1. To nic ważnego...

45 5 1
                                    

Biegnie.

Jej przestraszony wzrok błądzi po czarnym niebie, w niektórych miejscach rozświetlonym nikłym blaskiem gwiazd. W nocnej, wręcz paraliżującej ciszy rozlega się jedynie jej przyspieszony oddech.
W zimnym powietrzu wirują blade płatki pierwszego śniegu.

Dlaczego biegnie? Nie wie tego sama.

Jedynym uczuciem, jakie jej towarzyszy, jest strach. Nie wie, co stanie się, kiedy przestanie biec.

Nagle potyka się. Upada. Próbuje wstać, jedynie zdzierając sobie kolana. Zewsząd ogarnia ją lodowaty wiatr. Czuje, jak pęd powietrza przecina jej skórę. Krzyczy. Po ciele rozpełzają się chłodne macki bólu. Krew spływa po niej szkarłatną rzeką. Z oczu wydobywają się łzy, niknąc w morzu czerwieni...

Kaersea podniosła się do siadu, oddychając ciężko. Znowu śnił jej się ten koszmar... Przyłożyła dłoń do czoła, aby się uspokoić.

Prychnęła z irytacją. Przeszukała już chyba każdą dostępną księgę o znaczeniach snów, ale w żadnej nie znalazła ani wzmianki
o raniącym wietrze czy gasnących gwiazdach. Była tym rozczarowana – dotychczas na każde nurtujące ją pytanie znajdowała odpowiedź w jednej z licznych książek należących do tutejszej biblioteki.

Dziewczyna popatrzyła w okno. Było jasno, zapewne około ósmej rano.

Odrzuciła z nóg gruby koc i wstała z łóżka, z cichym plaśnięciem opadając stopami na zimną kamienną posadzkę. Szybkim ruchem wygładziła sięgającą do kolan, pomiętą koszulę nocną. Sprawnie zaścieliła łóżko. Upewniwszy się, że pościel leży równo i nie ma żadnych fałd ani zagnieceń, wyszła na palcach ze swojej skromnej sypialni, uprzednio łapiąc z komody grubą szarą wstążkę. Delikatnie zamknęła wąskie drzwi za sobą, kierując się w stronę końca korytarza. Związała swoje włosy w schludny koński ogon, robiąc ze wstążki elegancką kokardkę.

Zauważyła, że drzwi do pomieszczenia przed nią są niedomknięte. Położyła na nich dłoń, żeby je otworzyć...

- Kaersea ma już piętnaście lat...

Spięła się, słysząc swoje imię.

- Mogą ją wybrać...

- To dzisiaj?!

- Przecież właśnie o tym mówimy! Eurydyta-

Przekroczyła próg kuchni, z której dobiegały ją głosy. Na jej osobie od razu spoczął wzrok obecnych tam osób, a rozmowa momentalnie ucichła.

Przy stole na środku pomieszczenia siedziała trójka ludzi, patrząc na nią z zakłopotaniem. Siostra i dwaj bracia-bliźniacy. Po chwili jednak najstarsza, wysoka blondynka zreflektowała się, a jej usta rozciągnęły w lekko niezręcznym uśmiechu. Szturchnęła resztę rodzeństwa, która powtórzyła jej gest. W ich oczach jednak tlił się niepokój.

- O, Kaersea! – powiedziała z przesadną wesołością. - Już wstałaś? Tak wcześnie?

Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie odpowiedziała nic.

- No tak, po co masz odpowiadać, to oczywiste... Przez chwilę zapomniałam, że nie lubisz marnować słów – starsza zaśmiała się nerwowo. – Więc, co się stało, że wstałaś tak wcześnie?

- Wyspałam się już, Tilmeno. – burknęła Kaersea. Zniknęła w spiżarni, by zaraz wrócić stamtąd z niewielką marchewką, którą zaczęła pogryzać, chrupiąc głośno. - O czym rozmawialiście?

- Jak dobrze znów słyszeć twój głos, Kaersiu – odezwał się czarnowłosy chłopak, jeden z bliźniaków, aby odwrócić jej uwagę od poruszonego tematu, a po chwili drugi dodał:

- Zaczynałem się bać, że zostałaś niemową, Kaersiu.

Dziewczyna przewróciła oczami.

Tilmena tylko spojrzała na niego spod byka, na co ten od razu zamilkł. Czarnowłosa postanowiła wykorzystać sytuację.

- O czym rozmawialiście? – powtórzyła pytanie.

Blondynka zmieszała się.

- O niczym ważnym, nie musisz się martwić. Idź się lepiej ubierz – delikatnie wypchnęła ją za drzwi. – Tylko ładnie! O, na przykład w tą szarą sukienkę, którą mama podarowała ci na urodziny...

Zamknęła drzwi tuż za plecami dziewczyny, na co ta tylko wzruszyła ramionami.

Skoro nie chcieli jej powiedzieć, rzeczywiście nie było to nic ważnego... Co nie oznaczało, że Kaersea nie zamierzała poczytać o „Eurydycie".


Dobra, ten rozdział ma 500 (nawet prawie 600) słów, ale to tak na dobry początek :P

ObtulitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz