3.17. Pustka

2K 190 168
                                    

— Jeszcze raz. — Niski tembr głosu Rudolfa Yaxleya wypełnił przez moment zaplecze Trzech Mioteł.

W pierwszej chwili chciała zapytać, czy istnieje szansa, aby ten „jeszcze raz" był ostatni, ale zanim myśli wypłynęły na zewnątrz, ugryzła się w język. Nie było sensu pytać o coś, na co odpowiedź znała. Minęło pięć dni, odkąd opuściła szpital, a Yaxley w tym czasie zdążył odwiedzić ją już cztery razy. Wiedziała, że tych razy oraz idących za nimi pytań będzie więcej i skończą się prawdopodobnie dopiero, gdy Ministerstwo albo mugolska policja złapią porywacza. Choć nawet to nie dawało jej pewności. Nikt, łącznie z Rudolfem Yaxleyem nie wiedział, jak sądzony będzie Nowy Porządek, a właściwie Ernest Richardson, bo tak podobno miał naprawdę na imię.

Zza drzwi dochodził głośny gwar rozmów, śmiechy, stukanie szklanek oraz energiczne pokrzykiwanie Madame Rosmerty. Lily miała wrażenie, że w całym tym hałasie słyszy podniesiony głos Hugona. Rozmasowała palcami skronie.

— Opisałaś wygląd podejrzanego sprzed ponad dwudziestu lat. Myślisz, że byłabyś w stanie rozpoznać go teraz?

— Może... — zawahała się przez moment.

Trudno jej było wyjaśnić, na jakiej zasadzie zapamiętała obrazy z czasu, gdy przebywała w śpiączce. Większość wypełniała czerń. Głęboka, lepka i gęsta niczym smoła, oplatająca jej ciało, myśli i umysł, pochłaniająca całą resztę, z jednej strony epatująca pustką oraz ciszą, z drugiej przepełniona rozdzierającym krzykiem rozpaczy. Czerń, którą Lily nazywała w duchu Nicością, nie pożarła jednak wszystkiego. Przedzierały się przez nią różne klisze: młody Magi jadący do szkoły na rowerze, magnolie rosnące pod oknami wielkiego budynku, wąż owijający się wokół bezbronnej dziewczyny, roztrzaskane szkło, atak śmerciożerców, przeraźliwy, pełen rozpaczy wrzask i twarz. Pociągła, piegowata twarz chłopca o ciepłych, dobrych oczach, które widziały tak wiele rzeczy nieprzeznaczonych dla oczu dziecka, że pochłonęło je zło. Chciała wymazać ten obraz z pamięci, ale trzymał się jej uporczywie, był wyraźny, ostry i nasycony, jakby ten chłopiec stał przed nią tu i teraz.

— Nie — sprostowała prędko. — Poznam. Na pewno.

Rudolf Yaxley pokiwał z zamyśleniem głową, po czym sięgnąwszy po swoją brązową aktówkę, położył ją na stół. Grzebał w niej w milczeniu przez kilka sekund, aż w końcu znalazł to, czego szukał. Na blacie, obok aktówki wylądowało duże, nieruchome zdjęcie jasnowłosego, piegowatego mężczyzny. Yaxley końcówkami palców przesunął je w stronę Lily, choć tak naprawdę nie musiał tego robić. Rozpoznała go od razu. Wystarczyło jedno spojrzenie.

— To on — stwierdziła szybko, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku.

Nie chciała na niego patrzeć. Nie chciała znów dostrzegać w nim tych wszystkich ludzkich rzeczy, czuć żalu i współczucia. Nie chciała ponownie łapać się w nocy na tym, że tłumaczy sobie jego zachowanie i powoli przestaje nienawidzić za to, co zrobił jej, Scorpiusowi, Katrin, Edmurowi, Aghacie, Magiemu i reszcie.

Czarna, gęsta gula rosła w jej brzuchu. Bulgotała, rozpryskując się falami po całym ciele. Wpadła do oczu. Przez moment znów widziała tylko ciemność. Zamrugała prędko.

— Znaleźliście go? — zapytała, uciekając wzrokiem w kierunku drewnianych drzwi prowadzących do głównej sali Trzech Mioteł.

Skupiła się na dźwiękach. Gwar przybierał na sile. Z pewnością większość uczniów skończywszy już robić zakupy w sklepikach Hogsmeade, zasiadała teraz przy stolikach oraz ladach aby napić się czegoś orzeźwiającego i poplotkować: o SUMach, OWUTEMach, balu końcoworocznym, nad którego organizacją Meredith pracowała od kilku dobrych miesięcy, esejach poprawkowych, czy ostatnich meczach quidditcha mających wyłonić tegorocznego zwycięzcę. Jakaś pokaźna, sądząc po głosach, grupa chłopców zaczęła właśnie nucić głośno przyśpiewkę:

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz