Rozdział 31. Dwa słowa

921 100 10
                                    

– Ja idę! – Rozbrzmiało gromkie zapewnienie Remigiusza, a Aleks i Janek spojrzeli po sobie skonsternowani. Nie wiedzieli, czy owo „ja idę" było rzucone prześmiewczo, czy może absolutnie poważnie. Bardziej prawdopodobna wydawała się jednak pierwsza wersja, w końcu mowa tu o Remku: najbardziej heteronormatywnym osobniku pod słońcem. Jak każdy facet napalał się na Kylie Minogue, zachwycał ustami Angeliny Jolie i podziwiał tyłek Kim Kardashian... a teraz chciał sprawdzić, jak to jest bawić się w klubie gejowskim? Nie, to zdecydowanie musiały być żarty.

– Ale ja mówię absolutnie poważnie – burknął Aleks, marszcząc brwi. – Skoro Adam się zmywa, chyba zajrzymy do Heaven, hm? – zapytał i popatrzył na Janka znad swojego prawie dopitego piwa. Adam właśnie wstał od stolika, który okupowali przez ostatnie trzy godziny, i zaczął zakładać swoją cienką, wiosenną kurtkę. Jak ten czas leciał, pomyślał Aleks, zerkając przez okno Pijalni Wódki i Piwa prosto na brukowaną uliczkę powoli ogarnianą przez zapadający zmrok. Był już marzec, minęło półtora miesiąca, odkąd wrócili z Krakowa. Ich kariera muzyczna nie posunęła się zanadto do przodu, mimo że Felicjan raz usiłował skontaktować się z Aleksem. Tym razem Białecki już na nic się nie zgodził, postanawiając wybrać inną, trudniejszą, bardziej ryzykowną, ale mimo wszystko lepszą drogę.

I było dobrze. Zaskakująco dobrze. Sam nie wierzył, że wszystkie sprawy mogą potoczyć się tak odpowiednio. Po raz pierwszy chyba nie mógł narzekać na swoje życie. Jego życie obrało zaskakująco dobry kierunek, nawet Piotrek się uspokoił. I może cotygodniowe wizyty u psychologa dzieciakowi się nie podobały, ale naprawdę bardzo pomagały mu pogodzić się ze swoją sytuacją. Co więcej, Aleks obiecał mu telefon. Jak mówił, tak też zrobił i teraz czuł się jeszcze bliżej brata niż kiedykolwiek. Oczywiście adopcja dalej nie wchodziła w grę, Białecki w każdej chwili mógł stracić pracę, mimo starań, czasem jednak odzywał się w nim stary Aleksander. A gdy ten Aleksander się budził, spóźniał się, nie przykładał za bardzo do powierzonego zadania i generalnie miał wszystko gdzieś. Całe szczęście, że nauczył się z tym walczyć. Było ciężko, ale przecież byłby głupi, gdyby myślał, że wszystko przyjdzie samo.

– No ja też mówię absolutnie poważnie – prychnął i w swój remkowy, sceniczny sposób wywrócił oczami. – Chcę zobaczyć, jak bawią się peda... eee... homoseksualiści? – poprawił się.

– Mogą być i pedały – prychnął Aleks, wzruszając ramionami. Irytowało go, że odkąd Adam i Remigiusz dowiedzieli się o jego związku z Jankiem, ten drugi zaczął uważać na słownictwo. A wcześniej, cholera, pomimo tego, że Białecki nie krył się z orientacją, rzucał częściami rowerowymi na lewo i prawo. Nigdy przecież nie był przewrażliwiony na tym punkcie, nie dbał o poprawności polityczne czy inne takie rzeczy. Zresztą, to wydawało się zabawne; Remigiusz potrafił mieć naprawdę niewyparzony jęzor, więc słowo „homoseksualiści" brzmiało karykaturalnie, kiedy padało z jego ust.

– Ale jesteś pewien? – dopytał jeszcze Janek, najwidoczniej nie chcąc później przyjmować żadnych zażaleń.

– Na sto procent! – skwitował Remigiusz z niebezpiecznie szerokim uśmiechem.

***

Zbliżała się godzina dwunasta w nocy, więc Heaven, z racji tego, że był piątek, powoli zaczynał pękać w szwach. Ludzie, jakby obudzeni po zimowym śnie, tłumnie odwiedzili lokal, tworząc taki tłok, że ledwo co dało się przedostać z baru na parkiet, a o wolnym stoliku można było tylko pomarzyć.

– Wow, więc to jest ten wasz Heaven – powiedział Remigiusz i niemal schował się za plecami Janka, kiedy przechodzący obok, nażelowany mięśniak z wytatuowanymi tribalami na ramionach puścił mu oczko. Białecki parsknął śmiechem na reakcję kolegi. Przyprowadzenie go tutaj to wcale nie taki zły pomysł, pomyślał z rozbawieniem.

Americana  | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz