7.3

872 66 15
                                    

Spojrzałam na dół, który skończyłam kopać. Wbiłam łopatę w ziemię i wytarłam wierzchem dłoni spocone czoło.

-Kaysa...- usłyszałam szept za sobą.

-Czy ktoś to zrobił? - zapytałam, nie odwracając się.

-Jeffrey.

Poczułam dłoń na lewym ramieniu. Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam Laroma. Musiałam przestać gnębić się myślami o Scarlett, a on chciał poważnie porozmawiać. To może być dobry moment.

-Jesteś mi winien wyjaśnienia- wyszeptałam, stając na wprost niego. Jego dłoń puściła moje ramię, a on sam spojrzał mi w oczy. Zielone tęczówki były pełne niepewności i bólu.

-Na zastępstwie była nauczycielka. Miała niewiele ponad trzydzieści lat i była atrakcyjna, ale na mnie nie robiło to wrażenia. Jednak ona się do mnie przystawiała, ja miałem tego dość i wszystko jej powiedziałem. Następnego dnia zabrali mnie na dołek, bo zgłosiła, że próbowałem ją zgwałcić- wyjaśnił. Mówił powoli i wyraźnie, jakby od tego zależała jego wiarygodność. Zagryzł wnętrze policzka, oczekując mojej reakcji. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam co o tym sądzić. Mógł mówić prawdę, ale równie dobrze może mnie teraz okłamywać. Jednak odkąd go znam nikomu nie zrobił krzywdy, nie wykazywał nawet takich zapędów.

-Kaysa...- zaczął, kiedy długo się nie odzywałam. Uniosłam głowę, żeby znowu spojrzeć mu w oczy. Nie dość, że chłopak był wysoki, to staliśmy blisko siebie.

-Wierzę ci- wyszeptałam i zobaczyłam ulgę wymalowaną na jego twarzy. W końcu uśmiechnął się delikatnie. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i opuściłam głowę. Poczułam jak Khorey mnie obejmuje i dopiero wtedy zorientowałam się, że cały czas byłam spięta. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i pozwoliłam mu pocierać moje plecy. Potrzebowałam tego.

Aiden 

Przez trzy tygodnie moje samopoczucie uległo poprawie, a to dzięki Kay, która bardzo mnie wspiera. Karrie rzuciła się w wir pracy, żeby nie myśleć o tym, co się stało. Jeździ na każdą wyprawę po zapasy, zajmuje się Hope, robi wszystkim posiłki. Ostatnio wspominała coś, że przydałby nam się ogródek i rozmawiała o tym z moim ojcem oraz Jeffrey'em. Podobno będą nad tym pracować.

Po pewnym czasie od odejścia Scarlett zacząłem zauważać coś dziwnego. Jej styl bycia był podobny do tego, który praktykowała Kaysa. Z początku też była tajemnicza i zamknięta w sobie. Dopiero później po poznaniu ludzi z otoczenia, zaczęła pokazywać prawdziwą siebie. Były do siebie bardzo podobne, ale obie wyjątkowe w jakiś inny, szczególny sposób. Kiedy Scarlett się pojawiła, starałem się do niej dotrzeć, poznać ją. Następnie Kay zniknęła, a ja zatraciłem się w relacji z rudowłosą. Zapomniałem przy tym co tak naprawdę je odróżnia- moje uczucia do nich. Tak bardzo tęskniłem za Kaysą, że starałem się ją zastąpić. Ze Scarlett łączyło mnie prawdziwe uczucie, ale było inne niż to, które żywię do Ryeen. 

Siedziałem na miejscu pasażera i co jakiś czas obserwowałem krajobraz za szybą. Razem z Khorey'em jedziemy poszukać jakiegoś sklepu ogrodniczego, żeby wcielić ogród Karrie w życie.

-Jak tam idzie Kay z nauką jazdy?- zagadnąłem.

-Źle, a nawet gorzej- przyznał.

-Aż tak?

-Człowieku, mnie taki strach ogarnia, kiedy siada za kierownicą- westchnął z lekkim uśmiechem. Zaśmiałem się.-Nie no, nie jest aż tak źle, ale dobrym kierowcą prędko nie zostanie- wyjaśnił.

-To może nauczysz mnie? Zawsze przyda się osoba, która umie prowadzić- zagadnąłem.

-W sumie czemu nie- wzruszył ramionami.- Możemy nawet zaraz, jak wrócimy- dodał.  Zgodziłem się.

Na stacji każdy był czymś zajęty. Mój ojciec rozmawiał z Blase'em, a Karrie pokazywała Jeffrey'owi gdzie ma kopać dołki na słupki od ogrodzenia. Podaliśmy im wszystkie rzeczy, które udało nam się znaleźć i zeszliśmy do podziemi. Na środku pomieszczenia Kaysa bawiła się z Hope. Ich widok wywołał uśmiech na mojej twarzy. Kiedy dziewczynka zobaczyła mnie i Khorey'a, zagaworzyła. Zwróciła tym uwagę Ryeen, która odwróciła się w naszą stronę.

-I jak wam poszło?- zapytała, nadal trzymając miśka. Ukucnąłem obok nich, a Larom usiadł przy stoliku.

-Nie jest źle, myślę, że to co przywieźliśmy wystarczy- przyznałem. -A ty nie wychodzisz na zewnątrz? - zagadałem kąśliwie. Dobrze wiedziałem, że nastolatka nie znosi takiej pogody, a dzisiaj było wyjątkowo gorąco.

-Nie udawaj- odparła, a ja się zaśmiałem.- Z resztą nie miał kto siedzieć z małą, a ja dawno nie spędziłam z nią tyle czasu- dodała, patrząc na Hope. Wstałem i ruszyłem w stronę swojego pokoju. Przy wejściu na korytarz odwróciłem się, żeby jeszcze raz spojrzeć na dziewczyny. Bawiły się, pełne radości z uśmiechami na twarzach. Kaysa poprawiła swoje włosy, które sięgały jej już prawie za łopatki. Ukradkiem na mnie spojrzała i posłała mi delikatny uśmiech, który mnie zawstydził. Odwzajemniłem jej gest i szybko poszedłem do pokoju. Spłoszyłem się, bo mnie przyłapała.

Widok szczęśliwej Kaysy jest rzadki. Za czasów, kiedy chodziliśmy do szkoły nigdy nie widziałem jej uśmiechniętej. Chociaż bardziej możliwe jest, że nie zwracałem wystarczająco na nią uwagi. Teraz bardzo tego żałowałem, bo zrozumiałem co mnie omijało. Może gdybym wtedy nawiązał normalną znajomość z dziewczyną, nasza relacja byłaby inna. Mimo wszystko, cieszę się z tego jaka jest teraz. Ogromnie cieszy mnie widok radosnych Kaysy i Hope razem. Są to dwie kobiety najbliższe mojemu sercu. 

Still aliveWhere stories live. Discover now