V

100 12 10
                                    

Największym błędem jaki wtedy popełniłam, było pozwolenie Leroyowi na pomoc. Niby takie nic, ale jednak było czymś co spowodowało, że całe to gówno w okół mnie jeszcze bardziej się zagmatwało.

Do zakonczenia zawodów było dobrze. Kiedy potrzebowałam na kogoś nakrzyczeć- był JJ. Kiedy musiałam się wyżalić na temat choroby- był JJ. Kiedy ktoś musiał przytrzymać mi włosy kiedy znów miałam atak- był JJ.

Można by pomyśleć, że stał się moim przyjacielem, ale tak nie było. Był dlatego, że upierdliwie się mnie trzymał, a ja kożystałam z tego, mając, przynajmniej na krótko, osobę, która wysłucha, zrozumie i poradzi.

Całe dnie byłam z Jurijem, jako wierna przyjaciółka, a wieczorami, w towarzystwie Kanadyjczyka, wypluwałam z siebie smutki i kwiaty z całego dnia. Przyzwycziłam się do małej rutyny i czujnego spojrzenia Kanadyjskich oczu.

Jednak wszystko skończyło się razem z zawodami, kiedy każdy musiał wrócić na swój koniec świata. Rutyna zawodów zmieniła się w rutynę dnia codziennego, kiedy ja znów skupiałam się na nauce, wieczorami wychodząc z moim przyjacielem na spacer lub lodowisko, a on nadal trenował ze wszystkich sił.

Znów zostałam z moją chorobą całkiem sama. Doskonale wiedziałam, że tak będzie, ale mimo wszystko to nadal było trudne, zwłaszcza w pierwszych dniach. Po kilku dniach zapamiętałam o spinaniu długich, [Twój kolor] włosów, tak żeby nie wpadały do ust podczas ataku. Jednego dnia pomyślałam, że trochę brakuje mi tego egocentrycznego Kanadyjczyka.

Tylko, że Leroy miał tendencję do pojawiania się w niewłaściwych momentach. Jednym z takich momentów było moje wieczorne spotkanie z Jurijem.

Blondyn wirował właśnie w kolejnym, niesamowitym piruecie, a ja obserwowałam ten pokaz zza bandy. Uważnie przyglądałam się każdemu, nawet najmniejsznemu ruchowi przyjaciela. Wyciągnięcie ręki, kolejny krok, delikatna zmiana w mimice twarzy. Żadne drgnięcie mięśnia nie umknęło mojej uwadze, za to umknęło jej co innego.

-Jak tam zdrówko?- Usłyszałam tuż przy uchu i odskoczyłam przerażona.

-JEZUS MARIA!-Krzyknęłam upadajac koło bandy i uderzajac w nią głową.

-Tak do mnie jeszcze nie mówili, ale rozumiem, że jestem uderzająco podobny.

Przyjżałam się osobie, która mnie nastraszyła. Krótko ścięte, ciemne włosy, jasno niebieskie oczy, wiecznie opalona skóra, co zapewne było efektem częstych wizyt w solarium. Zirytowana zacisnęłam oczy nie mając ochoty nadal patrzeć na dumny uśmiech.

-LEROY POJEBAŃCU!- Usłyszałam krzyk Jurija, który zapewne już jechał w tą stronę.-CZY CIEBIE POSRAŁO?!

-Chciałem się tylko przywitać- odpowiedział na swoją obronę Kanadyjczyk.

-I przy okazji wystraszyłeś mnie na śmierć- szepnęłam, łapiąc się za bolącą głowę.

W tym czasie blondyn zdjążył zejść z lodu, zdjąć pospiesznie łyżwy i podejść do mnie. Leroy cofnął wyciągniętą w moją stronę rękę, a Jurij ukucnął tuż obok mnie.

-Dasz radę wstać?- Zapytał.

-Tak. Przecież tylko lekko uderzyłam głową w bandę- uśmiechnęłam się i lekko podbiosłam z ziemi.

-Lekko?- JJ musiał wtrącić swoje trzy grosze.-To dlaczego masz ciałą rękę we krwi?

Spojrzałam na prawą dłoń, którą przed chwilą trzymałam się za tył głowy. Całe palce były soczyście czerwone.

-Cholera- Usłyszałam głos przyjaciela tuz przy uchu.- Podniesiesz się?

Kiwnęłam głową i podparłam na rękach. Zakręciło mi się w głowie, ale, opierając się o bandę, udało mi się usiedzieć prosto. Otworzyłam lekko, zamknięte dotychczas, oczy i, pod wpływem delikatnego nacisku na policzku, obróciłam głowę w bok.

-Kurwa mać- sykną blondyn oglądając moją głowę.

-Co jest?- Leroy doskoczył do niego, chcąc zobaczyć co się stało.

-Ty się lepiej nie zbliżaj- odpowiedział mu Rosjanin.

-Przecież nic jej nie zrobiłem! Sama rozbiła sobie głowę!

-Gdybyś jej nie wystraszył, to by jej sobie nie rozbiła!

-Gdyby nie była tak zapatrzona w cie...

-Przestańcie do cholery!- Krzyknęłam kończąc kolejną kłótnię tej dwójki.- Nie wystarczy, że głowa dosłownie mi pękła?! Musi jeszcze pękać w przenośni przez te wasze krzyki?!

Odwróciłam głowę i, z lekkim trudem oraz pomocą bandy, podniosłam się, a potem skierowałam się w stronę wyjścia. Tego było dla mnie zbyt wiele. Rozbita głowa i biały bez chcący się wydostać z mojego układu oddechowego, nie były zbyt optymistyczną wizją mojego zdrowia.

Tak też, ignorując całkowicie krzyki łyżwiarzy, opuściłam lodowisko i dziarskim, może trochę powolnym jak na mnie, krokiem ruszyłam w stronę domu. Już na miejscu przywitałam się krótko z rodzicami i niepostrzeżenie przemknęłam do łazienki by zdyzenfykować ranę na głowie i, jak zwykle, wymusić atak, który hamowałam już wystarczająco długo.

Ciemne gałązki bzu drapały moje gardło, a drobne, białe, splamione moją krwią kwiatki pozostawiały nieprzyjemny posmak. Przyzwyczaiłam się do tego w jakiś dziwny, dość masochistyczny sposób.

Jednak tym razem znów bolało bardziej niż zwykle. Nie potrafiłam określić dlaczego, ale pozbywałam się całych gałązek, w pełni rozwiniętego, bzu zamiast płatków i drobnych kwiatków, czasami tylko gałązek.

Zaraz po opuszczeniu łazienki, gdzie zdążyłam jeszcze przygotować się do snu, ukryłam się pod kołdrą w moim łóżku. Pośpiesznie napisałam do Jurija, że nic mi nie jest i nie potrzebna była kłótnia, a potem, nie czekając na odpowiedź, zwinęłam się w kłębek i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

††††††††††††††

Jest drama z Leroyem? Jest
Jest cokolwiek? Jest
Są dzikie seksy? Są... Nie nie ma, chociaż sakuja_3 proponowała takie coś...

Agape/ Jurij x Reader (Hanahaki)Where stories live. Discover now