Rozdział 38

4K 184 2
                                    

-Jesteś z nim szczęśliwa?- pyta, biorąc łyka z kubka z syrenim logiem, a ja wzruszam ramionami, oplatając palce wokół mojego.
-Tak-odpowiadam w końcu, ale bez przekonania i skubię czekoladową babeczkę. Obrzydlistwo. Musze jednak czymś zająć ręce, bo one zawsze mnie zdradzają, a poza tym, nie mogę patrzeć mu w oczy.
-Nie wyglądasz na taką. Znam cię- mruczy. Zerkam na niego, widząc w jego oczach troskę.
-Zayn...-wzdycham ciężko, kompletnie nie wiem, co mogę odpowiedzieć na taki zarzut.
-Emily-próbuje być stanowczy i władczy, ale oboje dobrze wiemy, że przy mnie nie potrafi taki być i mięknie.
-Jakie to ma teraz znaczenie?-westchnęłam.- Za trzy dni bierzesz ślub i nie powinieneś się teraz interesować moim szczęściem i związkiem, tylko planować wszystko ze swoją narzeczoną. Zamiast siedzieć tu ze mną, powinieneś wybierać teraz menu, kolor stroików do ławek w kościele. No i ustalać szczegóły kontraktu z Eltonem Johnem.
Patrzy na mnie ze zdziwieniem, a potem wybucha śmiechem.
-Nadal taka sama- uśmiecha się figlarnie, a ja mięknę pod tym spojrzeniem czekoladowych oczu.
-Zmieniasz temat.
-Mała...- wzdycha ciężko i patrzy na mnie tak, że porusza we mnie każdy nerw i zaczyna mi się kręcić w głowie.
-Możemy przestać odpowiadać sobie półsłówkami i pogadać poważnie? Bez domysłów, bez owijania w bawełnę. Szczerze, prosto i prawdziwie. Nawet jeśli prawda miałaby być bolesna czy trudna.
-Prawda...- mówi cicho, zagryzając lekko wargę i wypuszczając głośno powietrze z płuc. Brzmi to tak, jakby zastanawiał się czym jest prawda i tworzył całkiem nowy nurt filozoficzny. A przecież prawda jest jedna stała i niepodważalna. Patrzę na niego w milczeniu, a potem przenoszę wzrok na filiżankę, porządkując moje myśli. Jest tak wiele rzeczy, które chciałabym mu powiedzieć, wyznać. Tyle słów, które zawisły gdzieś w naszej wspólnej przeszłości nigdy nie wypowiedziane, ale w niej nie zostały. Są łącznikiem pomiędzy tym, co było i jest. Przyklejone gdzieś do języka, nie dają o sobie zapomnieć i uwierają tym bardziej, im bardziej oddalamy się od nich i brniemy przez gąszcz słów pustych i tak niewiele znaczących. Aż oddalamy się zupełnie i tracimy siły na dalszą wędrówkę i wolimy stagnację, ciszę i zamknięcie się w sobie. Przynajmniej w moim przypadku. Kiedyś nie umiałam przyznać się sama przed sobą, że go kocham, a teraz nie mogę przestać tego czuć, nie wspominając nawet, o jakimkolwiek wypowiedzeniu tego na głos. Kocham tego zagubionego chłopca w ciele dorosłego mężczyzny, który siedzi przede mną również pochłonięty swoimi myślami. Chce coś powiedzieć, ale jego komórka zaczyna dzwonić, więc wyjmuje ją i wypowiada chłodnym, rzeczowym tonem kilka poleceń. Jak to możliwe, że jego natura jest tak dwoista i jak to możliwe, że potrafiłam pokochać też tę chłodną stronę, zaakceptować ją, jako integralną całość tego mężczyzny? I, do cholery, jak moje serce wciąż potrafi go kochać po tym, jak zostało przez niego bezceremonialnie zranione i zdradzone? Miłość to cholernie dziwne zjawisko. Całe życie szukamy jej, zamiast pozwolić po prostu przyjść i przez nieustanne rozglądanie się na boki możemy przeoczyć coś pięknego, co mamy obok siebie lub w ciągłym biegu za nieosiągalnym, ominąć coś, co było pod naszymi stopami. Zayn podnosi na mnie swoje ciemne oczy i oblizuje usta.
-Cała prawda jest taka, że wciąż cię kocham i nie umiem o tobie zapomnieć. Ten ślub, to wszystko... To chyba miała być forma jakiejś pieprzonej kary, jaką wymierzyłem sobie za to, że cię zraniłem, bo inaczej nie umiałem sobie tego wybaczyć. Potem się dowiedziałem, że masz nowego faceta i to był dodatkowy cios, ale wmawiałem sobie, że widocznie ktoś taki jak ja nie zasługuje na szczęście i bycie prawdziwie kochanym...
-Nie mów tak- szepcę, czując jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy. Zasługujesz. Weź, proszę, weź w dłonie moje serce, tak delikatne i kruche, weź je, a potem nie krępuj się, by je zniszczyć, by cisnąć nim o ziemię z całych sił, bo masz gwarancje, że gdy znowu je skleję, znajdzie się w twoich dłoniach po raz kolejny.
-Proszę, nie przerywaj mi... To wszystko i tak jest wystarczająco trudne, mała- jego głos jest czuły, ale słaby i drżący. Kiwam głową i pozwalam mu kontynuować, zastanawiając się, które z nas pierwsze rozpadnie się na części.- Emily... Ta zdrada... Nie chcę w jakikolwiek sposób się tłumaczyć, bo było to szczytem chujostwa, ale na pewno milion razy pytałaś siebie, czemu to zrobiłem... Mam nadzieję, że nigdy nie winiłaś siebie, kochanie. Chciałbym ci to jakoś wytłumaczyć, ale sam nie rozumiem mojej głupoty... Chyba się po prostu bałem... Jak szczeniak... Bałem się, że coś zrobię nie tak, bałem się, że cię stracę i przerażało mnie to jak cholernie, jak nikogo wcześniej, cię pokochałem. Bałem się własnych uczuć, myśli, odruchów... Wydawało mi się to tak nierealne, że zasłużyłem na tak wielkie szczęście... Na Ciebie... Przepraszam. Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwsza, niż byłaś ze mną...-zaczyna się ubierać i chce wyjść, a ja nie wiem, co powiedzieć, nie umiem pozbierać, myśli, chcę mu powiedzieć, że nie jestem szczęśliwa ani trochę, że...
-On mnie bije- mój głos jest cichy, prawie niesłyszalny, a mimo to mam wrażenie, że odbija się echem po ścianie gwarnej kawiarni, że wszyscy usłyszeli to intyne i jakże trudne wyznanie. Zayn zatrzymuje się w pół ruchu i zdejmuje marynarkę, którą przed chwilą na siebie włożył. Jest zmieszany, nie wie, co powiedzieć. Siada więc obok mnie i bierze mnie w ramiona, a ja zaczynam cicho szlochać i opowiadać mu wszystko, mówić o tym wszystkim, co doprowadziło, że pozwalam na to, by tak się traktować. Każdy siniak, krzyk i noc bez przyjemności są scałowane z moich ust podobnie jak łzy z policzków. W jego ramionach wydają się odległe i nierealne, jakbym opowiadała film, który mnie niezykle poruszył, a nie własne życie. Wdycham jego zapach- bezpieczeństwa i miłości i marzę w duchu, aby to nasz ślub miał się odbyć za kilka lat. Patrzę w jego oczy i przejeżdżam palcami po jego zaroście. Podnoszę na chwilę oczy i czuję się, jakby cały świat się zatrzymał. Stalowe oczy George'a są chłodne i bez jakiegokolwiek wyrazu. Kręcę lekko głową, wszystko jest jak w zwolnionym tempie. Widzę jak Zayn powoli się odwraca, jak na twarzy George'a wykwita uśmiech zwycięstwa. Słyszę krzyki i zwracam uwagę na broń, jaką mój chłopak trzyma w ręku. A potem wszystko nagle przyspiesza, gdy rzucam się szybko, by uchronić miłość mojego życia. I jest mi nagle tak ciepło w okolicach brzucha. Tak błogo. Widzę sufit. A potem całkowitą ciemność.

Glimmer | z.mWhere stories live. Discover now