Chapter 4. Nieprzewidziane konsekwencje

852 103 23
                                    

*Mark pov*

Minęło parę dobrych chwil nim ocknąłem się z odrętwienia. Jak oparzony zerwałem się z krzesła, włożyłem pierwsze lepsze buty i chwytając w biegu kurtkę dla siebie oraz Sean'a wybiegłem z mieszkania. Zaraz po wydostaniu się z budynku rozejrzałem się w panice dookoła. Ani śladu zielonowłosego chłopaka. Zacząłem nerwowo przeczesywać moje czerwone kosmyki. Gdzie on mógł pobiec!?

*time skip*

Błąkałem się po najbliższej okolicy już jakieś 2 godziny bezskutecznie szukając przyjaciela. W miedzy czasie rozpętała się potężna ulewa. Zrezygnowany postanowiłem wrócić do domu i tam poczekać, z nadzieją, że może wróci. W drodze powrotnej zaglądałem w każdy zaułek, sprawdzając, czy może nie schował się przed deszczem. Zerkałem za każdą szybę restauracji, kawiarni czy sklepu. Będąc niecałe 15 drogi od domu usłyszałem podniesione głosy dochodzące z jednego z wąskich przejść. Nie chcąc mieszać się w nieswoje sprawy przyspieszyłem kroku, aby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Aż do momentu gdy moich uszu doszedł zduszony krzyk przemieszany z jękiem

- Zostawcie mnie... p-proszę..

Odwróciłem się w stronę tego głosu. Moja twarz stężała w przerażeniu gdy ujrzałem jak zielone włosy drobnego chłopka zostają przysłonięte przez kilku dryblasów. Rzuciłem się w ich kierunku krzycząc, żeby go zostawili. Rozpierzchli się szybko, a ja natychmiast podbiegłem do leżącego na bruku Sean'a.

- O Boże... Sean..? Sean... kochanie, otwórz oczy... proszę..! - pomimo moich próśb jego powieki pozostały zamknięte. Zaszlochałem, podnosząc jego głowę i kładąc ją sobie na kolanach. Dostrzegłem jak na jego ubraniach powiększają się czerwone przebarwienia. Również moja dłoń, trzymająca go pod głową, zaczęła mienić się brunatną cieczą. Jak w transie wyjąłem telefon i zadzwoniłem po karetkę. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się przekazać ratownikowi wszystkie informacje. Po przerwaniu połączenia mój telefon upadł na ziemię, a ja zacząłem głaskać jego pozlepiane deszczem kosmyki, szepcząc w tym samym czasie przez łzy przeprosiny. Błagałem, by ze mną został, prosiłem by się obudził, abym mógł znowu ujrzeć te lazurowe tęczówki wpatrujące się we mnie, żebym mógł znowu przytulić się do niego i wdychać jego zapach, spojrzeć w te oczy i zobaczyć w nich ponownie iskierki szczęścia.

- Sean..Sean... Tak strasznie przepraszam.. Seanie... - łkałem cicho, a łzy nie przestawały spływać po moich policzkach.

Jak przez mgłę zobaczyłem ratowników podjeżdżających do zaułka, w którym byliśmy. Ocknąłem się dopiero, gdy na noszach wnosili go do karetki. Siłą wymusiłem na nich, aby pozwolili mi jechać razem z nim. Przez całą drogę trzymałem jego zimną dłoń, głaszcząc ją kciukiem, szepcząc obietnice poprawy i raz za razem przepraszając.

*time skip*

Siedziałem już w szpitalu godzinę i jak na razie nikt mi o niczym nie chciał powiedzieć. Schowałem twarz w dłoniach i cicho płakałem, wydając z siebie sporadyczny szloch. W końcu drzwi od jego sali otworzyły się, a moim oczom ukazał się lekarz w białym kitlu trzymający pod pachą jakąś podkładkę. Podniosłem się ze szpitalnego krzesełka i podszedłem do niego.

- Doktorze, co z nim? Co z S-Sean'em? - zapytałem ścierając rękawem bluzy łzy.

- A kim Pan jest dla pacjenta? - odpowiedział

- J-Ja? Jestem.. ja... jestem chłopakiem! Jestem jego chłopakiem. Proszę mi powiedzieć jak on się czuje! - wymyśliłem na poczekaniu wymówkę, a lekarz chwilę mi się przyglądał, jakby oceniając prawdziwość moich słów. W końcu jego spojrzenie złagodniało.

- No dobrze, powiedzmy, że Panu wierzę. A zatem Pan McLoughlin doznał niezbyt ciężkich obrażeń na całym ciele. Moje obawy budzi jedyne rana na głowie, spowodowana najprawdopodobniej uderzeniem o ścianę. Na razie pozostawimy Pana McLoughlin'a na obserwacji i zobaczymy co z tego wyniknie.

- Obserwacji? Co to znaczy?

- Pacjent jest w tej chwili nieprzytomny. Niestety uraz głowy mógł być dość poważny i mogą z tego wyniknąć pewne... konsekwencje.

- Konsekwencje?

- Czasowe zaniki pamięci, częściowa, lub całkowita amnezja. W najgorszym przypadku - śpiączka.

- C-Co? Ale.. Czemu!? Jak to!? Przecież to tylko m-mała rana głowy.. prawda? - zaszlochałem nie mogąc opanować emocji. Miałem już nigdy nie spojrzeć w te błękitne oczy, ujrzeć w nich ciepła, usłyszeć jego głosu, poczuć jego ciepła tuż obok, porozmawiać z nim? Nie, nie... NIE!

- Niestety głowa jest jest niezwykle wrażliwa na jakiekolwiek zmiany. Ale proszę się nie martwić i nie zakładać od razu najgorszej wersji wydarzeń. Wiara i nadzieja są w tym momencie najważniejsze,.

Wziąłem kilka głębszych oddechów próbując się uspokoić. Kiedy już napięcie w moim ciele trochę zelżało spojrzałem z powrotem na mężczyznę w kitlu.

- A.. Czy m-mogę do niego wejść?

- Nie wiem czy to właściwe w obecnej sytuacji... Ale dobrze, w drodze wyjątku może pan wstąpić. Tylko proszę go zbyt długo nie męczyć. Potrzebny jest mu odpoczynek, aby jego organizm mógł się zregenerować.

- Tak strasznie Panu dziękuję. - Uśmiechnąłem się do niego. Odpowiedział mi tym samym, a następnie odszedł, prawdopodobnie do innych pacjentów.

Odwróciłem się w kierunku drzwi i wziąłem głęboki oddech, a następnie wypuściłem powietrze. Drżącą ręką sięgnąłem klamki i uchyliłem drzwi. Moim oczom ukazało się drobne ciało Sean'a, spoczywające w białej pościeli. Na widok wszystkich kabelków i bandaży poczułem, że moje oczy znów zachodzą łzami, ale udało mi się nie rozkleić. Stąpając cicho po kremowym linoleum podszedłem do łóżka i usiadłem na krześle obok. Chwyciłem dłoń zielonowłosego i wpatrywałem się w niego niespokojnym wzrokiem. I tak przez następne pół godziny.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka!

To chyba pierwszy rozdział, w którym ,dzieje się tak dużo, c'nie?

Nie wiem, czy jeszcze ktoś pamięta o tym ff, ale jeśli pamiętasz (i oczywiście, jeśli przypadł Ci do gustu ten rozdział) to pozostaw po sobie komentarz, gwiazdkę, jakikolwiek ślad, a będzie mi niezwykle miło :)

Nie wiedziałam zbytnio jak się zabrać za ten rozdział - skupić się znowu na Sean'ie czy może na Marku.. I takim oto sposobem powstało.. to 'coś'

Tak strasznie przepraszam za to, że nie jestem w stanie częściej wypuszczać tych rozdziałów :(

Mimo wszystko mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze zagląda *^*

Bajo!

Somebody | SeptiplierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz