ROZDZIAŁ 38.

3.4K 137 12
                                    

BABY BLUES.

Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem, kiedy znalazłam się na szpitalnym łóżku w okropnej koszuli nocnej, którą dają wszystkim pacjentom. Na szczęście, okazało się, że wszystko jest okej.

No cóż, może nie tak do końca wszystko.
Okazało się, że mam "Niepowściągliwe Wymioty Ciężarnych".
Ta przypadłość dotyczy zaledwie jednego procenta kobiet w ciąży i ja akurat musiałam zasilić ich grono. To, co działo się ze mną teraz, było podobno dopiero początkiem.
Pielęgniarka była zszokowana, kiedy dowiedziała się, że jestem dopiero w czwartym tygodniu ciąży, bo podobno ta przypadłość dotyczy kobiet w drugim trymestrze, albo coś poplątałam i mówiła, że w drugim trymestrze się kończy? Nie słuchałam jej uważnie. W każdym bądź razie, była zaskoczona, że dolega mi to tak wcześnie.
Co się jednak potwierdziło to to, czego obawiałam się najbardziej. Mogłam umrzeć. Miałam niedobór składników odżywczych, energii, żelaza i wszystkich tych pozostałych rzeczy, niezbędnych do życia.
Kiedy tak leżałam w tym szpitalnym łóżku, żałowałam, że okłamałam Amber. Powinnam była pozwolić jej zabrać mnie do doktora, kiedy tylko o tym wspomniała, wtedy uniknęłabym całego tego zamieszania.
Nie czułabym się jak okropny rodzic.
Musieli podłączyć mi kroplówkę, żebym odzyskała brakujące składniki odżywcze, bo przecież nie mogłam nic jeść.
Zrobili mi również badania krwi, żeby ocenić poziom mojego odwodnienia, bo wszystkie płyny też zaraz zwracałam.
Dziecinka siedząca we mnie była jeszcze na tyle mała, że ponownie musieli zrobić mi ultrasonografię przezpochwową, żeby zobaczyć czy nic jej nie jest. Powiedzieli, że poza tym wszystko jest w normie i nic strasznego się nie dzieje, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
- Jak się czujesz? - zapytał Zayn, siadając na stołku przy moim łóżku. Był wyraźnie zatroskany.
- W porządku.
Mocno zacisnął oczy i chwycił moją dłoń.
- Mogłem cię stracić. - W jego słowach było tyle emocji, że aż zakuło mnie serce.
- Ale nadal tu jestem - szepnęłam.
- Ledwo co - dodał marszcząc czoło.
- Myślałam, że to zwykłe poranne mdłości - odparłam, stając w swojej własnej obronie.
- Nie jadłaś nic przez ponad tydzień, Victoria.
Spuściłam wzrok w poczuciu winy.
- Próbowałam.
- Powinnaś była wiedzieć, że coś jest nie tak. Nie mogłaś jeść przez to dziecko, ono wysysa z ciebie całe życie.
Przewróciłam oczami.
- To nie jest "Zmierzch".
- Sama lekarka tak powiedziała. Wszystkie substancje niezbędne ci do życia, zabierało ci to dziecko - powiedział gromiąc mnie wzrokiem.
- Długo jeszcze masz zamiar opieprzać mnie za moje błędy, czy może mógłbyś już po prostu zacząć mnie wspierać? - Nie zwróciłam uwagi na denerwujące pikanie, wzmagające się z urządzenia ustawionego obok mojego łóżka. Aparatura mierząca częstotliwość bicia mojego serca zdradzała moje zdenerwowanie. Popatrzyłam na nią z wyrzutem.
- Jak się pani czuje, panno Greene? - zapytał pielęgniarz, wchodząc do sali. Był lekko po trzydziestce i uśmiechał się przyjaźnie.
- Lepiej - odpowiedziałam, na co skinął głową.
- To dobrze. Nazywam się dr Harris i zajmę się sprawdzeniem czy u maluszka wszystko w porządku. Miała już chyba pani wcześniej robiony ultrasonograf przezpochwowy?
Nieśmiało skinęłam głową.
- Będzie pan uczestniczył, sir? - Doktor zaciągnął zasłony wokół mojego łóżka, a ja niepewnie zerknęłam na Zayna i z trudem przełknęłam ślinę.
- Co będzie pan robił?
- Ultrasonograf przezpochwowy - powtórzył lekarz.
Spuściłam wzrok. Na pewno nie będzie chciał zostać.
- Pan to będzie robił?! - rzucił z niedowierzaniem Zayn.
- Tak, sir.
- Zostanę - oświadczył z wielką niechęcią chłopak.
Jego palce mocniej oplotły moją dłoń, na co z osłupieniem na niego popatrzyłam. Zostanie ze mną podczas badania?
- Okej, możemy zaczynać. To pan jest szczęśliwym tatusiem? - zapytał pielęgniarz, a Zayn aż się wzdrygnął.
- Tak - odpowiedział z wahaniem.
Doktor opuścił nas na chwilę, by sekundy później podepchnąć wózek wypakowanym specjalistycznym sprzętem do ultrasonografu.
- Zanim jeszcze przejdziemy do rzeczy, panno Green, chciałbym zadać pani kilka pytań.
Przytaknęłam zmęczona, a on sięgnął po podkładkę do pisania. - Doświadczyła pani jakichś ekstremalnych upławów krwi? Mogą być podobne do miesiączki na przykład..
- Nie. - Potrząsnęłam głową.
- Dobrze. Jakieś skurcze?
Zmarszczyłam czoło.
- Skurcze powinny być podobne do tych miesiączkowych, ale nieco ostrzejsze.
- Nie. Żadnych skurczy.
- Dobrze, i ostatnie pytanie. Czuje pani jakieś napięcie wokół piersi? Są nabrzmiałe?
- Nie.
- Dobrze. Wszystko wygląda w porządku, Victorio. Dziecko wydaje się być zdrowe, jednak jak to mówią, lepiej dmuchać na zimne. Na wszelki wypadek jednak zrobimy to badanie, żeby upewnić się, że bobas jest tam gdzie powinien.
Sięgnął po przedmiot przypominający białą probówkę, a ja wzięłam głęboki oddech, przypominając sobie niezbyt miłe doświadczenia z tym czymś. Zayn widząc moje zdenerwowanie mocniej ścisnął moją dłoń.
- No to wyskakuj z bielizny i zaczynamy - uśmiechnął się przyjaźnie.
Westchnęłam w duchu i niezdarnie "wyskoczyłam" ze swoich majtek, przez cały czas widząc kątem oka jak Zayn marszczy czoło.
- Ja je wezmę - odezwał się Zayn, na co z zażenowaniem wręczyłam mu dolną część mojej bielizny. Doktor musiał wziąć nas za jakichś dziwaków.
- Prosiłbym jeszcze, żeby ugięła pani nogi w kolanach, panno Greene.
Zakłopotana przyjęłam odpowiednią pozycję i z niemałym zdenerwowaniem obserwowałam, jak pielęgniarz nanosi przezroczysty lubrykant na pokrytą prezerwatywą sondę. Po chwili dotknął palcem jeden z monitorów, przywołując go do życia.
- To konieczne? - odezwał się rozdrażniony Zayn.
- Jest jakiś problem, sir? - zapytał dobry doktorek.
- Jest pan mężczyzną - zaczął opornie Zayn, na co przewróciłam oczami. Na serio jest zazdrosny o jebanego doktora?!
- Daj wykonywać mu jego pracę - bąknęłam półgłosem.
- Nie czuję się zbyt komfortowo wiedząc, że robi to mężczyzna - zaoponował surowo Zayn.
- Przepraszam - rzuciłam szybko do doktora, ale Zayn już mierzył go spojrzeniem spod przymrużonych powiek.
- W porządku. Nie jest pan jedyny, prosząc o pielęgniarkę. Rozumiem.. - zaczął, ale Zayn szybko mu przerwał.
- Żądam pielęgniarki.
- Zayn! - podniosłam głos, a on w końcu łaskawie na mnie spojrzał. - Przestań, po prostu pozwól mu robić to, co do niego należy - bąknęłam.
Lekarz nadal cierpliwie czekał na rozwój sytuacji w ręku trzymając to dziwne coś.
- Proszę zaczynać - powiedziałam do niego.
- Jest pani pewna?
- Tak, wszystko jest w porządku. - Przeniosłam wzrok na Zayna. - Uspokój się, proszę - szepnęłam, ale on nawet na sekundę nie spuścił z oka przygotowującego się do pracy lekarza.
- Niech się pani rozluźni, panno Greene. Jeszcze zanim zaczniemy, jest pani uczulona na lateks?
- Nie jest! - warknął Zayn.
- Przepraszam, panno Greene - odpowiedział pielęgniarz patrząc prosto na Zayna.
Powoli włożył we mnie sondę i zaczął nią poruszać w poszukiwaniu odpowiedniego obrazu. Zastygłam w bezruchu nie czując się zbyt komfortowo. Kiedy Zayn skończył wreszcie zabijać wzrokiem lekarza, skupił się na małym ekranie ustawionym przy łóżku. Oboje uważnie śledziliśmy wzrokiem niewyraźne mazaje, aż w końcu doktor wskazał nam małą fasolkę, majaczącą po środku monitora.
- Dziecko nadal tu jest. A pani nadal jest w ciąży - odezwał się w końcu, po czym uśmiechnął się do mnie z góry.
Odetchnęłam z ulgą. Dzięki Bogu.
Przeniosłam wzrok na Zayna, ale on nadal wpatrywał się w ekran. Nie dowierzał? Był w szoku? Nie dość wyraźnie umiałam rozpoznać emocje, które zagościły na jego twarzy.
- To..To jest dziecko? - zapytał cicho.
Przytaknęłam, a uścisk jego dłoni wokół mojej zmalał.
- To nasze dziecko? - zapytał ponownie, a niedowierzanie tym razem zdało się być bardziej widoczne w jego głosie. Przysunął się bliżej monitora, żeby mieć lepszy widok, po czym zmarszczył czoło. Miałam jednak przeczucie, że ta informacja wreszcie do niego dotarła.
- To nasze dziecko, Zayn - odparłam cicho, wracając wzrokiem na małą fasolkę widoczną już jasno i klarownie.
- Jest jeszcze za wcześnie, żeby posłuchać bicia serca, ale jestem pewien, że z dzieckiem wszystko w porządku. Zawdzięcza to substancjom odżywczym pozyskiwanym z pani organizmu.
Lekarz nacisnął jakiś przycisk przy monitorze, a obraz na nim zastygł w miejscu. Podał mi chusteczkę, bym mogła wytrzeć pozostałości żelu i powoli wysunął ze mnie wziernik, po czym wyrzucił zużytego kondoma do kosza.
- Jak mówiłem, z dzieckiem jest wszystko w porządku - powtórzył.
Okej, załapałam.
- Czemu z dzieckiem jest wszystko w porządku, a z Victorią nie? Przecież są chyba ze sobą jakoś połączeni? Skoro Victoria jest chora, to dziecko też chyba powinno być chore? Nie rozumiem. - Skonsternowany Zayn pokręcił głową.
- Wszyscy wiemy, że dziecko pobiera wszelkie niezbędne mu do życia i rozwoju substancje z organizmu matki, natomiast ona dostarcza ich sobie spożywając rozmaite pokarmy. Jednak z uwagi na to, że Victoria nie była w stanie przyjmować żadnych posiłków, ani płynów, dziecko musiało zaopatrzyć się w zapasy pobierane z jej organizmu, co spowodowało silne osłabienie i wielki głód. To się zdarza. Ale miała pani naprawdę dużo szczęścia, że dotarła tu na czas, bo osłabienie organizmu zaczynało być poważne.
Jasne, że tak. Teraz czułam się już o wiele lepiej. Podpięli mnie pod kroplówkę jakąś godzinę temu i na serio, czułam jak wracają mi siły.
- Więc, dziecko dosłownie wysysało ze mnie życie? - zapytałam zaciekawiona.
- Teoretycznie, tak - przytaknął lekarz, a Zayn pokręcił tylko głową.
- Będzie mogła już jeść? - zapytał w końcu.
- Poleciłbym raczej zacząć powoli z nowymi nawykami żywieniowymi..
- No to co może jeść? - znowu przerwał mu Zayn.
- Na razie, zostaniemy przy kroplówce. Duża część pacjentek z tą dolegliwością zostaje wyposażona w zapas kroplówek i specjalny stojak, z uwagi na to, że same nie mogą przyjmować pokarmów. To zależy od przebiegu ciąży. Może dolegliwości ustąpią w drugim trymestrze, ale muszą mieć państwo świadomość, że mogą trwać również do końca ciąży.
Spierdalaj! Do końca ciąży?! O, mój Boże.
- Więc w ogóle nic nie może jeść?! - wtrącił Zayn.
- Jest możliwość, że to tylko przejściowe, panie Malik - oświadczył formalnie lekarz.
- W zeszłym tygodniu straciła 2% wagi swojego ciała. To nie jest normalne.
- Oczywiście, że nie jest, ale kroplówka powinna jej pomóc. Ona potrzebuje teraz odpoczynku. Jest wycieńczona, nawet mimo tego, że może się pani wydawać, panno Green, że jest już lepiej. Musi pani cały czas uważać. To zwodniczy stan, jeśli nagle wróci pani do wykonywania wszelkich czynności i normalnego jedzenia, odstawiając kroplówkę, nastąpi ogromny spadek wytrzymałości i energii.
- Mogłabym prosić o zdjęcie dziecka? - zapytałam szybko, kończąc niewygodny temat. Później go dokończymy.
- Oczywiście.
- Co może się wydarzyć, zakładając najgorszy scenariusz? - zapytał Zayn, gdy doktor podszedł do monitora.
- Wiele może się wydarzyć. Będzie ospała, apatyczna, nasilą się mdłości..Każdy nawet najmniejszy zapach, czy gwałtowniejszy ruch będzie mógł wywołać wymioty. Najlepszym lekarstwem dla niej jest teraz odpoczynek.
- Kiedy ją wypiszecie? - Ile on ma jeszcze tych pytań w zanadrzu?!
- Wszystko będzie jasne, jak tylko otrzymamy wyniki badań krwi.
- Może pan określić mniej więcej czas oczekiwania na te wyniki?
- Coś koło dwudziesty minut.
- Potem będziemy mogli stąd iść?
- Tego nie mogę obiecać. Jeśli wyniki będą dobre, oczywiście, wypiszemy panią ze szpitala, jeśli jednak będą niepokojące zatrzymamy panią na noc. Zrobimy jeszcze wtedy kilka obserwacji dotyczących spożycia, wydalania..
- Co to znaczy?! - Cóż on taki ciekawski?
- Spożycie i wydalanie? - zapytał lekarz, na co Zayn przytaknął ochoczo.
- Pomiar spożycia opiera się na tym co pacjentka przyjmuje, natomiast pomiar wydalania monitoruje się płynami, które będzie oddawać w postaci moczu.
Zayn ponownie skinął głową, uciszając się na chwilę, a doktor wręczył mi zdjęcie z ultrasonografu. Brakująca część mnie z którą borykałam się od zeszłego tygodnia ponownie została zapełniona fotografią mojej małej fasolki.
- Macie państwo jeszcze jakieś pytania? - upewnił się pielęgniarz, zaczynając odsuwać wózek od mojego łóżka.
- A co ze stosunkami intymnymi? - zapytałam cicho, a Zayn uniósł brew, kiedy dotarły do niego moje słowa.
Nawet lekarz popatrzył na mnie, jakbym była zakonnicą popijającą alkohol w kościele.
- Są dozwolone, jednak zależy to tylko i wyłącznie od stanu samopoczucia. No i oczywiście tego, czy chce pani ryzykować potem odsypianie energii przez cały dzień - odparł i uśmiechnął się ciepło.
Przytaknęłam niemo. Czyli seksik nie odpada.
- Jeszcze jakieś pytania?
Pokręciłam przecząco głową i popatrzyłam na Zayna.
- Nie, dziękuję - powiedział i formalnie podał lekarzowi dłoń.
- Okej. Proszę pamiętać o tym co mówiłem. Jestem pewien, że dr Weir jeszcze pani przypomni. Proszę jak najwięcej wypoczywać. Żadnej pracy, ani gwałtownych ruchów, bo skończy się wymiotami, albo utratą przytomności.
- Dziękuję - rzuciłam, nie odrywając wzroku od czarno-białego zdjęcia.
Lekarz zostawił nas samych, zasuwając za sobą zasłonę, by dostarczyć nam odrobinę prywatności.
- Jak się czujesz? - zapytał Zayn.
- Dobrze. Zadajesz tyle pytań.
- Chcę się tobą zająć, Victoria. To oczywiste, że chcę dowiedzieć się kilku rzeczy.
Westchnęłam cicho i w końcu podniosłam na niego wzrok.
- Jak tam po ultrasonografie? Tylko mów prawdę - zaczęłam. Zayn nerwowym krokiem zaczął przechadzać się wokół mojego łóżka.
- Nie wiem - zawahał się. - Nie mogę w ogóle pojąć tego, że jesteś..że jesteś w ciąży.
Przytaknęłam mu nieśmiało.
- Ja też.
- Zatrzymasz je, prawda? - zapytał, unosząc brew i wydawało mi, że sam jest urażony faktem, że zadał to pytanie.
- Tak.
Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy zaczerpnął głęboki oddech przez nos.
- Nie złość się na mnie, proszę. - To jebane gówno monitorujące pracę mojego serca, znowu zaczęło wydawać diabelskie piski i miałam ogromną ochotę roztrzaskać go na małe kawałeczki.
Zdradzało moje zdenerwowanie.
- Miałaś w ogóle zamiar wziąć pod uwagę moje zdanie odnośnie tej sprawy? - odezwał się Zayn po dłuższym milczeniu.
- Wiem, że jesteś zdolny do tego, żeby zostać ojcem. Wspólnie sobie poradzimy.
- Victoria, ile jeszcze razy mam ci powtarzać? - zapytał zmęczony. - Nie jestem stworzony do bycia ojcem. Dopiero co nauczyłem się kochać w ogóle, a teraz stawiasz mnie pod ścianą.
- Wiem, rozumiem, ale ja też nie jestem gotowa. Nie jestem na to przygotowana, ale nie mam zamiaru stchórzyć, bo wierzę, że mogę to zrobić.
- Ja nie mogę.
- Możesz. Pamiętasz? Kiedyś powiedziałeś mi, że strach jest moim największym wrogiem. Ty nawet nie spróbowałeś!
- Czemu chcesz mieć to dziecko tak wcześnie, Victoria?! Czemu?! - jego głos robił się coraz donośniejszy, na co zdenerwowana przygryzłam wargę. Proszę, tylko się nie drzyj.
- Nie chcę go usuwać - szepnęłam.
- Sama widzisz, że też myślisz egoistycznie - powiedział nisko. Nadal chodził wokół łóżka, od czasu do czasu przeczesując swoje włosy palcami.
Zmrużyłam oczy uważnie mu się przyglądając.
- Nie. Myślę wyłącznie o dziecku i o tym, co go ominie, jeśli zdecyduję się na aborcję.
