ? - zapytałam
- Idę z Tobą... - powiedziała a ja usmiechnęłam się sztucznie
                              
Szłyśmy przez las w kompletnej ciszy.
- Jak masz na imię ? - zapytała dziewczyna
- Weronika - powiedziałam
- Jestem Aleksandra - powiedziała
- Taa.. - powiedziałam chociaż w ogóle mnie to nie obchodziło .
- A tak w ogóle to gdzie idziemy ?
- Do bazy.
- Daleko ona ?
- Nie. Jeszcze jakieś 12 kilometrów.
- Aż tyle ?! Może zamówimy taxi ?
- W tych czasach ? Nie sądzę.
- Czemu ? Już mnie nogi bolą, zimno mi i pewnie się przeziębię !
- To po co się tak ubrałaś ?! Nikt Ci nie powiedział co tu się dzieje ?!
- Nie ! A co niby miałoby się dziać na takim odludziu ?! - krzyknęła. Prychnęłam uśmiechając się.
- No co takiego się tu dzieje ?
- Za dużo tłumaczenia... - powiedziałam. Olka obraziła się na mnie i postanowiła się nie odzywać co mi bardzo pasowało.

Byłyśmy już w mieście.
- Daleko jeszcze ?
- Z 3 minuty drogi - powiedziałam
- Fajnie bo już mnie nogi bolą - powiedziała. Przewróciłam oczami.
Gdy z oddali było już widać komisariat usłyszałam za plecami głośny pisk. Szybko obruciłam się i zobaczyłam Ole klęczącą na ziemi
- Co się stało ?! - zapytałam wystraszona
- Zrobiłam sobie coś w kostkę... - powiedziała. Pomogłam jej wstać gdy nagle w oddali zobaczyłam zarażonych
- O nie, nie, nie. Szybko ! - krzyknęłam do Olki.
- Co ?! Czemu ?!
- Możesz chodzić ?!
- Trochę... - Ola zaczęła panikowac. P omogłam jej wstać i zaczęliśmy jak najszybciej iść do bazy. Od drzwi dzieliły nas z 6 metrów gdzy przed nami stanął wściekły zombiak. Nie było już odwrotu. Wzięłam moją maczetę i wbiłam mu ją w głowę. Trup upadł i tym razem umarł już na zawsze. Szybko weszysmy do środka a na zewnątrz wybiegli strażnicy i załatwili resztę zombie.

Zapukałam do drzwi od gabinetu generała.
- Proszę - usłyszałam i weszłam do środka razem z Olką.
- To ją miałam odebrać ?! - zapytałam
- Dokładnie. - uśmiechnął się
- Mogłeś powiedzieć, że to człowiek !
- Po co ?
- Hy.. może po to, żebym wzięła.. Dobra, nie ważne - powiedziałam i już chciałam wyjść gdy usłyszałam :
- To jeszcze nie koniec Twojego zadania.
- Jak to nie koniec ?! - zdziwiłam się
- Przyprowadziłam Ci ją. Taka była umowa.
- Jeszcze musisz ja gdzieś zaprowadzić.
- Że co ?! Gdzie niby ?!
- Do Zielonej Góry. Jutro rano wyruszacie.
- Ale ona ma coś z kostką !
- No właśnie - wtrąciła się Olka.
- Dobra... Weźmiesz tego białego volkswagena - powiedział generał. Nic nie mówiąc wyszłam.

Pokazałam Olce jej pokój
- Siedź tu. Potem przyniosę Ci jakieś ciuchy. - powiedziałam i wyszłam. Po drodze do mojego pokoju podeszła do mnie moja mama.
- Hej córcia. Co to za nowa dziewczyna ?
- Daj mi spokój - powiedziałam i już chciałam iść ,ale moja mama złapała mnie za rękę
- Weronika, co się stalo ? - zapytała
- Muszę jechać jutro do Zielonej Góry odwieść ta księżniczkę ,bo twój kochaś mi karze ! - krzyknęłam, wyrwałam się i poszłam do mojego pokoju.

Już prawie zasypiałam gdy do mojego pokoju weszła Olka.
- Yy.. Nie chciałabym przeszkadzać ale, gdzie mogła bym się umyć ?
- Umyć ? - zapytałam
- No tak. Zawsze trzeba być czystym i pachnącym.
- Sory ,Ale nie mamy ,aż tak dużo wody..
- Co ? Jak to ? Co tu się dzieje ? Kto nas wtedy gonił ? Po co mi była maczeta ?
- Po co chcesz to wiedzieć ? I tak jutro wyjeżdżasz.
- Nie zasnę dopóki się nie dowiem.
- Acha. No to miłej nocy, tylko nie wychodź na dwór.
- Czemu ?
- Bo tam są zarażeni.
- Kto to Ci zarażeni ?
- Za dużo pytań zadajesz... - westchnęłam i wyciągnęłam z szawki moje spodnie, buty, bluzę oraz kurtkę i dałam je Olce.
- Po co mi to ?
- Nie zadawaj głupich pytań...
- Okej... A ile się jedzie do tej... Zielonej Góry ?
- Około godzinę. A jak kostka ?
- Okej. Już aż tak nie boli.
- Fajnie. Idź już bo jestem zmęczona.
- Okej. Do jutra..
- No pa - powiedziałam ,a Olka wyszła zamykając za sobą drzwi. Tej nocy szybko zasnęłam. Chociaż nie musiałam myśleć o tym, że znowu pokłóciłam się z mamą. Nienawidzę się z nią kłócić...

"Witaj W Moim Życiu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz