Rozdział 4. Obietnica

353 21 8
                                    

Otworzyłam oczy. Byłam w jakimś małym, ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała jedna malutka żarówka. Ręce miałam przypięte kajdankami do jakiejś rury. Naprzeciwko mnie siedziała Ola. Również miała przypięte ręce.
- Ola, gdzie my jesteśmy ? - zapytałam
- W jakiejś norze...
- Tyle zdążyłam zauważyć. - pomyślałam.
- Gdzie nasze rzeczy ? - chodziło mi o mój plecak, który wcześniej miałam ze sobą.
- Ma ja ten facet... - powiedziała Ola.
- Zaje... - nie skończyłam mówić bo do pomieszczenia wszedł Adam.
- O. Obudziłaś się już, fajnie - uśmiechnął się do mnie.
- Co to na być ? - wskazałam wzrokiem na moje spięte ręce.
- Kajdanki. - powiedział wesoło
- Co Cię tak śmieszy ? - zapytałam patrząc na niego spod wilka.
- To, że zaraz staniesz się pieskiem. Szczeniaczkiem na posyłki.
- A to niby czemu ?
- Wiem gdzie jest twój ojciec Aleksandro. Mogę dać Ci jego adres, ale nie za darmo oczywiście. - powiedział Adam patrząc się na nią.
- Ile chcesz pieniędzy ? - zapytała
- Tu nie chodzi o pieniądze.
- To co mamy zrobić ? - zapytałam
- Pewien koleś wisi mi sporą kasę. Odbierzecie ją dla mnie. - Adam popatrzył mi prosto w oczy czekając co powiem. Popatrzylam na Ole. Była załamana.
- Gdzie mieszka ten facet ? - zapytałam.

Adam dał mi moje rzeczy i adres tego kolesia.
- Daleko stąd mieszka ? - zapytała Ola
- Całkiem... - powiedziałam
- Weronika, dziękuję - powiedziała po chwili.
- Dobra, wiem, że to dla Ciebie ważne i muszę dokończyć moje zadanie.
- Jak już będę z moim tatą to Ci się odwdzięczę.
- Powoli. Najpierw zobaczymy czy przeżyjesz. - powiedziałam uśmiechając się lekko
- Że co ?! - krzyknęła Ola
- Umiesz biegać ?
- Co to za pytanie, jasne, że umiem biegać. Każdy umie biegać.
- No to chodź. - zaczęłam biec. Po 6 minutach Ola powiedziała dysząc :
- Chyba.. jednak nie.. umiem biegać...
- Musisz dać radę.
- Nie. Błagam. Chwila przerwy - zamiast biec zaczęłam iść. Ola szła za mną ciężko oddychając.
- Wszystko okej ? Masz coś z płucami ?
- Nie. Spoko. Wszystko okej. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do takiego długiego biegu. Czemu on nie dał nam auta ?
- Bo jest wredny, samolubny i dba tylko o siebie.
- A Ty skąd wiesz ?
- Kiedyś był z nami w jednej bazie... Był z nami w jednej drużynie, chodził po zrzuty..
- O czemu teraz jest osobno ? Czemu Cię nie nawidzi
- Bo moja mama dała mu kosza. Nienawidziła go a on ja kochał. A, że jestem jej córka to chyba dlatego. Ale nie ma teraz czasu na rozmowy. Dawaj biegniemy - powiedziałam i zaczęłam biec. Ola pobiegła za mną. Gdy dobiegłyśmy do głównej ulicy zatrzymałam się gwałtownie.
- Cholera... - powiedziałam cicho.
- Będziemy musiały przejść górą..
- Jak to ?
- Rób to co ja - powiedziałam i rozejrzałam się. Po chwili podbiegłam do białego mercedesa i wskoczyłam na niego.
- Chodź - powiedziałam szeptem do Oli. Ola z trudem wdrapała się na auto. Niestety zombie nas usłyszały. Teraz w naszą stronę szło z piętnaście wsciekłych zombie ! Szybko przeskoczyłam na autobus stojący obok. Ola skoczyła za mną. Autobus zaczęły trzęść zombie
- Weronika ! - krzyknęła Ola. Ja szybko rozejrzałam się.
- Widzisz ten balkon ? - zapytałam po chwili.
- No.
- To za chwilę weźmiesz rozbieg i wskoczysz tam.
- Co ?!
- Nie mamy innego wyjścia ! - do autobusu zaczęło się schodzić więcej zombie.
- Ja pierwsza - powiedziałam, więłam rozbieg i wskoczyłam na balkon jakiegoś domku jednorodzinnego.
- Dawaj teraz Ty ! Szybko !
- Co ja robię ze swoim życiem ! - powiedziała nerwowo Ola, wzięła rozbieg i skoczyła. Złapała się poręczy, która wyślizgnęłaby się jej z rąk ale złapałam ją w ostatnim momęcie . Gdy stała już bezpieczna na balkonie :
- I co ? Jakoś poszło - powiedziałam śmiejąc się
- Chyba mam zawał...
- Nie przesadzaj i chodź już. Zaraz będzie ciemno a jeszcze kawałek drogi przed nami..
- Okej.. - powiedziała Ola i poszłyśmy dalej.

