IV

93 9 2
                                    

Wzięłam głęboki wdech i wprost zadławiłam się powietrzem. Dokładnie czułam pęcherzyki, które przyjemnie drażniły krtań w drodze do płuc. Oczy zaszły mi łzami, ale uśmiechnęłam się szeroko i znów zaciągnęłam powietrzem, tak jak palacz zaciąga się dymem papierosowym po dłuższym czasie.

Jednak mina szybko mi zrzedła, kiedy znów poczułam zdrewniałe łodygi oplatające moje organy. Skrzywiłam się i odkaszlnęłam wypluwając jeszcze kilka kwiatków białego bzu.

-Zwariowałaś?!- Usłyszałam krzyk tuż koło mnie.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mogłaś się udusić?!

Lekko zamglonym wzrokiem spojrzałam na właściciela pełnego przejęcia głosu. Chwilę zajęło mi dodanie niebieskich oczu, prostego nosa, białych zębów i opalonej skóry do odpowiedniej osoby, ale nareszcie dotarło do mnie, że krzy czy na mnie JJ Leroy.

Kanadyjczyk był wściekły i nadal na mnie krzyczał, ale przestałam zwracać na to uwagę. Moje myśli gnały już w kierunku tego co się wydażyło. Szybko złączyłam fakty i wysnułam wniosek, że ten irytujący brunet musiał uratować mi życie.

-Dzięki- powiedziałam cicho.

Jednak Leroy szybko zarejestrował moje słowa i zakoczony zaprzstał swoich wywodów na temat mojej głupoty.

-Co?- Głupkowaty wyraz twarzy jaki przybrał, był godny profesjonalnego zdjęcia a'la Phichit, ale niestety mojego smartphone'a nie było w zasięgu wzroku.

-Dziękuję- powtórzyłam.- Gdyby nie ty pewnie leżałabym tu już martwa.

Kanadyjczyk pokiwał na boki lekko głową, a potem uśmiechnął się. Nie był to ten sam uśmiech co zawsze, który mówił "Jestem lepszy, nie masz ze mną szans". Ten uśmiech był ciepły i przyjazny.

-Więcej tak nie rób, zrozumiano?- W tym momencie dałabym sobie rękę uciąć, że w jego głosie słyszałam troskę i niepokój.

Przytaknęłam i odetchnęłam głęboko. Miałam dość dzisiejszego dnia, chciałam się położyć, zasnąć i odejść w niebyt, przynajmniej na jakiś czas.

-Czujesz się lepiej?- JJ zadał kolejne pytanie.

-Mhm- mruknęłam.- Ale teraz chciałabym iść spać.

Leroy pokiwał głową ze zrozumieniem, a potem podniósł się z łóżka i bez słowa podszedł do drzwi. Złapał za klamkę i odwrócił się w moją stronę.

-Dobranoc [Twoje Imię]- powiedział uśmiechając się, dość smutno.

-Dobranoc- odpowiedziałam i zrzuciłam z łóżka brudną pościel.

Odwróciłam się tyłem do bruneta i po chwili dopiero usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zdejmując z poduszki brudną, od mojej krwi, poszewkę, pomyślałam, że jestem głupia widząc w JJ'u sojusznika lub jakąkolwiek pomoc. Z taką myślą zasnęłam.

†††††††††††††

No i jest. Po małych problemach związanych z brakiem pomysłu na rozpoczęcie rozdziału. Poza tym nie wiem co dodać do tego rozdziału więc ma jedynie trochę ponad 350 słów. Mimi to jestem z siebie w miarę zadowolona

Agape/ Jurij x Reader (Hanahaki)Where stories live. Discover now