Drugi.

3.7K 335 9
                                    

Adrian 4 lipca 2016.
**************
Zadzwoniłem do drzwi mieszkania przyjaciela, poprawiłem w odbiciu z okna nieposłuszne kosmyki grzywki spięte wsuwką i mało nie dostałem zawału. Niczym strzała wyskoczył ze środka William. Zarzucona tyłem czerwona bejsbolówką na blond włosach naszła mu na oczy, gdy tuż przede mna wyhamował. Uśmiechnął sie lekko w niemym powitaniu na mój widok i poprawił czapkę.
-Cholera- palnął sie nagle w czoło- kompletnie zapominam że miałem Cię ogarnąć.
-sam się ogarnij- wskazałem na widoczny szew w kraciastej koszuli, na czarnym podkoszulku. Will westchnął szybko zmieniając ją na prawą stronę. Z równym tempem sięgnął z szafki na buty nożyczki, a w jego domu walały się one niemal wszedzie, i podszedł do mnie
- nie ruszaj się emo- mruknął zdejmując nie delikatnie metalowy drucik i łapiąc włosy miedzy palcami. Przyglądałem się w zaciekawieniu jemu stojącemu na palcach, jego twarzy, długim jasnym rzęsom, piegowatemu nosowi i bladoróżowym wargom-I tak trzeba będzie Cię ostrzyc, ale chociaż będziesz widział cyklopie.
-moja wina że ta grzywka rośnie w tempie błyskawicznym.
- może to nie grzywka, a wodorosty.
- milcz karzełku- zabrałem mu nakrycie z tego pustego baniaka zwanego głową i odszedłem nim zdąrzył zareagować.
- Nadal masz zamiar wyjechać na studia?- spytał doganiając mnie i zabierając nakrycie głowy.
- Jak i ty nie? Nie ma nigdzie w okolicy nic konkretnego, po za tym mam dosyć gadania ojca nad głową "dopóki mieszkasz pod moim dachem" - wyrecytowałem tak dobrze znany mi tekst.
-W sumie, pewnie gdybym ja został w tym mieście do byłbym drugim Brzozowskim fryzjerem- mruknął niewyraźnie schodząc ze mną, ze schodów.
- Boisko szkolne czy miejskie?- spytałem okręcając piłkę do kosza na palcu.
- Szkolne, nacieszmy się nim póki możemy. - Coś czuje, że dziś skopię Ci dupę...- westchnął przeciągając się. Prychnąłem jedynie w niedowierzaniu, że ten dzień kiedykolwiek nastąpi. Jednak gdy przyszło co do czego niższy ode mnie o głowę chłopak zdobył pierwszy kosz wymijając mnie na tyle szybko że nie zdarzyłem ogarnąć co zrobił. Z grymasu który gościł jego twarz najczęściej przeszedł na triumfalny uśmiech, pokazujacy jak bardzo jest pewien że znów do niego bedzie należał kolejny punkt. Odbił piłką pięć razy o gumowatą powierzchnie boiska i czekał na moj ruch. W takich chwilach przypominał mi dzieciaka z wiecznie obdrapanymi kolanami który był liderem połowy dzieciarni na osiedlu, ale William taki nie był, on był tym dzieckiem które siedziało z książką pod blokiem bylyby nikt w niego niechcący piłką nie trafił.
Ponownie spróbował tej samej sztuczki lecz tym razem zareagowałem dość szybko by wytrącić mu piłkę z rąk i samemu podążyć w stronę kosza. Wybiłem się i ten knypek wyskoczył niczym na sprężynach tuż przede mną, zawsze był szybki. Wyciągnąłem przed siebie rękę zdobywając kosza.
Popatrzył na mnie z jeszcze większym uśmiechem, takie sytuacje działały na nas jak narkotyk, uzależniały. Tym razem jednak przewrotny los odwrócił się ode mnie, koniec końców przegrałem 5 do 3. Opłukalismy się z potu i kurzu pod natryskiem wystawionym na trawniku, założyłem na mokre ciało z powrotem podkoszulek i poszedłem do sklepu po picie.
Gdy wróciłem i ruszylismy, roześmiany przyjaciel pił małymi łykami zimną cole kupioną mu w ramach nagrody, ubrania związane w supeł trzymał w wolnej ręce machając nimi na boki. Podeszliśmy do tylnej części szkoły, gdzie drzewa osłaniały nas przed nadmietna troska słońca. Usiadłem wygodnie na lekko uszkodzonej obdrapanej ławce i obserwowalem katem oka jak rzuca zawiniątko obok mnie
Minęło parę dni od 'tego' zdarzenia, dziekowałem bogom, że ani Will, ani ja nie wpadliśmy na pomysł by grzebać w tym co się wydarzyło. A teraz ponownie otoczyło nas to... 'Coś' , jakaś aura która nas do siebie przyciągała. Sam nie wiem jak to się stało, chyba tym razem to on zareagował szybciej niż zdążył pomyśleć. Podszedł do mnie, chwycił moją twarz oburącz i musnął lekko mój nos, uczucie lekkiej wilgoci na samym jego czubku wprost swędziało, a jednak go nie otarłem.
- To...taka kara za to że przegrałeś.- zająknął sie najprawdopodobniej na szybko wymyślając tą wymówkę Udałem że nie wiedzę jak bardzo to dziwne i naciąganie. Sam wmawiałem sobie w tym momencie winę układu gwiazd, smogu, tego że dawno nie trzepałem, że matka każe mi oglądać telenowele, mielonymi na obiad i prognoza pogody dla alergików.
-to był ostatni raz jak przegrałem.- rzekłem szybko i zacząłem ponownie katować Legendę Wojownika podczas gdy Will już wkładał słuchawki.

Wiele Pierwszych PocałunkówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz