KARTKA 2.

214 30 6
                                    

Książka inspirowana wojną japońsko-rosyjską z 19o4 roku. Występują: postaci fikcyjne, które nie brały udziału w wojnie oraz wydarzenia, które nigdy nie miały ( prawdopodobnie) miejsca podczas starcia. 

o8.o2.19o4

Nastał kolejny dzień. Yuri smacznie spał. Miał twardy sen i ciężko było go obudzić. Nawet wybuch bomby nie przerwałby mu chwili spokoju. W wojsku nauczył się, że sen jest ważniejszy nawet od jedzenia i wody. Co z tego, że się nażresz i napoisz, kiedy ledwo co kontaktujesz z braku sił? Gdyby miał do wyboru wyspać się, czy zjeść najpyszniejszego kotleta, to wybrałby drzemkę. 

Niestety, wszystko co dobre, dobiega końca, a tutaj to "dobre" zawsze trwało krótko i człowiek musiał wstać, ruszyć tyłek i przez przynajmniej 12 godzin ciężko harować. Potem każdy tylko modlił się, żeby nie zostać na nocny patrol. Trzeba było szybko zjeść, w międzyczasie łyknąć lodowatej wody i szło się w kimę. Potem, gdy tylko słońce zaczęło wschodzić, wszystko zaczynało się od nowa. 

Chłopak przeciągnął się leniwie. Zmrużył oczy. Do jego pokoju przebijało się kilka promieni słońca. Niestety, była to tylko iluzja, na zewnątrz wiał silny wiatr i coraz silniej prószył śnieg. Prócz tego, że przestał być kadetem, jego rzeczywistość nie zmieniła się ani trochę. Zapowiadał się kolejny zimny dzień. Nie był już tak podekscytowany. Był lekko przerażony. O ile na ćwiczeniach starano się dbać, aby żaden nie stracił kończyny, czy przez przypadek nawet i życia, to teraz nikt nie będzie się przejmował tym, że może zamarznąć żywcem. Stał się pionkiem w rękach wyższych od siebie. Jeśli przeżyje jedną misję, to świetnie, pojedzie na drugą! Jak nie wróci, to trudno, przecież takich jak on, jest mnóstwo. Liczy się dobro ogółu, a nie pojedynczej istotki.

- Ruszać się! Nie ma czasu! Wstajemy! - do środka z impetem wszedł jeden ze starszych i bardziej doświadczonych od nich żołnierzy. Ubrany był w mundur, przy sobie miał całość uzbrojenia. Coś było nie tak. Yuri zerknął na zegar wiszący nad łóżkiem Jeana, który wstając uderzył głową w łóżko nad sobą, na którym siedział zdezorientowany Marco. Dochodziła dopiero piąta  W wojsku nawet kadeci nie wstawali tak wcześnie. Zwykle większość żołnierzy wstawała punkt szósta. 

- Jazda! - chłopak szybko wstał z łóżka i wyjrzał za okno. Na zewnątrz panował chaos. Czym prędzej złapał za swój mundur i broń. Nawet nie pytał, widać było, że sytuacja nie jest kolorowa. Reszta towarzystwa ubierała się w równie błyskawicznym tempie. 

- A teraz, jak już księżniczki wstały, to wynocha! Na miejsce zbiórki! - wrzasnął i wyszedł z ich pokoju. Chłopcy wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia. Wczorajszy dzień nie zapowiadał takiego chaosu. Nikt nie był spięty i wszyscy pozwolili sobie na picie i zabawę. A dziś!? Istne piekło. Od razu zostali rzuceni na głęboką wodę. To nie mogło się dobrze skończyć.

- Zachciało się, kurwa, misji - żachnął pod nosem Eren zapinając pas z bronią i patrząc wściekle na Jeana - Ty już się lepiej nie odzywaj, bo chyba bym cię zabił - dodał widząc, jak towarzysz chce się usprawiedliwić. Każdy z nich wiedział, że zaistniała sytuacja nie jest jego winą, ale strach i niepewność robiły swoje. 

Wszyscy pędem udali się na wskazane miejsce i ustawiając się czekali na dowódcę. Wszyscy świeżo upieczeni żołnierze zebrali się w jednym miejscu. Pozostali przygotowywali sprzęt i amunicję. Chyba każdy odczuwał strach, bo do każdego docierało, co się właśnie dzieje.

- Żołnierze! - wszyscy byli tak przejęci, że nie zauważyli przybycia dowódcy Erwina Smitha - Jak pewnie każdy z was zauważył, nasza sytuacja pogorszyła się. Jak wiecie Japonia stara się o zdobycie Korei, jednak nie jesteśmy jedyni. Rosjanie odrzucili naszą propozycję o pokojowym rozstrzygnięciu sporu - jego głos był donośny i aż za dobrze słyszalny. Młodzi żołnierze byli sparaliżowani. 

- Oficjalnie ogłaszam stan wojenny - mężczyzna wypowiedział te słowa. Te, których nie chcieli nigdy usłyszeć. Byli żołnierzami, owszem, chcieli tego, jednak żaden nie chciał umrzeć tak wcześnie, a na wojnie, każdy dba o jedno - o dobro swojego państwa.

- Każdy z was otrzyma polecenia i proszę się do nich zastosować, jeśli nie chcecie być sprawcami problemów. Wszelkie nieposłuszeństwo zostanie uznane za zdradę narodu - mówił dalej - Katsuki, Braun, Jaeger, Kirschtein, Bodt, Springer i Ackermann - pozostać na miejscu. Reszta - zająć swoje pozycje!

Katsuki spiął się jeszcze bardziej, czyżby zrobił coś wbrew zasadom. Wszyscy wczoraj wypili i bawili się, nie tylko oni, więc raczej nie chodzi o to. Dowódca nakazał gestem dłoni iść za nim, tak też zrobili. Szli, aż dotarli do jego gabinetu. Blondyn usiadł na swoim granatowym fotelu i rozłożył mapę.

- Zapewne jesteście ciekawi, po co was zebrałem - zaczął - Wszyscy ukończyliście wojsko z najwyższymi wynikami, maksymalnymi wynikami - kontynuował - Mam dla was specjalne zadanie. Dziś nasze wojska zaatakowały armię rosyjską w Port Artur. Jak wspomniałem, odrzucili pokojowe rozwiązanie konfliktu. Waszym zadaniem będzie przedostanie się na terytorium Imperium i dostarczenie wiadomości do Iwao Ōyama, który dowodzi tam naszymi oddziałami. To bardzo poważna misja, wiem, że jesteście odpowiednio przygotowani do starcia z wrogiem. Jesteście również odpowiedzialni i wiem, że któreś z was na pewno dostarczy tą wiadomość. Zaopatrzymy was w pełne umundurowanie. Macie dziesięć minut nim zaczną się przygotowania, a teraz możecie odejść - powiedział i nakazał im wyjść. 

- J-jak to... Wojna? - pierwszy odezwał się Springer - Jeszcze wczoraj piłem i jadłem pyszne mięso... A-a dziś? Mogę umrzeć?! - panikował. Każdy z nich był przerażony. Nawet Mikasa, która nigdy nie okazywała uczuć i zachowywała spokój nie mogła usiedzieć z nerwów w miejscu. 

- A słyszeliście go w ogóle?! Powiedział " któreś z was na pewno dostarczy tą wiadomość"! - krzyknął Eren -  To znaczy, że możemy nie wrócić! Kurwa! - klną, a z jego oczu spływały słone strumienie łez - To twoja wina! Wypeploniłeś i masz! Wojna, kurwa! - wrzasnął i spojrzał z pogarda na Jeana. 

- Chyba ktoś mocno walnął cię w głowę, albo jeszcze nie wytrzeźwiałeś po wczorajszym! Co moje słowa mają z tym wspólnego, głupku! - opowiedział mu czerwony ze złości chłopak. Zaczęła się szamotanina. Wyzywali się wzajemnie. Tego było za wiele.

- Zamknąć gęby, tak?! - uciszył ich krzyk Marco - Jeszcze brakuje, żebyśmy się sami powyrzynali! - ich zdziwienie było jeszcze większe. Marco nigdy nie krzyczał. Zawsze był pogodnym i uprzejmym chłopakiem. Nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek podniesie na nich głos. 

- Siadać na dupie i nie odzywać się, jasne?! - odepchnął na bok Jeana i Erena. Sam zakrył twarz dłońmi i usiadł na podłodze między nimi, aby znowu nie zaczęli się szamotać.

- Marco ma rację. Musimy wypełnić polecenie. Jesteśmy żołnierzami. Powierzyliśmy swoje serca dla narodu, więc teraz nie ma odwrotu. No chyba, że wolicie umrzeć jako zdrajcy - powiedział Katsuki - Zabawa się skończyła, moi przyjaciele. 

- Już czas - dodała Mikasa widząc zbliżającego się do nich kapitana Levi'a, a za nim innych żołnierzy, którzy nieśli ich umundurowanie - Mam nadzieję, że dobrze się wczoraj bawiliście, bo możemy nie wrócić - dodała i zasalutowała wchodzącemu do środka kapitanowi. 

______________

Kolejny rozdział. Dziękuję Wam, że pokazaliście swoje zainteresowanie książką. Jest ona dla mnie bardzo ważna, bo nigdy nie pisałam nic tak poważnego i przemyślanego. 

Jak zawszę zachęcam Was do wypowiedzenia się o nowym rozdziale. Komentarze motywują! Pod pierwszym rozdziałem przeczytałam naprawdę miłe słowa i od razu mi się cieplej na sercu zrobiło. Jesteście K.O.C.H.A.N.I.! ♥

Wojna I Yuri on ice IМесто, где живут истории. Откройте их для себя