Rozdział IX

1K 45 5
                                    

   Czerwonawe światło rozpostrzeniło się po dużym lokalu. Wokół hucznych głośników, wydających mocną, imprezową muzykę, która nie mogła być Disco Polem, oraz opitych i ,,liżących" się gości rozbrziewała imprezowa atmosfera.
   Kelnerki, ubrane w bardzo krótkie spodenki i koszulki na ramiączkach odsłaniające brzuchy, przechadzały się między ludźmi, uzupełniając braki alkoholu.
- Coś podać? - spytała chuda blondynka zielonookiej kobiety, siedzącej na samym końcu baru.
Miała długie, czarne włosy zaplątane w dwa kłosy obwiązane czarnymi wstążkami, kolczyki pod ustami oraz kilka tatuaży na ramieniu, na nodze i policzku. Ubrana była w poszarpane, krótkie czarne spodenki,  wiązane, wyższe od kostek glany i czarną bluzkę na ramiączkach odsłaniającą pępek z kolczykiem.
- Krwawą Mary. - odparła nieznajoma do blondynki.
Gospodyni odeszła, a do stolika dosiadł się chłopak w wieku dziewiętnastu-dwudziestu lat. Miał ogoloną głowę, na której mieścił się tatuaż z wężem, ciemne okulary, czarną bluzę i długie spodnie.
- Kogo me tu oczy widzą, Kate! Jedną z najbardziej poszukiwanych dziewczyn w Maiami! - chwycił kieliszek z tacy kelnerki i napił się łyka - Co chcesz wiedzieć? -
- Krwawa Mary. - odparła blondynka i podała Kate napój.
- Co jest z Jeff'em? - zaczęła nerwowo popijać drinka.
- No cóż. - zaśmiał się - Bloody szybko chłopaka nie znajdzie. Słuch i o nim zaginął. - nachylił się ku dziewczynie - Wyjechał do Kanady.
- Czyżby?! -
- Skarbie, co ty widzisz w tym palancie? Owszem, może ma nie złą listę, ale piękny to on nie jest. Zresztą czas sobie zmienić, Bloody. -
- Coś mi sugerujesz? Zabrali go do
glin? -
- Do psychiatry w Kanadzie, Avrahan Hospital. Coś ci to mówi? -
- Co...?!- Kate wstała.
- Skarbie, spokojnie. Może się zabawimy? -
Mimika twarzy Kate zmieniła się diamentralnie.
- Oh, Brad. - usiadła mu na kolanach, a mężczyzna się uśmiechnął.
- Zmieniłaś zdanie, kicia? -
- Kobiety są zmienne. - oznajmiła zalotnie.
Brad powoli zaczął zbliżać twarz ku dziewczynie, która w tej samej chwili wyjeła pistolet.
- Słodkich snów! - rozległ się huk, który przerwał zabawę w klubie...

                              *~*~*

Kate obudziła się wraz z hukiem, który brzęczał jej w uszach. Zdała sobie z tego sprawę że leży, a raczej siedzi w dość dziwnym pomieszczeniu, przywiązana do krzesła. Naokoło okna zabite deskami i pusta przestrzeń. Przed oczyma wciąż miała tą dziwną dziewczynę, na swój sposób słodką jak i silną. Wystraszona poszukiwała ratunku lecz wszystkie okna były zabite. Zaczęła powoli gryźć sznur, szarpać, lecz tak cicho aby ewentualny oprawca, który na pewno tu przebywał, jej nie słyszał.
Po dłuższym czasie wyswobodziła sobie prawą rękę i wkrótce lewą.
Odwiązała sobie pospiesznie sznury z nóg i wkońcu była wolna!
Wtem, gdy miała już poszukać dzwi, usłyszała kroki, które zgrzytały po starym drewnie. Z pomieszczenia, którego wcześniej nie zauważyła ujrzała znajomą twarz blondyna z brąz oczami... Maksa.
- Cześć złotko. Widzę że się szybko uwolniłaś! -
- Maks... - burkneła ochryple Kate.
- No cóż... Jak mam potencjalne ofiary to lubię jak znają prawdę. No wiesz przed zabawą...-
- Zabawą?! - przerwała oschło zielonooka.
- Sza, złotko. Napewno poznałaś Cody. Ona to moja przyjaciółka zaś Lisa... No cóż. - zamyślił się chwilę - Jest jak sługa. Nie chcę powtórzyć tego drugi raz, więc służy. Taaaak... Gdybyś się odrazu zgodziła, pomieszczenie byłoby owiele, owiele, owiele leprze. Kara musi być. Nie uciekaj i tak cię dopadne. Fajna ta historyjka z Jeff'em, wiesz? - przerwał.

Kate znalazła omackiem ostry pręt i kurczowo ścisneła go w rękach.
Wyostrzyła wzrok, skupiła się jednak nie na Maksie, a postaci za nim, która najwidoczniej przygotowywała się do ataku.
- Nie wiem co ci przyszło do głowy! Jak dla mnie, - kontynuował swój monolog - Jeff to głupia historyjka. No wiesz, miejska legenda, plotka. No to czas na zabawę! - skończył z wielkim uśmiechem i powoli się zbliżył do Kate.
- Ktoś jest jeszcze z tobą? - zdobyła się na odwagę dziewczyna.
- Nie. A co, zaprosić kolegów? - spytał z czystym rozbawieniem.
- Nie..  Zastanawiam się kto tam stoi. - pokazała palcem postać.
Maks obrócił się, a jego oczy natychmiastowo wyszły z orbit.
W wejściu stał Jeff the Killer, a w ręku trzymał nóż. Jego uśmiech powiększył się o sto osiemdziesiąt stopni.
Rzucił się na Maksa i zadał mu ze dziesięć ciosów, w tym ostateczny w tchawice. Krew zaczęła bryzgać po pomieszczeniu, a dziewczyna stała jak sparaliżowana.
Jeff odsunoł się od martwego Maksa i spojrzał na Kate.
- Proszę, proszę, znowu się spotykamy. Co za ironia. - uśmiechnął się, chociaż to i tak nie miało znaczenia, skoro wiecznie to robił.
Za rogiem budynku słychać było już syreny policyjne.
Kate ścisneła jeszcze mocniej pręt.
- Uciekaj. - warknął chłopak i wyrwał jednym ruchem deski z okien.
Zanim dziewczyna odzyskała ruch w ciele jego już nie było. Gorączkowo myślała gdzie uciec, gdyż doskonale słyszała że milicja wkroczyła na teren budynku. Zerkneła zza okna, z którego Jeff zeskoczył i uznała że sklepienie było dość niskie. Przynajmniej na tyle niskie, aby nie urazić bezpośrednio swojego kręgosłupa.

Zeskoczyła prosto na betonową drogę.
Rozejrzała się chwilę po okolicy i zdała sobie że jest w lesie. Doszła kawałek biegiem, kiedy jeden z policjantów zatrzymał dziewczynę.
- Niech pani tu zostanie. Odłóż pręt i ręce do góry. - odparł.
Kate wykonała polecenie. Czuła że przez to wszystko może mieć kłopoty. Wkońcu mogą podejrzewać ją o zabicie Maksa albo, co gorsze, uznają że jest niestabilna emocjonalnie i wróci w znane jej dobrze miejsce.

 Wkońcu mogą podejrzewać ją o zabicie Maksa albo, co gorsze, uznają że jest niestabilna emocjonalnie i wróci w znane jej dobrze miejsce

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Zaprowadzili ją do radiowozu, za nim jednak wsiadła spostrzegła sylwetkę Lisy, która mówiła coś do czterech mundurowych. Będąc w pojeździe, siedziała cicho, wpatrujac się w głęboką dal. Szare chmury spowijały niebo, wypuszczając białe o niepowtarzających się kształtach śnieżynki, które opadały na ziemię tworząc jasny niczym mgła dywan. Chwila trwała ta tak długo że Kate myślała iż siedzi tu z dobrą godzinę.
Dopiero po czasie do auta wsiadła rudowłosa Lisa, która z szybkością słów chwyciła rękę zdziwionej dziewczyny.
- Spokojnie, będzie dobrze... - pocieszała czarnowłosą.
- Ja go nie zabiłam...  - szeptała Kate.
- Wiemy, milicja widziała zbiega, czyli Jeff'a the Killer'a. Zeznałam też o porwaniu i o planach między Maksem, a Cody. Będą chcieli cię przesłuchać. - wytłumaczyła rudowłosa.
- No dobrze. Proszę Pana. - zwróciła się do kierowcy z przodu - Gdziemy jedziemy? -
- Gdzie mieszkasz? - spytał.
- Na ulicy Trzebińskiej sześćdziesiąt sześć, dom prywatny, numer sto osiemdziesiąt dwa. - wyrecytowała.
- Ach... Jesteś Polką? - spytał  znowu.
- Ych... Nie, mój ojciec pochodzi z polski, ma obywatelstwo, zaś ma rodzicielka pochodzi z angli. Ja za to mam obywatelstwo polskie i angielskie. Urodziłam się w Londynie-
wyznała.
- Jedziemy do twojego domu. - odparł na pytanie zadane owiele wcześniej.
- Nie na komisariat? - zdziwiła się rozmówczyni.
Nie odpowiedział. Zmierzali w ciszy.
Kiedy Kate zobaczyła przed swoim domem Alice, zamarła.
  Niewiedziała jak zareaguje na takie coś.  Mimo że to nie jej wina i tak będzie uważać że jest nie odpowiedzialna i powinna wrócić do psychiatry.
Policjant zaprowadził ją do jej matki, a Lisa trzymając ją za nadgarstek dawała otuchy.

Mój przyjaciel, morderca // Jeff the Killer //Where stories live. Discover now