Dodatek umiejscowiony jest dokładnie w tym samym czasie, co rozdział 7 (Bransoletka i uprowadzenie).
Pierwszy raz pisałam coś takiego - w zamyśle dość smutnego - i nie wiem, czy wyszło. Mam jednak nadzieję, że ta historia choć trochę pomoże wam w zrozumieniu uczuć Albusa :)
***
Wąska, wiejska droga prowadząca do Wrzeszczącej Chaty była pusta i prawie całkowicie zasypana śniegiem. Chociaż stary, uważany za nawiedzony, dom stanowił niemałą atrakcję turystyczną, o tej porze roku praktycznie nikt nie zapuszczał się w jego okolice. Bożonarodzeniowy zakupowy szał skutecznie trzymał ciekawskie tłumy przed witrynami sklepowymi Hogsmeade, a szczypiący ciało mróz zapewniał pobliskim kawiarniom i barom komplet klientów. Albus doskonale wiedział, że on też powinien wrócić w końcu do miasta. Nie miał jeszcze żadnych prezentów, właściwie — nie miał nawet na nie pomysłu, a dziś wypadała ostatnia okazja, by kupić je osobiście, a nie przy pomocy niepewnych katalogów wysyłkowych.
Westchnął, posyłając w powietrze biały obłoczek pary. Nienawidził wybierać upominków — bożonarodzeniowych, urodzinowych, imieninowych — żadnych. Zawsze miał wrażenie, że jego prezent nie będzie trafiony, że obdarowywana osoba uśmiechnie się w ten znany mu, uprzejmy, nieszczery sposób, a w duchu stwierdzi, że Albus jest mało pomysłowy, powtarzalny i w gruncie rzeczy zupełnie jej obcy — w końcu bliskie sobie osoby powinny wiedzieć, czego pragną.
Na domiar złego, aktualnie pomiędzy nim, a wszystkimi ludźmi, na których kiedykolwiek mu zależało, powstała faktyczna, przytłaczająca przepaść wypełniona piekącą serce lawą, niewypowiedzianymi słowami i niepotrzebnymi krzykami. Przepaść, którą sam, własnoręcznie wykopał i której nijak nie umiał ani zasypać, ani obejść. I choćby wszyscy w koło próbowali wybudować za niego most, nic by to nie dało. Bo problem był tylko jeden — Albus nienawidził siebie. Kiedyś ciotka Hermiona, powiedziała mu, że odziedziczył imiona po czarodziejach, którzy odznaczali się potęgą, niesamowitą mądrością i olbrzymią odwagą, lecz prawdopodobnie nigdy nie byli prawdziwie szczęśliwi. Od tamtego czasu był pewny, że przynajmniej tę ostatnią rzecz zostawili mu w spadku.
Zaciągnął rękawy swetra, otulając nimi zmarznięte dłonie. Schował nos pod owinięty szczelnie wokół szyi czerwono-złoty szalik, rzucił ostatnie, tęskne spojrzenie skrawkowi bezludnego, śnieżnego pola i ruszył pustą drogą w dół.
Na skraju rosnącego po lewej stronie lasu minął niską, szczupłą dziewczynę. Miała szpiczasty, zaczerwieniony od mrozu nos, wielkie, ciemne oczy, a spod za dużej, granatowej czapki wystawały jasne jak słoma włosy. Znał ją. Chodziła do Ravenclawu i była w równoległej klasie. Wiedział, że miała delikatne dłonie, które zawsze lekko drżały, gdy przesadzała rośliny w cieplarni na zajęciach z zielarstwa. Wiedział, że jako jedna z pierwszych wstawała na śniadanie, a gdy tylko robiło się ciepło, każdego wieczoru spacerowała samotnie wzdłuż jeziora. Była też jedyną osobą prócz niego, która zimą odwiedzała Wrzeszczącą Chatę. Nie miał pojęcia, czy tak jak on wsłuchuje się wtedy w otchłań ciszy, aż poczuje rytm własnego serca, miarowy puls, przecinający powietrze oddech, aż odgłos własnego życia potwierdzi jej istnienie, ale lubił sobie wyobrażać, że tak jest.
Natomiast ona nie wiedziała o nim prawdopodobnie nic. No może prócz tego, że jest Potterem. Synem Harrego Pottera. To jedno stwierdzenie definiowało jego byt i była to jedyna rzecz, której nienawidził bardziej niż siebie.
— Hej — szepnął nieśmiało, gdy mijali się na tyle blisko, że wystarczyłoby wyciągnięcie ręki, a opuszkami palców dotknąłby wierzchu jej ciepłego płaszcza. Serce zabiło mu szybciej, jednak ona kiwnęła jedynie głową w odpowiedzi, obdarzając go szybkim, przelotnym spojrzeniem. Żadnych słów, żadnych uśmiechów.
CZYTASZ
Oswój mnie. Lily x Scorpius story
FanfictionZwycięzca Harry Potter Awards 2017 w kategorii opowiadań o nowym pokoleniu. Kilkutomowa opowieść o losach Następnego Pokolenia, ze szczególnym uwzględnieniem wątku romantycznego między Lily Luną Potter a Scorpiusem Malfoyem. Jeśli szukasz ff trochę...