Our present

816 70 23
                                    

Zapadał zmrok, miasto zaczynało otulać się blaskiem świateł, płynących z ulicznych lamp

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Zapadał zmrok, miasto zaczynało otulać się blaskiem świateł, płynących z ulicznych lamp. Dean i ja siedzieliśmy, nie ruszając się. Niemal widziałam jak nasze dusze odbywają cichy taniec, gdzieś tutaj nad jego oraz moją głową. Wielkie okno stanowiło barierę, oddzielającą nas od świata. Byliśmy jak zamknięci w sterylnej bańce. Ta bańka jednak zapewniała nam ciepło i spokój. Słowa były zbędne, liczyła się tylko nasza dwójka. Bez względu na przeszłość czy przyszłość.

Jego zapach otulał moje nozdrza. Czułam, że robię się coraz bardziej senna. Ogarniała mnie błogość i poczucie bezpieczeństwa, jakiego jeszcze nigdy dotąd nie zaznałam.

To nie tak, że rodzina mi tego nie zapewniała. Byli dobrzy, kiedy myślałam, że są rodzinną.
Z tym chłopakiem było jednak inaczej. Wiedziałam, że bezpowrotnie skradł moje serce. Ta droga stanowiła nową dla mnie, ale wiedziałam, że zawrócenie na niej, zawsze będzie równało się ze złamanym sercem. Cokolwiek się działo, cokolwiek przeszliśmy, byliśmy razem.

Finałem był on i ja.

***

Obudziło mnie lekkie potrząśniecie.
Maggie, pielęgniarka, która najczęściej zajmowała się mną, patrzyła na nas z udawaną złością.

Jej dłoń spoczywała na moim ramieniu. Odchyliłam lekko głowę z ciepłej klatki Dean'a.

Spał.

Przeszły mnie ciarki. Wyglądał idealnie, nawet gdy drzemał z rozchylonymi ustami.

Żałowałam, że mnie nie obdarowano takim artyzmem.

Nie potrafiłam stwierdzić, kiedy odpłynęłam.

Ponownie spojrzałam na pielęgniarkę, lecz łapałam się na tym, że co chwilę obrzucałam swoją "poduszkę" ukradkowymi spojrzeniami.

Maggie wyciągnęła dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją i z jej pomocą stanęłam na równe nogi.

Kobieta prosiła żebym nie zwracała się do niej "siostro" czy "pani".

Oznajmiła mi przy którymś z naszych "spotkań", iż czuje się przy tym dziwnie.

Miała zaledwie dwadzieścia osiem lat.

 Z przyjemnością zwracałam się do niej po imieniu. To dawało mi poczucie dobra płynącego z ludzkich serc, w tym szpitalu.

- Maggie, bardzo się gniewasz?- zapytałam szeptem, by nie obudzić swojego śpiącego królewicza.

Kobieta zmarszczyła brwi i zrobiła obrażoną minę. Zdążyłam się już zmartwić, gdy ona wybuchnęła śmiechem i chwyciła mnie pod ramię.

- W żadnym razie. Jestem dumna, że tak sobie radzisz. Ale nie rób za często takich długich przechadzek, bo obie będziemy miały problemy. -mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Hidden in shadowsWhere stories live. Discover now