- To chyba tu - powiedziałam stojąc przed drzwiami jakiegoś domu. Zapukałam trzy razy
- Kto tam ? - usłyszałam
- Otwieraj ! - drzwi otworzyły się a ja zobaczyłam jakiegoś faceta. Miał około 50 lat.
- Kim jesteście ? - zapytał
- Przysłał nas Adam. Ponoć wisisz mu jakaś kasę.
- Skąd mam niby wiedzieć że nie kłamiesz ? - zaczął mówić facet
- A mam złamać Ci nogi i przewlec Cię przez całe miasto, żeby Adam osobiście Ci to potwierdził ? - powiedziałam
- No już okej - facet dał mi kasę i zamknął drzwi.
- Wow - powiedziała Ola.
- W końcu teraz to ja jestem ta zła.. Zbierajmy się.

- No chodź - powiedziałam do stojącej na drugim dachu jedego z domków Oli.
- A jeśli nie doskocze ?
- Doskoczysz. Zaufaj mi - powiedziałam i wyciągnęłam ręce w przód gotowa aby ja złapać.
- A jak się zabije to zrobię Ci takie Paranormal Activity, że się zesrasz ze strachu.
- Nie marudź tylko skacz. - powiedziałam. Ola wzięła rozbieg i skoczyła. Gdy była już obok mnie powiedziałam :
- Widzisz. Możesz mi zaufać.
- No. - powiedziała. Na dworze było  ciemno a ja chciałam już zejść z tych dachów bo na niebie były mega ciemne chmury.
- Musimy na noc znaleźć jakieś schronienie. Jutro rano ruszymy dalej. - powiedziałam
- Okej. - powiedziała Ola. Zeskoczyłam na jakiś daszek od garażu, który złamał się ! Upadłam na plecy. Gdy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam zarażonego, który rzucił się na mnie ! Chciałam odepchnąć go rękami a ten mnie ugryzł ! Krzyknęłam ! Po chwili zombie upadł na mnie nieruchomo. Zsunęłam go z siebie i zobaczyłam stojącą nade mną Olę. Była w szoku bo pierwszy raz odkąd tu jest zabiła zombie. Ja jednak bardziej przejmowałam się tym, że mam ugryzienie na ręce. Starłam z rany krew i zobaczyłam na skurze ślady zębów. Po chwili jednak krew znowu napłynęła.
- Weronika ?! Co z twoją ręką ?!
- Yyy... To tylko zadrapanie.. - nie chciałam się przyznać, że dałam się ugryźć.
- Ale nic Ci nie będzie ?!
- Nie. Spoko... - skłamałam. W zombie zmienia się w ciągu godziny więc szybko musiałam poszukać jakiegoś schronienia dla Oli. Wstałam z ziemi.
Popatrzyłam na zarażonego. Miał wielką ranę w głowie.
- Czym ty go zabiłaś ? - zapytałam
- Tym - Ola wskazała na na deskę z wbitymi goździkami.
- Musimy już iść . - powiedziałam i poszłyśmy. Po 20 minutach znalazłyśmy schronienie. Tam udzieliłam Oli "korepetycji" co ma robić i gdzie ma iść jakby mnie nie było. Ona jednak nie zorientowała się, że za niedługo zmienię się w to coś... Wyszłam na dwór. Za dwie minuty miałam się zmienić. Stanęłam przed sklepem w którym się schroniłyśmy
- To cholerne ugryzienie i te całe pieprzone zombie !! - krzyknęłam. Nagle zapikał mi alarm w zegarku. Minęła pełna godzina. Wzięłam głęboki wdech i zmknęłam oczy. Z nerwów zaczęły trzęść mi się ręce. Moje serce przyspieszyło. Mijały sekundy.
- No dawaj ! - krzyknęłam ale w ciąż nic. Zaczęły mijać minuty a ja w ciąż czekałam. Nagle na zewnątrz wyszła Ola.
- Weronika ?
- Idź do środka.
- A Ty ?
- Zamknij drzwi na klucz.
- A Ty ?
- Rób co karzę ! - krzyknęłam
- Ale czemu ?! - zapytała. Zdenerwowałam się i pobiegłam w głąb miasta. Olka nie biegła za mną. To w sumie lepiej.

Padał deszcz a ja siedziałam pod daszkiem koło zjeżdżalni placu zabaw i zastanawiałam się czemu czemu wciąż się nie zmieniłam. Do Olki wróciłam dopiero po dwóch godzinach. Zapukałam do drzwi. Olka otworzyła mi i od razu zaczęła zadawać mi pytania :
- Gdzie byłaś ? Co się stało ? Dlaczego.. - przestałam jej mówiąc :
- Obiecaj, że jeżeli będzie taka potrzeba to zabijesz mnie tak jak tamtego zombie w garażu...
- Ale..
- Obiecaj..
- Obiecuję.

"Witaj W Moim Życiu"Where stories live. Discover now