II

91 13 0
                                    

Ja i Jurij zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, a nasze schadzki na lodowisku stały się przyjemną rutyną i świetnym sposobem na spożytkowanie wolnego czasu.

Dlatego też kolejne dziewięć lat minęło nam szybko i monotonnie. Ja miałam szkołę, a w weekendy oraz wieczory chodziłam z blondynem na lodowisko, a on w tym czasie trenował łyżwiarstwo i balet by potem zaskakiwać mnie na naszych małych schadzkach i zawodach.

Toważyszyłam mu na każdych zawodach. On jak zwykle z gracją i delikatnością sunął po lodowej tafli, a ja wspierałam go zza bandy.

Tak mijały lata. Jurijowi przybywało medali i trofeów, a mi powodów do dumy. Byliśmy zgranym duetem przyjeciół, wspierających się w każdej sytuacji.

Niestety wszystko musieli wziąść diabli. Chociaż porównywanie Victora Nikiforova do szatana powinno być karalne. Jednak cóż poradzić kiedy po części, cały cyrk z moim zdrowiem, był jego winą?

Część winy ponosił też Yuuri Katsuki, któremu zachciało się jechać układ Victora, a część sam Plisetsky, który natychmiast pojechał do kraju kwitnącej wiśni by ściągnąć Nikiforova do Rosji. Oczywiście żadnemu z nich nie miałam nic za złe, bo największą winę ponosiło moje serce.

Agape w wykonaniu Jurija było niesamowite. Delikatne i pełne gracji, a jednak przy pierwszych próbach czegoś w nim brakowało. Dopiero podczas właściwego już występu było takie jakie miało być, idealne.

Po zakończeniu tych małych, użądzonych przez Victora, zawodów zaczęło mnie drapać w gardle. Pomyślałam, że mogłam się przezuębić albo zedrzeć sobie gardło przez dopingowanie mojego przyjaciela i jeszcze tego wieczora skożystałam z gorących źródeł.

To nie było to. Przekonałam się o tym po powrocie do mojego małego pokoiku, kiedy próbując zasnąć złapał mnie atak kaszlu i po chwili w moich ustach poczułam delikatne kwiaty. Wyciągnęłam z ust kilka kwiatków białego bzu. Zaskoczona anomalią odrzuciłam od siebie kwiaty z lekkim strachem. Jednak po chwili namysłu znów się położyłam.

Myślałam, że to sen, że jestem przemęczona albo, że to po prostu jakiś dziwny przypadek. Wszystko zniszczył kolejny atak kaszlu, podczas którego kolejne kwatki opuściły moje drogi oddechowe.

Szybko złapałam za laptopa i zaczęłam szukać czegokolwiek o dziwnym zdażeniu. Nie zajęło mi wiele czasu znalezienie informacji o Hanahaki, morderczej chorobie z miłości.

W pierwszym momencie nie dowieżałam. Ja zakochana? W kim? Jak? Nie zajęło mi jednak długo, dodanie do siebie wszystkich faktów.

Zaśmiałam się głucho. Agape bardziej uwodzicielskie niż Eros. Piętnastoletnie, blondwłose i czasem lekko irytujące Agape, które pyskowało praktycznie każdej napotkanej osobie.

Odstawiłam laptopa na szafkę nocną, odkładajac tym samym przeglądanie informacji o chorobie na poranek i postanowiłam iść do Jurija. Jednak stojąc już przy drzwiach mojego pokoju i trzymając za klamkę zatrzymałam się.

Wyśmieje mnie, pomyślałam sobie, co mi to da jeśli o 3 w nocy wejdę do jego pokoju i powiem mu, że go kocham. Nic.

Dlatego cofnęłam się i skuliłam na łóżku próbując przyswoić to, że jestem zakochana w moim najlepszym przyjacielu.

†††††††††

Krótko... Tak w cholerę, ale i tak połowę rozdziału usunęłam i napisałam od początku. Nie wiedziałam co tu jeszcze dodać więc jest krótko. Za to w kolejnym rozdziale powinno się zacząć dziać.

Agape/ Jurij x Reader (Hanahaki)Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum