10.5

706 48 5
                                    

Aiden 

Z samego rana tata zwołał wszystkich ludzi do rejestracji. Stanął na blacie, żeby wszyscy go widzieli  i słyszeli. Ja, rodzeństwo Stune i Jeffrey staliśmy za nim na podłodze. Zebrani czekali z niecierpliwością aż ojciec zacznie mówić. 

- Chciałbym poruszyć temat, który nie jest łatwy- zaczął.- Ostatnio wiele słyszałem o chęci walki z Khorey'em. Dzięki Zannie wiele dowiedzieliśmy się o układzie całej posesji Laroma. Jeśli tylko nam pomożecie, możemy go pokonać. 

- Jaki jest w tym sens?- zawołał ktoś z tłumu. 

- Jeśli pozbędziemy się Khorey'a i jego pomocników, będziemy mogli zacząć wszystko od początku. Odbijemy im bezpieczne miejsce, odzyskamy rodziny, wspólnie zaczniemy budować nowy świat. Rozumiem, że nie wszyscy chcą walczyć. Takie osoby będą mogły pomagać tutaj w szykowaniu zapasów jedzenia, broni. 

- Wszyscy byliśmy w najniższej klasie- zacząłem mówić, wchodząc na blat. Teraz patrzyli na mnie.- Każdy z nasz przeszedł przez tego człowieka piekło. Będzie robić to dalej innym ludziom, dopóki ktoś go nie powstrzyma. My właśnie dostajemy szansę, żeby to zrobić. 

- Wieczorem będzie zwołane następne zebranie. Do tego czasu zdecydujcie co chcecie zrobić- zakończył mój ojciec. Mimo to, ludzie nie rozchodzili się tylko zaczęli wymieniać między sobą zdania. Oboje zeszliśmy na podłogę. 

- To się nie uda- stwierdził Bruce. - Nie będą chcieli walczyć, dopóki nie zobaczą, że mamy do tego predyspozycje. 

- Co proponujesz?- zapytał Jeff. 

- Ułóżmy plan walki i przedstawmy go im wieczorem. Jest szansa, że się przekonają, widząc, że wiemy co zamierzamy zrobić- wyjaśnił. 

- Bardzo dobry pomysł- przyznałem.- Zabierzmy się od razu, żeby wszystko miało sens i było dopięte na ostatni guzik. 

Bruce

Moja grupa liczyła dwadzieścia ludzi, pomijając mnie i mojego brata. Naszym zadaniem było wprowadzenie grupy szwendaczy do dróg ewakuacyjnych, czyli kanałów. Goethe, Erter i Mlody jechali motocyklami i prowadzili sztywnych. Ja i kilku facetów czekaliśmy przy wejściu do kanałów, a Luke i reszta ludzi byli już w środku. Musieli zaprowadzić szkodników w głąb i rozproszyć po korytarzach. Wybraliśmy wejście, które znajduje się daleko od samej bazy Laroma. Innymi wejściami wydostanie się reszta, kiedy zakończy swoje zadanie. 

Trójka mężczyzn na motocyklach minęła nas i wjechała na delikatne wzniesienie za nami. Zostawili tam swoje sprzęty i wrócili do nas. Ustawiliśmy się za wysokimi blachami, które miały prowadzić szwendaczy w stronę wejścia. Uderzaliśmy broniami o powierzchnię, żeby zwabiać sztywnych. Luke odpalił racę, kiedy były wystarczająco blisko. Ich rzężenie było głośne i nieznośne. Wlokły się strasznie długo. Za ostatnim szwendaczem zamknęliśmy wejście. Wziąłem krótkofalówkę i nacisnąłem przycisk. 

- Szwendacze są w środku, czekamy aż reszta wyjdzie- powiedziałem. Chwilę później usłyszałem szmery i głos Dave'a:

- Zablokowaliśmy wejścia. Zostawiliśmy tylko dwa. Wracamy do naszego punktu. 

Pół godziny później wszyscy wyszli z kanałów i poinformowali nas przez krótkofalówkę. 

- Upewniliście się, że race są dobrze przymocowane?- zapytałem. 

- U nas jest dobrze.

- U nas też. 

- Też jest dobrze.

- Dobra, wracamy. 

W rejestracji czekała na nas reszta z jedzeniem. Rozsiedliśmy się i zaczęliśmy opowiadać jak wszystko się potoczyło. 

- Ciężko było z tymi wejściami, ale jest szansa, że się nie wydostaną- powiedział Jeffrey. 

- Auta też podstawialiście?- zapytał Luke. 

- Tak, na wszelki wypadek. 

Z naszych krótkofalówek wydobył się szmer, a później usłyszeliśmy Zannę: 

- Zrobione. Już wracamy. 

Zanna

Mrok, który panował ułatwiał nam zadanie. Nie używając latarek i będąc cicho, mogliśmy z łatwością dostać się do arsenałów Laroma. Przy wejściu do jednego z nich, stał strażnik. Kazałam zaczekać reszcie i okrążyłam budynek. Zaszłam mężczyznę od tyłu i wbiłam mu nóż w głowę. Moi ludzie, kiedy to zobaczyli, ruszyli ku wejściu. Zamknęliśmy za sobą drzwi. Znaleźliśmy pudła z pociskami, wyciągnęliśmy ze swoich toreb rozrobiony cement w plastikowych opakowaniach. Musieliśmy się spieszyć, żeby nie związał się za wcześnie. Wypełniliśmy pudła i wymieszaliśmy, żeby pociski nie zostały na samym dnie. Zrobiliśmy tak z każdym opakowaniem, również w drugim budynku z arsenałem. Ostatnie co nam zostało, to poprzebijać opony w samochodach. Nie zawracaliśmy sobie głowy przebijaniem wszystkich, wystarczyło po dwie w każdym aucie. To był jeden z głównych błędów ludzi Laroma- zawsze gdy były ciepłe pory roku, zostawiali wszelakie transporty na zewnątrz. 

Zgodnie ze wskazówkami, które przekazał nam Dave, udaliśmy się do wyjścia, które nie zostało przez nich zablokowane. Kiedy byliśmy już wystarczająco daleko od bazy Khorey'a, dałam im znać przez krótkofalówkę, że wszystko jest pod kontrolą. 

~~~~

Jeszcze żyję, chociaż mogłoby się wydawać inaczej. Była baardzo długa przerwa, bo nie nadążałam z nauką, ale teraz będę miała dłuższy weekend, więc postaram się napisać jak najwięcej ;) 

Mam nadzieję, że takie ciągłe zmienianie bohaterów nie będzie dla Was uciążliwe. 

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz