R.3.

33 6 2
                                    


 Już o wśrodku nocy zaświtała mi myśl, że czas zmienić swoje życie. Miałam dość ciągłej nadgorliwości mamy. A teraz, idąc na bitwę czułam w sobie siłę, by wreszcie powiedzieć: "Hej, stop, mam dość!"

Niestety, po bitwie byłam zbyt zajęta faktem, że moja kuzynka była bliska śmierci oraz śmiercią Maxa. To był mój ulubiony wujaszek, zawsze sobie ze mnie żartował i zachowywał się przy mnie normalnie, tak jak dziadek. Nawet obecność Arthura na wyspie dawała mi częściowe ukojenie w tym powojennym strachu.

Ponowna myśl o uwolnieniu się od ciągłej kontroli wróciła, gdy Arthur porwał mnie do tańca na weselu Liv. Oczywiście z zaskoczenia mało nie zaryłam nosem o parkiet, ale jakoś udało mi się złapać równowagę w tych cholernych szpilkach. Bo czego się nie robi, żeby zawrócić facetowi w głowie?

Pozwoliłam się mocno przygarnąć przy wolnej piosence do jego chudego ciała, a w myślach układałam już cały misterny plan, który postanowiłam zrealizować natychmiast. Gdy tylko piosenka się skończyła, pozwoliłam się odprowadzić do stolika i nim wypuściłam dłoń chłopaka wypaliłam, do mamy w obecności reszty najbliższej rodziny:

-Mamo, wyprowadzam się.

-Za dwa lata? Już to planujesz?

-Nie, już teraz się wyprowadzam- czułam jak Arthur delikatnie splata swoje palce z moimi. Dawał mi nieme wsparcie.

Spodziewałam się gwałtownego protestu ze strony mamy, słabego od ojca, więc natychmiast wysunęłam swoje argumenty, że przeprowadzę się na Padar, tam mało komu mogę zrobić krzywdę, a na dodatek będę miała miejsce by chodować moje smoki i jednorożca. A ci dwoje spojrzeli po sobie niepewnie, potem mama spojrzała na babcię, a ta beztrosko wzruszyła ramionami. Liv patrzyła z uśmiechem na całą akcję.

Mama westchnęła:

-Odwiedzasz nas conajmniej raz na tydzień!

Nie mogłam przez chwilę w to uwierzyć. Odwróciłam się do uśmiechniętego blondyna.

-Czy ona właśnie się zgodziła?- gdy skinął głową, rzuciłam się mu na szyję, by zaraz uściskać wszystkich po kolei.- To ja pójdę się spakować!

Już miałam się zmyć, gdy Liv zawołała z rozbawieniem:

-Przecież impreza się dopiero zaczęła!

Zmitygowałam się za to swoje podekscytowanie, a mama całkiem ostudziła mój zapał.

-Musisz przecież mieć gdzie tam mieszkać, uczyć się... Nie możesz ot, tak sobie pojechać na wyspę i liczyć na cud.

-Dom sobie wyczaruję...

-Ale wiesz, że to wyczerpuje Magię i potrzebujesz przynajmniej trzech dni na zbudowanie malutkiego pokoju. I co ze szkołą? Potrzebne są dokumenty...

-Może zatrzymać się u moich rodziców w pokoju gościnnym- zaoferował pewnie Arthur.- Załatwimy formalności ze szkołą i zajmie się czarowaniem.

Nagle tata wstał i chwycił chłopaka pod ramię, odciągając od nas na kilka metrów. Na szczęście, stałam na tyle blisko, że słyszałam każde słowo.

-Chłopcze, nie znam cię za dobrze, ale widzę że jako jeden z nielicznych l-u-d-z-i zdobyłeś zaufanie mojej córki, więc mam nadzieję, że będziesz miał na nią oko na wyspie i dasz nam znać w razie jakichś kłopotów.

-Może pan być pewny, że będę na nią uważał, i postaram się ją trzymać z dala od kłopotów.

Tata był usatysfakcjonowany, kiwnął głową z dumnym wyrazem twarzy i wrócił na swoje miejsce, a Arthur z uśmieszkiem znów zaprosił mnie do tańca.

-Lubię twoich rodziców- zaśmiał mi się cicho do ucha.

-Naprawdę?- prychnęłam, patrząc z niedowierzaniem.- Ja mam ich czasem dość.

-Są dość specyficzni, ale kochają cię całym sercem i starają się robić wszystko byś była szczęśliwa, a jednocześnie bezpieczna.

Możliwe, że zauważałam to po trochu już wcześniej, ale Arti uświadomił mi to w pełni.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak króciutko, wigilijnie :D

Wszystkim wesołych świąt życzę i tyle prezentów, żeby trzeba było przycinać te dolne gałęzie ... (tak, tak, to z jakiejś reklamy, ale ona jest jedną ze śmieszniejszych XD )

Merry Christmas! 

Elfik 

OksanaWhere stories live. Discover now