2.12

2.1K 101 0
                                    

*Rachel*
Jest nie dobrze. Przechadzam się po salonie.
- I co było dalej? - pyta Jordan Christiana. Nie słyszę odpowiedzi. Jak mogłam znaleźć się w takiej sytuacji? Może gdybym nie wyjechała z New Age...
- Co o tym sądzisz, Rachel? - pytanie Jordana, które nie wyraża żadnych emocji przywraca mnie do rzeczywistości.
- Hm... Ja - zaczynam, ale nie mogę się wysłowić. Znalazłam się w bardzo dziwnym położeniu. To tak, jakby siedzieć przy jednym stole z mężem i kochankiem.
- Rach? - miękki głos Christiana wprawia mnie w jeszcze głębsze zamyślenie. Przenoszę się myślami w inne miejsce...
- Mamo, nie dosięgnę! - krzyczy jakieś dziecko.
- Dasz radę, Isaac. Chwyć drugą ręką Rachel - mówi kobieta.
- Mamo... A tata? - pyta chłopiec. Dopiero teraz widzę resztę scenografii. Mężczyzna leży zakrwawiony niedaleko. Kobieta kuca nad przepaścią. Z lasu obok dochodzącą dziwne odgłosy.
- Isaac, chwyć siostrę i skacz - prosi kobieta. Odwraca wzrok, a dzieci skaczą w przepaść.
Coś lekko uderza mnie w ramię. Wracam do rzeczywistości.
- Co? - rzucam, patrząc w szmaragdowe oczy wpatrujące się we mnie.
- Nic - odpowiada Christian. Jednak wciąż się na mnie patrzy w skupieniu. Ciche chrząknięcie Jordana przyciąga moją uwagę. Odsuwam się od Christiana.
- Więc... Carter jechał sobie samochodem, gdy nagle coś... - mówi Parker.
- Ktoś - poprawiam go.
- Ktoś - powtarza, po czym kontynuuje - próbował go zabić? To nie ma sensu. Przecież przeżyłby wypadek.
Christian podchodzi do okna i dodaje:
- Zgadzam się. Nic nie trzyma się układanki. Bo... Kto chciałby zabić potężnego Alfę?
- Ktoś, kto chce przejąć władzę - stwierdzam.
- Bingo. Albo ktoś, kto bardzo go nie lubi... Tak czy owak, muszę wrócić do New Age, aby zająć się watahą. Obowiązki wzywają - mówi Beta. Odwraca się do nas. Wiem, o co chce zapytać. Podchodzi do mnie powoli, nie pewnie. Chwyta mnie za dłonie i ściska je lekko.
- Rachel - gdy wymawia moje imię, coś ściska moje gardło - wróć ze mną. Do domu. Do Kwatery.
Nie wiem, co powiedzieć. Obecność Jordana nie pomaga mi w podjęciu decyzji.
- Ja... - zaczynam.
- Dobra. Wracajmy do domu. Zabukuję bilety - wtrąca Jordan. Jestem mu wdzięczna. Nie wiem, czy sama potrafiłabym podjąć decyzję.
- Pójdę się spakować - oznajmiam i znikam za drzwiami sypialni.

*Carter*
Mocne kopnięcie w prawy bok. Czuję, że moje żebra są w kawałkach. Skronie pulsują mi od bólu. Rękę mam posiniaczoną. Ledwo mogą zgiąć palce.
- Wstawaj! - krzyczy ktoś nade mną.
Nie mogę.
- Wstawaj, Alfo! - powtarza ktoś z drwiną w głosie. Rozpoznaję ten głos. Ten akcent...
- Szefie, mamy gości - oznajmia jakiś mężczyzna.
- Idę - rzuca, po czym zwraca się do mnie - A my pogadamy później.
Po chwili nakłada mi na głowę ciemny worek. Teraz nie wiem, gdzie jestem. Nie czuję już nic.

Przemieniona DziewczynaWhere stories live. Discover now