try

632 110 9
                                    


Czar szybko jednak prysnął, kiedy kolejny raz usłyszał dźwięk swojego telefonu, który ostatnimi czasy rzadko pozostawał milczący. Od przeszło tygodnia, kilka razy dziennie ekran rozświetlał się, ukazując słowo „dzieciak" (bo tak Jungkook zapisał niegdyś numer Taehyunga), czemu towarzyszyła wiecznie irytująca melodyjka. Jeon zmienił sygnał już trzy razy i zdążył wszystkie trzy utwory doszczętnie znienawidzić, a kiedy tylko je słyszał, w jego głowie rozbrzmiewały głośne wrzaski Kima.

Spojrzał z politowaniem na urządzenie i przesunął czerwoną słuchawkę; jak za każdym razem.

— Jungkook, kto cię tak napastuje? — Zapytał ciekawsko Jimin, siedzący teraz naprzeciwko bruneta, kiedy w końcu oderwał usta od słomki, której dotychczas nawet na sekundę nie przestał przygryzać zębami. Siedzieli w jakiejś przydrożnej kawiarence, znajdującej się kilka minut drogi od ich ulubionego salonu gier. Młodszy spojrzał na przyjaciela i westchnął przeciągle, kręcąc telefonem, leżącym na blacie.

— Um, to tylko ten Taehyung. — Wydukał nieporadnie, na co na twarzy Parka pojawiło się niemałe zaskoczenie. Rudowłosy wiedział bowiem, że Jungkook nie przepadał za jego znajomym, więc sytuacja wydała mu się dziwna. Cóż, miał także świadomość postępującej depresji młodszego, ale żeby był zdesperowany do tego stopnia? Choć może to i dobrze.

— Myślałem, że go nie lubisz — przyznał, na co Jeon zgromił go poważnym spojrzeniem. Rzadko rozmawiał z Jungkookiem o nim samym, jednak zaistniała sytuacja podsunęła mu pewien pomysł. Plan, który mógł pomóc brunetowi, jak i Kimowi.

— Dobrze, więc nie zmieniaj swojego myślenia, bo masz stuprocentową rację. Nie lubię go. — Jungkook prychnął, siorbiąc własny napój; który nieubłaganie szybko zbliżał się do dna.

Jimin natomiast przygryzł wargę, nie bardzo wiedząc, z której strony ugryźć temat. Wiedział, że załatwienie tego w spokojny i przemyślany sposób, było kluczem do sukcesu i szczęścia tej dwójki. Jeon potrzebował kogoś bliskiego i zaufanego; kim niestety Park nie był. Taehyung natomiast miał trochę trudniejszy problem, ale ten wciąż był do rozwiązania, jeśli odpowiednio się to zaaranżuje; czego oczywiście Jimin postanowił się podjąć.

— Hej, Jungkookie — westchnął melodyjnie, próbując zwrócić uwagę chłopaka naprzeciwko, co tamten niestety znacząco utrudniał, ignorując jego wołania, jak i chociażby obecność. Skrupulatnie budował miedzy nimi mur, chcąc oddzielić się od rudzielca, a najlepiej kompletnie zatonąć wśród własnych myśli. Kto wie, czy to taki dobry pomysł, skoro większość z nich było tylko kolejnymi pociskami, skierowanymi w jego i tak skruszoną samoocenę? Jungkook jednak się tym nie przejmował i nawet kiedy ręka drugiego uderzyła w jego głowę, nie zamierzał reagować. Nie zamierzał; jednak słomka tkwiąca w kubku przed nim, niefortunnie dźgnęła go w okolicę oka, na co chcąc nie chcąc, musiał podnieść wzrok.

Przyłożył dłoń do zranionego miejsca, a jego gałka oczna zaczęła niekontrolowanie łzawić. W tym momencie przeklinał Jimina, a także samego twórcę tego plastikowego ustrojstwa, które niby niepozorne, a jednak prawie pozbawiło go wzroku. Kiedy ból i pieczenie już w miarę ustąpiły, a on nie miał już pomysłu jakie obraźliwości mogły opuścić jego usta w tamtym momencie, spojrzał na uśmiechniętego Parka, wyraźnie usatysfakcjonowanego takim wynikiem własnych działań.

Pieprzony sadysta.

— Czego ty chcesz? — Warknął Jeon, ponownie przypominając sobie, dlaczego zawsze odsuwał od siebie rudowłosego i dlaczego nie pozwalał sobie nazywać go przyjacielem. Park był po prostu denerwujący, nieodpowiedzialny i impulsywny – choć możliwe, iż dla Jungkooka każdy taki był. Czy to dlatego nie miał znajomych?

Twice; vkookWhere stories live. Discover now