8.4

759 61 15
                                    

Hope biegiem ruszyła do Aidena, który właśnie wszedł do budynku. Rozwaliła przy tym kitkę, którą właśnie jej robiłam. 

- Hope!- zawołałam za nią ze złością. Po raz trzeci z rzędu przerwała czesanie. Można dostać szału. Chłopak wziął dziewczynkę na ręce. 

- No co tam rozrabiako?- zwrócił się do niej.

- Mama na mnie krzyczy- powiedziała obrażona. Foster zaśmiał się. Podeszłam do nich ze srogą miną. 

- Z tego co widzę to ma powód- stwierdził i postawił Małą na ziemi.

- Stój i się nie ruszaj- zwróciłam się do niej i zaczęłam od nowa ją czesać. Kiedy mi się udało, pobiegła do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie był Blase i Dave. - Nie nadążam za nią. 

-Dasz wiarę, że jeszcze niedawno była cicha i siedziała w miejscu?- spytał Aiden, który rozsiadł się na kanapie. Zajęłam miejsce obok niego.

-Dwa lata temu uratowaliśmy ją- powiedziałam.-Wydaje się, że było to niedawno.

Rozmowę przerwał nam huk z pokoju obok, a następnie przekleństwo z ust Blase'a.

-Do mamy!  Natychmiast! - dodał.

-Cholera, ciekawe co tym razem zrobiła- wymamrotałam. Dziewczynka roześmiana wbiegła do pomieszczenia i wpełzła na kolana Aidena.

-A nie miałaś iść przypadkiem do mamy?- spytał.

-Ona będzie krzyczeć- stwierdziła i wtuliła się w chłopaka. Zaśmiał się, a ja spojrzałam na nią. - Widzisz? Już się szykuje. Uciekajmy.

Wstała i pobiegła do kolejnego pokoju.

-Tata chodź! Szybko!

-Ty wiesz co ona zrobiła?- zwrócił się do nas Blase, który właśnie wszedł. - Weszła na szafkę i zrzuciła z niej wielką puszkę. Prosto na moją głowę.

-Hope!- zawołał Aiden.

-Przeciągnęła cię na swoją stronę- stwierdziła, wchodząc do pokoju. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i stanęła naprzeciwko nas.

-Kochanie nie robi się tak- powiedziałam.

-Przeproś wujka- dodał Aiden.

-Przepraszam.

Pobiegła w swoją stronę. Nie mam do niej siły. Ma ponad dwa lata i stała się zupełnym przeciwieństwem siebie sprzed ucieczki z Hastwas. Od tamtej pory minęło osiem miesięcy. Przez długi czas miałam nadzieję, że Khorey przeżył i zmierza w naszą stronę. Tak się nie stało, a my często zmienialiśmy miejsce pobytu. Dopiero od kilku tygodni osiedliliśmy się w małym miasteczku, Abenn. Zamieszkaliśmy w bliźniakach, które miały wspólne podwórko ogrodzone wysokim płotem. Był zabity deskami już jak tu przyszliśmy, to samo dotyczyło się okien. Ochronę mieliśmy załatwioną, a mieszkanie w takim budynku jest bardzo wygodne. Nie musimy gnieździć się po kilka osób w jednym pomieszczeniu. Teraz każdy ma swój pokój, nawet Hope, która jednak woli spać ze mną. W pierwszej części budowy mieszkamy ja, Dave, Aiden i Hope, w drugiej Blase, Jeffrey i Karrie. Jeśli chodzi o kobietę, jej zachowanie poprawiło się, ale nadal nie jest skora do przesiadywania z nami. Po prostu robi tylko to, co powinna,  a my na nią nie naciskamy.

Przeciągnęłam się i wygodniej rozsiadłam na kanapie.

- Zmęczona?- zapytał Aiden.

- Całą noc nie spałam. Mała mi nie pozwoliła- powiedziałam.

- Dzisiaj ja ją wezmę- zaproponował. Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu. 

Następnego dnia wstałam po jedenastej. Na dobrą sprawę powinnam oznajmić, że chwilę przed dwunastą. To była najlepsza noc od kilku miesięcy. Poczułam się wyspana. Poleżałam jeszcze kilkanaście minut beztrosko, dopóki nie zaczęło burczeć mi w brzuchu. Wstałam, założyłam czyste ciuchy i związałam włosy w kitkę. Sięgały mi już za talię. Odzwyczaiłam się od takiej długości, ale jakoś nie spieszyło mi się do obcięcia ich. Wzięłam katanę, wyszłam z pokoju, zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Na wyspie siedziała Hope, a przed nią stał Aiden, który zakładał jej buty. To był przyjemny widok z rana. Uśmiechnęłam się odrobinę.

-Hej mamo! - przywitała się Mała.

-Cześć- odpowiedziałam, pocałowałam ją w główkę i rozejrzałam po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.

-A czemu ty taty nie całujesz?

-Już ci to tłumaczyliśmy Hope- powiedziałam.

-Dziwni jesteście- stwierdziła, a ja pokręciłam głową z dezaprobatą.

-Już możesz iść na dwór- powiedział Aiden, stawiając ją na podłodze. -Tylko cicho- przypomniał. Dziewczynka pobiegła.

-Jest ktoś na zewnątrz?- spytałam.

-Tak, Jeffrey.

Wzięłam puszkę, łyżkę i zaczęłam jeść. Usiadłam niedaleko Fostera. 

-Po raz pierwszy spałaś dłużej ode mnie- powiedział, a ja delikatnie się zaśmiałam. Siedzieliśmy w ciszy, dopóki Hope nie wbiegła do pomieszczenia.

-Chodźcie!

Wstaliśmy i ruszyliśmy za nią. Dziewczynka stała w progu, więc Aiden wziął ją na ręce. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie stała grupa mężczyzn uzbrojonych po zęby.

-Pójdziecie z nami- rozkazał najwyższy z nich. Sięgnęłam po katanę. -Nie radzę- powiedział i wycelował w Jeffrey'a, który stał bliżej niego. - Przeszukać dom, zabrać pozostałych.

Po niecałych trzech godzinach jazdy, drzwi na pakę się otworzyły. Kazali nam wyjść. Byliśmy na terenie jakiejś fabryki.  Wszędzie było pełno ludzi, niektórzy się nam przyglądali. Aiden cały czas przytulał przestraszoną Hope. Zaprowadzili nas na plac przed wejściem do budynku.

-Kogo my tu mamy?- usłyszałam znajomy głos.

-Khorey?

Still aliveWhere stories live. Discover now