Zayn momentalnie odwrócił się twarzą do mnie, na co od razu wstrzymałam oddech.
- Nawet nie dałaś mi wyboru! - wrzasnął i jak na złość, wykazał się najmniejszym wyczuciem czasu, bo za zasłoną pojawiła się Amber. Spiorunowała go nienawidzącym spojrzeniem, a ja zerknęłam na cholernie głośno pikającą maszynę od pomiaru rytmu serca.
- Co się na nią drzesz?! - syknęła rozzłoszczona.
- Amber, nic się nie stało, nie martw się - bąknęłam, a Zayn tylko wywrócił oczami.
- Ona zasługuje na o wiele więcej, niż na taką zbolałą dupę - docięła mu.
- Może i tak, ale jak widzisz nadal tu jestem - odparł Zayn, a ona prawie się zapowietrzyła.
- Jeśli macie zamiar się kłócić, prosiłabym żebyście zrobili to gdzieś z dala ode mnie - wtrąciłam poirytowana.
- Nie, już w porządku. Zayn właśnie wychodził - rzuciła Amber, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Zayn spiorunował ją wzrokiem i sięgnął po swoją marynarkę.
- Daj mi znać, kiedy wyniesiesz śmieci, Victoria - bąknął na odchodne Zayn, ale zrobił to wystarczająco głośno, żeby dziewczyna mogła go usłyszeć. Popatrzyłam na nią w przerażeniu co zrobi, ale ona była wbita w ziemię i po prostu stała tam z szeroko otwartą buzią.
- Że co, proszę?! - rzuciła ostro.
- Zayn, nie wychodź - zaczęłam.
- Mam jej dość - uciął.
- A my mamy dość ciebie, dupku - syknęła Amber.
- Amber, przestań - pokręciłam głową.
Zayn ponownie wywrócił oczami i zniknął z mojego pola widzenia. Chciałam go zatrzymać, ale nie mogłam. Byłam unieruchomiona całą ta aparaturą. Spojrzałam na Amber, która akurat zasiadała na krzesełku przy blacie ze zlewem.
- Co ty w nim takiego widzisz? - zapytała.
- Historię, której nie zrozumiesz. - Sama do końca jej nie rozumiem.
- Każdy ma jakąś historię, ale on po prostu chyba wybrał sobie styl bycia oziębłego fiutka - skwitowała.
- Wydaje mi się, że masz wyjątkowe predyspozycje do prowokowania.
Amber uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
- No chyba mam. Więc, kiedy w końcu zbierze swoje jaja z ziemi i zaopiekuje się tym waszym dzieckiem?
- Nie wiem.
- Nadal wydaje ci się, że mu przejdzie? No wiesz, spalił jego zdjęcie... Do cholery jasnej, to nie pokazuje ci wystarczająco jasno, gdzie leżą jego priorytety względem tego dziecka?
Ze smutkiem pokręciłam głową.
- Mimo wszystko, to jednak ojciec - bąknęłam półgłosem.
- Muszę przypominać ci jego pozostałe wybryki? - westchnęła. - Wiem, że go kochasz, ale zasługujesz na kogoś, kto cię będzie szanował.
- On mnie szanuje!
- Zaniedbywał cię.
- Jesteś cholernie wkurzająca. - Zmarszczyłam czoło.
- Tak samo jak ty! Mogłaś umrzeć, Re! Nic nie jadłaś przez cały tydzień i nie wspomniałaś mi o tym ani słowem!
- Już o tym rozmawiałyśmy.
- Wiem, przepraszam.. Jestem zła na siebie, że sama tego nie zauważyłam. Przepraszam.
- Amber, to nie twoja wina. To przeze mnie.
Dziewczyna zmrużyła oczy, zaplatając ręce na piersiach.
- No i masz racje, ździro.
Uśmiechnęłam się pod nosem, próbując powstrzymać chichot.

Chills Zayn Malik FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz