3. Rozdział 7

261 34 30
                                    

   W jednej chwili Paul znalazł się przy nim i położył rękę na plecach. Wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc i obserwowali scenę, która rozgrywała się na ich oczach.

   Scenę, gdzie umierał anioł.

   - Caroline!- zawołał Paul, wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia po czym kobieta wybiegła z sali.

   - Paul, co się dzieje?!- zapytała Ewangelina, w jej oczach pojawiły się łzy, upadła na kolana przy Gabrielu, który nadal pluł krwią. Słysząc jej głos odwrócił się spoglądając w jej kierunku z jego oczu znikał cały blask i coraz szybciej stawały się zacienione, była w nich ukryta pogłębiająca się agonia. W końcu nie miał siły by trzymać oczy otwarte, jego powieki opadły.

   Po pokoju, rozniósł się krzyk, który zmroził wszystkim krew w żyłach.

   Kathrine, przełamała zaklęcie Sofien i zaczęła przeraźliwie krzyczeć, przykładając ręce do swojego brzucha z którą każdą sekundą wypływało coraz więcej krwi.

   - Kathrine…- w moim głosie pobrzmiewało przerażenie.

   - Nie ma go. Musiała to zabrać!- do pokoju wbiegła Caroline, siejąc jeszcze większy niepokój niż przedtem.

   - Cholera- przeklął Paul i spojrzał na mnie.- Zabierz ich na piąte piętro, musisz ich wrzucić w któreś drzwi.

   - Dlaczego? Paul, co się dzieje?!

   - Jeśli tego nie zrobisz, oni umrą! Przenieś się na piąte piętro, szybko!

   Jego słowa trafiły do mnie dopiero po upłynięciu sekundy. Przycisnąłem Kathrine mocniej do siebie i pobiegłem do Gabriela, który leżał w ramionach Ewangeliny, jedyną oznaką tego, że anioł jeszcze żyje, było tylko lekkie unoszenie się klatki piersiowej.

   Chwyciłem jego lodowatą rękę i spróbowałem wyobrazić sobie jak wygląda piąte piętro, miejsce gdzie jeszcze nigdy mnie nie było. Wtedy w moich myślach pojawiła się rozmowa, którą odbyłem z Kat na kilka dni przed moim porwaniem.

   - Dlaczego, nie pozwalasz mi wejść na to piętro? Ukrywasz tam jakiegoś smoka?

   - Smoka? Błagam cię, nie zamknęłam bym smoka w moim pałacu, od tego są stajnie- uśmiechnęła się w ten swój ironiczny sposób.

   - Nie mów mi teraz, że są tu jakieś smoki, wtedy chyba kompletnie bym zwariował- powiedziałem przysłaniając twarz ręką, usłyszałem jej śmiech.

   - Nie, nie ma tu żadnych smoków ma chérie, ale piąte piętro, jest strasznie nudne, znajduje się na nim jeden korytarz zakończony wejściem do pomieszczenia, gdzie jest, bardzo dużo drzwi. Nic oprócz tego się tam nie znajduję, tylko drzwi.

   Tylko drzwi.

   Drzwi.

   Poczułem znajome szarpnięcie, sygnalizujące teleportacje. Otworzyłem oczy, to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania.

   Wyobraziłem sobie tylko kwadratowy pokój z kilkorgiem drzwi na ścianach, ale nie spodziewałem się tego co zobaczyłem.

   Nie było tu ani ciemno, ani jasno. Światło było zrównoważone, dodawało to niewiarygodnej tajemniczości pomieszczenia. Jedyną rzeczą, która zgadzała się z moim wyobrażeniem to różnej wielkości i koloru drzwi umieszczone w ścianach w odległości niecałego metra od siebie. Nie przyszło mi nawet na myśl, że na środku pokoju będą stać setki, albo nawet tysiące, drzwi oddalone od siebie w takiej samej odległości jak te na ścianach. Trudno byłoby znaleźć tutaj jakiekolwiek drzwi, które wyglądały tak samo, miały jednak jedną wspólną cechę, tabliczki przybite nad drzwiami z zapisanymi różnymi nazwami ulic, miast, dolin, gór, krajów.

Kim ona jest?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz