Rozdz. 7

4.9K 400 49
                                    

- Puść mnie! – syknęłam jadowicie, aż nadto świadoma swojej bezsilności.

W odpowiedzi usłyszałam jedynie nieprzyjemny napad wesołości, który urwał się niemal tak szybko, jak się pojawił. Mobilizując resztki sił, jakie jeszcze posiadałam, spróbowałam się wyrwać. Wszystkie moje wysiłki spełzały jednak na niczym.

Lewą ręką przytrzymywał mnie w żelaznym uścisku, prawą zaś jeździł po moim ciele powoli, bez pośpiechu, jakby delektując się każdą mijającą sekundą. Ostatecznie uwolnił także drugą rękę, aby mogła w równym stopniu błądzić swobodnie wzdłuż moich kształtów. Nie znaczyło to, że dostałam jakąkolwiek, choćby minimalną szansę ucieczki. Mężczyzna wciąż przypierał mnie do ściany całą swoją potężną sylwetką.

Jego dłonie nacierały coraz gwałtowniej, gniotąc co rusz poszczególne miejsca. W pewnym momencie zatrzymały się na piersiach i ścisnęły tak mocno, że poczułam nieznośny ból. Zdusiłam krzyk. Z gardła mężczyzny nie przestawały wydobywać się chrapliwe jęki. Poczułam mdłości, które nasiliły się jeszcze, gdy jego ręce zjechały w dół ku bardziej intymnym częściom mojego ciała. W następnej chwili zacisnął palce na moich pośladkach, a czyniąc to, uniósł mnie kilka centymetrów do góry. Chciałam zrobić pożytek z kolana, ale nie miałam ani odrobiny miejsca, by wykonać zamach.

Kiedy jego ręka spoczęła na moim kroczu, poczułam przez dżinsy, jak drży w narastającym podnieceniu. Mimowolnie pisnęłam i mocnym szarpnięciem po raz kolejny spróbowałam wywinąć się z bolesnego uścisku. I tym razem poniosłam porażkę. W następnej chwili już rozpinał klamrę mojego paska zdecydowanymi ruchami.

- Zabiję cię! – warknęłam, choć zdawałam sobie sprawę, że w moim głosie słychać było więcej lęku niż groźby. – Zabieraj łapy albo przysięgam, że cię zabiję!

On jakby tego nie słyszał i dalej robił swoje. Niedługo później stałam przed nim naga od pasa w dół. Próbował włożyć rękę pomiędzy moje uda i choć zaciskałam je najmocniej jak tylko mogłam, finalnie dopiął swego.

Wiłam się jak piskorz, uciekając jednocześnie jak najdalej od jego dotyku, co wyraźnie jeszcze bardziej go zachęcało. Po niemiłosiernie długiej chwili wysunął dłoń i przystawił ją sobie do twarzy. Zaciągnął się głęboko. Tego było dla mnie zbyt wiele. Przekrzywiłam głowę w bok na tyle, na ile pozwały ograniczone ruchy. Żółć podjechała mi do gardła i nim udało mi się zapanować nad naturalną reakcją mojego organizmu, zwymiotowałam.

Zapaskudziłam całą boczną połowę ciała napastnika. Wrzasnął z szoku i obrzydzenia i natychmiastowo odskoczył zdegustowany. Zanim zdążyłam zorientować się w jego zamiarach, wymierzył mi w twarz szybki, celny cios z zaciśniętej pięści. Gorąca krew z rozciętej wargi ściekała po mojej brodzie wąską stróżką.

Zamroczona bólem przez moment zapomniałam, gdzie jestem. Po chwili jednak otrzeźwiałam na tyle, by zauważyć, że jego luźne spodnie opadły całkowicie na podłogę, a on przysunął się na powrót i z wściekłością jednym szarpnięciem rozsunął mi nogi. Zawyłam z rozpaczy i bezsilności.

Jeżeli uda mu się doprowadzić sprawę do końca, umrę. Tyle razy udawało mi się oszukać los, który dzieliło w ostatnich latach wiele kobiet, a teraz mnie także miało spotkać nieuniknione. Nie wiem, jak mogłam choćby pomyśleć, że będę wyjątkiem. Jak mogłam uważać, że z każdą kłopotliwą sytuacją poradzę sobie sama? Miałam się za lepszą od innych? Nie, nie uważałam tak. Po prostu jak wiele osób przede mną sądziłam, że złe rzeczy zawsze spotykają innych ludzi, nigdy mnie.

Mężczyzna rozpoczął przygotowania do wejścia. Pieścił swój członek szybkimi ruchami, jednak te zabiegi okazały się niepotrzebne. Podniecenie wzięło górę i w kilka sekund później był już gotowy. Chciałam ponownie zacząć krzyczeć, ale na tym etapie głos odmawiał mi posłuszeństwa. Z własnych ust usłyszałam jedynie pełen paniki, cienki pisk.

Jestem OstatniaWhere stories live. Discover now