Rozdz. 4

7.2K 505 39
                                    

- A zatem, gdzie jest ta twoja osada?

- Obóz.

- Tak, obóz – rzucił zniecierpliwiony. – No to gdzie on jest?

- Jakoś wyleciało mi z głowy. Pewnie to przez ten upał... – Przymknął powoli powieki i odetchnął głęboko, zapewne prosząc w myślach Boga o siłę.

Siedziałam na zimnych płytkach podłogi, oparta o jeden z wysokich, metalowych regałów. Myślę, że mogło minąć jakieś pół godziny od naszej podłogowej szamotaniny. Prawdopodobnie, bo dla mnie równie dobrze mogła to być wieczność.

Początkowo byłam zła z powodu tępego pulsowania w głowie i nie zamierzałam tak łatwo współpracować. Nieznajomy rozumiejąc jednak moje zdenerwowanie, uwolnił mnie spod przytłaczającego ciężaru własnego ciała, po czym usiadł po turecku i czekał spokojnie, aż się namyślę.

Jako dorosły, dobrze zbudowany mężczyzna wyglądał w tej dziecięcej pozycji dość zabawnie, ale postanowiłam zapobiegliwie nie komentować. Gdy wreszcie opadł największy gniew, skinęłam przyzwalająco głową, a wtedy nadszedł czas na pytania.

Zaczął od tych właściwie nieistotnych, dopiero później przeszedł do spraw mniej dla mnie przyjemnych. Badał grunt i sprawdzał, jak daleko może się posunąć.

Ja także próbowałam się czegoś dowiedzieć, ale zauważyłam, że sam nie był tak chętny do udzielania odpowiedzi. Miał nade mną sporą przewagę i to ja musiałam być pod tym względem bardziej posłuszna. Poza tym wiedziałam, że im prędzej zaspokoję jego ciekawość, tym szybciej dostanę możliwość odszukania Elissy.

Martwiłam się o dziewczynkę. Była mądra i miała doskonałą orientację w terenie, co zdążyłam zauważyć już na samym początku naszej znajomości z niemałym podziwem. Podejrzewałam jednak, że musi się bardzo bać, nie wiedząc co się ze mną dzieje i czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy. Do tego nie miałam pojęcia czy nie natknęła się przypadkiem na jakichś obcych, mimo że nie zauważyłyśmy nikogo po drodze, kiedy szłyśmy w tę stronę.

Starałam się odpowiadać na pytania w większości zgodnie z prawdą. Wiedziałam, że w ten sposób nie przejrzy tak łatwo moich drobnych manipulacji w treści. Pomijałam wiele istotnych szczegółów co jasne, ale też otwarcie nie kłamałam.

- Nie wymyślaj, przed chwilą narzekałaś, że odmraża ci się tyłek. – Nie podchwycił mojego żartu. W ogóle był jakiś taki zbyt poważny, choć czasem można było dostrzec w jego oczach figlarne błyski.

- Tak, dziwne jest to wahanie temperatur, no nie? – Gdy to powiedziałam, przewrócił oczami.

- No to gdzie ten obóz?

- Nie mogę powiedzieć. – I tak właśnie wyglądała nasza rozmowa od samego początku.

Wyjawiłam mu, że mieszkałam w obozie do czasu pojawienia się palącej potrzeby wyjścia po zaopatrzenie. Początkowo próbowałam mu wmówić, że żyłam samotnie, ale dosyć szybko przejrzał moje kłamstwo. Dlatego między innymi postanowiłam ograniczyć się do tylko nieznacznego naginania rzeczywistości.

Opowiedziałam historię odnalezienia Elissy oraz wyjawiłam ostateczny cel naszej wędrówki. Nie zdradziłam natomiast żadnej konkretnej lokalizacji czy też informacji na temat znanych mi osób. Chyba przyjął te półprawdy do wiadomości, bo choć starał się dowiedzieć jak najwięcej, to nie zmuszał mnie do udzielania niewygodnych dla mnie odpowiedzi.

Był po prostu bardzo irytujący i liczył pewnie, że z samego rozdrażnienia wyznam wszystko jak na spowiedzi. Niedoczekanie jego. Kiedy chciałam, potrafiłam być niesamowicie cierpliwa, mimo iż akurat w tym przypadku czas wyjątkowo naglił.

Jestem OstatniaWhere stories live. Discover now