Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie choć wcale nie wiedziałam gdzie mam szukać. Może nie wspominałam ale byłam przez parę lat w podstawówce harcerką i potrafię wytropić zwierzynę. Nasze obozy były ze spartańskimi warunkami i dość dużo z nich wyniosłam jeśli chodzi o przetrwanie. Szłam szeroką ścieżką rozglądając się wokół siebie, niebieskie niebo pokryła szara
płachta chmur a jedna nawet uroniła krople...
-Zapowiada się na burze...-Wymamrotałam pod nosem wystawiając przed siebie rękę w celu złapania jednej kropli.
-Uważaj bo zmokniesz cukiereczku.-Od jego głosu moje ciało przeszył nie miły chłód. Gwałtownie się odwróciłam wyciągając miecz, teraz mogłam go lepiej zobaczyć... wysoki białowłosy chłopak, około 19 lat, szare oczy.
-Hmm, zdziwiona?-Powiedział i zaśmiał się przerażająco.
-Jak to się stało że reszta Cię nie złapała?
-Powiedzmy że szukają za daleko... Ty natomiast masz dobrego nosa bo ledwo co wyszłaś i już na mnie wpadłaś.-Założył ręce na klatkę i kontynuował...
-Więc co by tu z tobą zrobić... mogę Cię zabić ale to będzie za proste.-Chłopak w zastanowieniu odwrócił się do mnie palcami i wtedy zapaliła mi się lampka. Nie wyciągając telefonu z kieszeni wybrałam numer do Jeffa i nie rozłanczając się włożyłam go z powrotem do kieszeni żeby chłopak nie zauważył.
-Ach!-Krzyknął a ja podskoczyłam do góry.
-Gdzie moje maniery?! Jestem Harry... brat 3 osób które zabił twój kolega którego próbowałem zabić...-Ukłonił się z ironicznym uśmiechem.
-Wiesz że jesteśmy nie daleko rezydencji i pewnie ktoś się zaraz zjawi?-Powiedziałam tak głośno żeby Jeff usłyszał wszystko.
-Och, o to do nie martw. Są za daleko żeby tu przyjść... szukają mnie w Norwegi, Szwecji...
-I tutaj.-Przerwałam mu kiedy zobaczyłam Masky'ego i Hoody'ego za jego plecami. Ten odwrócił sie za moim wzrokiem, zobaczył moich wybawców i cofnął się w moją stronę.
-No cześć Harry...-Powiedział Masky a Hoody się zaśmiał. Nagle na mojej szyi poczułam zimne ostrze które od czasu do czasu mnie podcinało.
-Chcecie się pożegnać z koleżanką?-Za wcześnie się cieszyłam.
-Puść ją bo inaczej pogadamy.-Ledwo dałam radę odwrócić głowę zza białowłoswego zobaczyłam Bena, Jeffa który dalej mu groził i Toby'ego. Zrezygnowany Harry puścił mnie i podniósł ręce w geście poddania się. Ale chyba takiego zamiaru nie miał bo jak podszedł do niego Hoody od razu zaatakował nożem, wszyscy sie na niego rzucili i już po chwili leżał obezwładniony.
-Zabierzcie go do Slendera.-Powiedział Jeff wskazując na Bena i Toby'ego. Chłopak szarpał się ale na Tobym i Benie nie robiło to wrażenia, pod rezydencją spotkaliśmy resztę naszych którzy wyruszyli m misje. Bym zapomniała... Liu! Szybko zrobiłam jakąś zupę i z prędkością światła ruszyłam do jego pokoju, wpadłam jak oparzona... dobra, oparzyłam się zupą. Brunet poderwał się do siadu i ze zdziwioną miną wpatrywał się we mnie jak w obrazek.
-Gdzie Ty byłaś?-Po chwili wydusił z siebie.
-No na spacerze tu i tam...-Nagle do pokoju Liu wpada Jeff i przerywając mi moje "tłumaczenie" przekłada mnie przez ramię i wynosi z pokoju.
-Ej! Jeff! Tylko przynieś ja z powrotem!-Krzyczał z pokoju zielonooki.
-Jeff? Co Ty do jasnej cholery odpierniczasz?!-Krzykłam ze chyba w całej rezydencji było słychać.
-Slender Cię wyzywa na rozmowę...
----------------
Kolejny rozdział tym razem trochę przemyślany. Mam nadzieję ze ktoś to czyta 💖 Następny prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu.
*Rozdział nie sprawdzony*
CZYTASZ
Creepypasta- My Crazy Love [W TRAKCIE KOREKTY]
Fanfiction*Książka dla śmiechu, aczkolwiek zdarzają się poważne sytuacje* -Slender? Czy coś się stało?- Zapytałam kiedy udało mi się go w końcu zatrzymać. -Humpf... nic. Nic sie nie stało! - Zaczął wrzeszczeć. -Przecież widzę... -Po prostu mamy przejebane!-Sz...