cztery

181 11 7
                                    

Po szkole postanowiłam zabrać Chrisa na obiad. Sam zaproponował pizzę, także się zgodziłam.
Droga do restauracji minęła nam w ciszy.
I dobrze. Przynajmniej miałam czas, żeby pomyśleć o brązowookim, który ciągle siedział mi w głowie.
- Znasz tego brata od Jazmyn? - zapytałam, kiedy siedzieliśmy już w pizzerii.
Chris miał właśnie pełną buzie, dlatego czekałam aż spokojnie przełknie.
Ja zamówiłam tylko kawę mrożoną. Nie jestem głodna.
- Tak, to Justin. Tata go bardzo lubi.
Zdziwiłam się.
- To oni się znają? - zapytałam, sącząc kawę przez słomkę.
Powiedział tylko pod nosem ciche "mhm" i wziął kolejnego gryza.
Nie chce mi sie go dopytywać, czemu nie powie wszystkiego co mnie interesuje od razu?
Kiedy w końcu chyba się najadł i wypił szklankę coli, postanowił odpowiedzieć na moje pytanie.
- Justin często przyjeżdża po Jez. Zawsze sobie z tatą gadają.
- Ne boisz się go? Nie sądzisz, że wygląda.. No wiesz.. Trochę groźnie?
- Nie, Justin jest spoko.
Dobra. Tyle mi wystarczy, w sumie już odechciało mi się z nim gadać.
Zapłaciłam i wróciliśmy do domu.
Wzięłam szybki prysznic, a potem zrobiłam sobie gorące kakao i wskoczyłam do łóżka.
Kocham to uczucie, nie ma nic lepszego..
Chwyciłam mojego iphone i przeglądałam co ciekawego wydarzyło się w kraju.
Żart. Średnio mnie to obchodzi.

Była dopiero 17:30..
Jeszcze za wcześnie, żeby iść spać.
Ohhhh co tu robić. Postanowiłam pozamulać w łóżku, poczytać książkę i poczekać aż się ściemni, żeby iść na wieczorny spacer.

Nałożyłam na siebie czarne legginsy z wysokim stanem, beżową przy krótkawą bluzę oraz vansy. Chwyciłam paczkę Marlboro oraz telefon do ręki. Twarz pozostawiłam w całkowitej naturalności, nie będę się przejmować jednym pryszczem na czole..

Postanowiłam przejść się po okolicy, tak jak zawsze.

Dom Neelsonów- zawsze im zazdrościłam tego wielkiego ogrodu.. 
Następnie kwiaciarnia pani McFunley- tutaj są najpiękniejsze pudrowe róże, które zawsze chciałam dostać.. Oczywiście jak byłam młodsza.
A tam niedaleko jest moje liceum, a obok park, w którym znajduje się też boisko. Tutaj zazwyczaj można spotkać młodzież z okolicy, ale raczej w czwartki jest spokojnie.

Lekki powiew wiatru i dźwięki piłki rzucanej do kosza. Jak zawsze czuję swoje dzieciństwo. Tutaj spędzałam najlepsze chwile, kiedy byłam młodsza i nie przejmowałam się wszystkim tak jak teraz. Wiecie o co chodzi.. Ucieczki z domu blablabla.

Usiadłam na drewnianej ławce, na której kiedyś z Tomem wygrawerowaliśmy nasze inicjały kiedy byliśmy na wagarach.

Oh so sweet..

Usiadłam na oparciu i odpaliłam ostatniego już papierosa. Chyba za dużo palę..

Zaciągnęłam się i wypuściłam powoli dym, delektując się tym okropnym smakiem. Tak wiem, to ma sens..

Zaczęłam obserwować grupkę chłopaków. Grali w kosza.
Mój były też kiedyś trenował. Zawsze przychodziłam na mecze i kibicowałam.
Liceum to był, mimo wszystko najlepszy okres w moim życiu.

-Ej sory, masz może ogień? - przerwał moje przemyślenia, twardy, męski głos, a za nim usłyszałam ich jeszcze więcej.
Pokiwałam głową, wzięłam ostatniego bucha, wyrzuciłam papierosa i podałam mu zapalniczkę.
- Stary, a ty znowu wyrywasz.. - powiedział ktoś z tej pięcio czy tam sześcioosobowej grupki.
Wszyscy zatrzymali się obok ławki, a mój nowy kolega pokiwał mu przed twarzą ogniem i przewrócił oczami.

- No no podryw na ogień.. Dobrze Ci idzie Lukas - odezwał się ktoś za mną, a potem zaśmiał się pod nosem. - Spóźniłem się? - zapytał i podszedł do kolegów, witając się z nimi.
- No Bieber, myślę, że przynajmniej z godzinę..
- Czyli jak zawsze. - dopowiedział niebieskooki blondyn, który stał na przeciwko mnie bez koszulki.
Było widać, że są po ciężkim meczu, ponieważ na ich twarzach co chwilę pojawiały się krople potu. Poza tym temperatura nie była aż tak wysoka, żeby paradować bez ubrań..

No serio fajnie, że sobie tak stoicie obok i śmieszkujecie, ale możecie mi już oddać ten ogień i odejść?

Nowo przybyty chyba potrafi czytać w myślach, ponieważ odpalił papierosa i oddał mi go w pośpiechu.
No i właśnie wtedy nasz wzrok się spotkał.
Tak, tak i dopiero wtedy zauważyłam kto to jest.
Te oczy poznałabym wszędzie.
Były ciemniejsze niż wtedy pod szkołą.
Jego twarz była perfekcyjna, a koszulka idealnie ukazywała jego mięśnie oraz tatuaże.
Po chwili zorientowałam się co robię, dlatego szybko spojrzałam w górę.
Uśmiechał się lekko, więc wnioskuję, że zauważył to, że mu się przyglądałam.
No trudno.
Pewnie to nie jest dla niego nowa sytuacja.
Musi być przyzwyczajony do obczajania, skoro wygląda niemożliwie przystojnie.
- To co? - odwrócił wzrok do kumpli - Jesteście gotowi na to, żebym was całkiem wykończył?
- Nie ma szaans, ja już nie gram - odezwał się Lukas, o ile dobrze zapamiętałam i usiadł na ławce, biorąc łyka wody. -Ale może koleżanka zagra za mnie?
- Yyy to było do mnie? - zapytałam, trochę zszokowana.
- No wiesz, nie widzę tu innej dziewczyny. - odpowiedział i zaśmiał się.

No w sumie.. Zrobiło mi się głupio..

- No chyba, że Chris. W tych włosach trochę tak wygląda.. - dodał, a reszta zaczęła się śmiać.

Oprócz Justina. On akurat nadal stał w tym samym miejscu i gapił się w ekran telefonu. Ohh pewnie jego dziewczyna już się niepokoi.
Nie dziwię się, sama bym go sprawdzała na każdym kroku.
Nie no dobra, taki żarcik.

- Myślę, że Vanessa ma lepsze rzeczy do roboty niż granie z nami w kosza, prawda? - powiedział nagle i spojrzał na mnie spod swoich długich rzęs, blokując telefon i czekając na moją reakcję.

Nastąpiła kompletna cisza.

Tak, zdziwiłam się, że zna moje imię, ale pewnie po prostu zapytał siostry, dlatego stwierdziłam, że będę zachowywać się całkiem normalnie.

- Dokładnie tak, masz rację - uśmiechnęłam się do niego i zeskoczyłam z ławki - Poza tym muszę już lecieć.

Kiwnęłam ręką w kierunku chłopaków, których i tak w sumie nie znałam.. No ale kultura jednak wymaga tego, żeby w jakiś sposób się pożegnać.

- Jutro jest impreza u mnie także jeśli chcesz, to zapraszam! - zawołał za mną blondyn, a ja tylko podniosłam kciuka w górę. No już lecę..

Usłyszałam za sobą jeszcze kilka tekstów typu "ty ją znasz?!" "co to za laska?" ale olałam to.
No Bieber, ciekawe co powiedziałeś.

sick darkness // J.B Where stories live. Discover now