[5] "Why did you come back here?"

1.7K 171 45
                                    

Piątek był wolny, ze względu na Bal Bożonarodzeniowy i wszystko co z nim związane. Kiedy Rose weszła do Wielkiej Sali na śniadanie, w środku stały już przyozdobione lodowymi dekoracjami choinki, a dookoła nich fruwały malutkie światełka. Grupa dziewczyn rozwieszała za pomocą zaklęć białe girlandy na oknach. W połączeniu ze śniegiem sypiącym z sufitu i znikającym kawałek nad głowami uczniów, wyglądało to na prawdę imponująco. Szyby w oknach wyglądały na oszronione, przez co powstały na nich zimowe wzory, a kiedy wpadało przez nie światło, nabierało biało niebieskiego koloru. Dawno nie była tak zafascynowana tym pomieszczeniem. Ktokolwiek to organizował, musiał być jakimś organizacyjnym geniuszem.

Początkowo miała zamiar zjeść z Katy i Dianą, jednak dziewczyny dały jej się wyspać i na pierwszy posiłek zdążyła chyba tylko cudem. Już miała usiąść sama, kiedy zobaczyła machającego do niej Aarona, praktycznie z drugiego końca stołu Gryffindoru. Oczywiście siedział z całą grupą swoich znajomych z siódmego roku. Po chwili zawahania podeszła do starszych o rok gryfonów.

- Hej – powiedziała i usiadła obok Aarona, którego siłą rzeczy znała tam najlepiej.
- Cześć Rose – odpowiedział jej, co powtórzyła po nim reszta – jak tam?
- Prawie zaspałam na śniadanie – westchnęła nakładając sobie porcję jajecznicy.
- Właśnie widzę – mruknął chłopak oplatając ją ramieniem.

Poza nimi przy stole siedział także Josh Stevens, czyli kumpel Aarona i pałkarz drużyny quidditcha, Nick Nichols oraz Christine Bell – ścigająca. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej spoglądając sugestywnie na obejmujące ją ramię. Rose zaczerwieniła się i wbiła wzrok w jajecznicę biorąc do ręki widelec.

- Zakładam, że masz sukienkę? - spytała Christine popijając z kielicha prawdopodobnie zimną już herbatę.
- Oczywiście – wywróciła oczami rudowłosa.
- Jaką? - spytała zaciekawiona brunetka, na co szybko odezwał się Aaron.
- Mi nie powiedziała, to ty się nie łudź, że otrzymasz odpowiedź – zaśmiał się.

Rose tylko pokiwała głową na potwierdzenie jego słów. Wymieniła z gryfonami kilka ogólnikowych zdań, udając, że nie czuje jak Aaron bawi się szlufką jej dżinsów. Sam fakt, że znalazł szlufkę pod świątecznym swetrem Weasleyów był już nieco dekoncentrujący. Zaczęła rozglądać się po Wielkiej Sali, aż jej wzrok przykuł ruch w okolicy wyjścia. Konkretnie chodziło jej o mignięcie niemal białej czupryny, na której zobaczenie skrycie liczyła. Po powrocie do dormitorium czuła się nieco winna i wyrzuty sumienia skutecznie zżerały jej wszystkie produktywne myśli, na korzyść tych gorszych i nieprzyjemnych.

- Muszę jeszcze szybko coś załatwić – powiedziała wstając od stołu – wy nie idziecie?
- Mamy pierwszy mecz świątecznych szachów z puchonami – powiedział Aaron przyciągając ją jeszcze do siebie i złożył mały pocałunek na czubku jej głowy – zobaczymy się pewnie dopiero przed balem?
- Pewnie tak – potwierdziła.
- Nie mogę się doczekać – szepnął jej do ucha, a Rose poczuła na sobie znaczące spojrzenia jego znajomych. Nienawidziła tego typu zachowania. Było dziecięce, jakby to, że dwoje nastolatków się ze sobą spotyka było czymś niezwykle rzadko spotykanym, a nie praktycznie codziennością w miejscach wypełnionych młodzieżą, takich jak Hogwart.

Nie oglądając się za siebie wyszła szybkim krokiem z Wielkiej Sali. Nie chciała biec, żeby nie wyszło na to, że ucieka przed jego znajomymi, jednak wiedziała, że jeśli nie chce zgubić Malfoya, musiała się pośpieszyć, albo przewidzieć dokąd zmierzał ślizgon. Najprostszą wersją byłoby gdyby szedł do lochów, więc udała się szybkim tempem właśnie w tamtym kierunku. Po chwili na długim korytarzu zobaczyła kogoś znikającego za rogiem i mogła przysiąc, że to był on. O ile to możliwe przyśpieszyła kroku jeszcze bardziej, aż w końcu znalazła się kilkanaście metrów od jego pleców, jak zwykle okrytych białą koszulą.

SCOROSE | spójrzmy na siebie inaczej |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz