Rozdział 8

954 159 17
                                    

Camila spokojnie spała, dopóki nie poczuła ciepłej dłoni na ramieniu, która potrząsa jej ciałem. Przetarła ręką zaspane oczy, po czym obróciła głowę w prawą stronę.

- Lo? – spytała, lekko zachrypnięta, po kilku godzinach snu. – Coś się stało, kochanie?

Cabello sądziła, że została obudzona, ponieważ samolot wylądował już na lotnisku w Sewilli. Kiedy poczuła, jak dłoń Lauren ściska tę jej cztery razy, wiedziała, że dziewczyna jest czymś podenerwowana.

- Przepraszam. – Usłyszała nagle głos jakiegoś mężczyzny, który prawdopodobnie siedział od strony Lauren, tyle że dzieliło ich przejście. – Pani przyjaciółka wygląda dość blado.

- Czyli jak zawsze – mruknęła pod nosem Camila. – Źle się czujesz? – spytała zatroskana, choć dopiero po chwili zganiła się za to w myślach.

Powtórzyła pytanie językiem migowym i delikatnie uniosła dłoń, by natrafić na twarz Lauren, a następnie przejechać nią na jej czoło.

- Przepraszam pana, czy mogę mieć prośbę? – młodsza wychyliła głowę, by spojrzeć mniej więcej w stronę mężczyzny.

- Oczywiście, o co chodzi? – zapytał.

- Mógłby pan podać mi czarny plecak, który jest na górze? – Wskazała dłonią na schowek do bagażu podręcznego. – Byłabym wdzięczna.

Usłyszała, jak mężczyzna wstaje ze swojego fotela. Chwilę później trzymał już plecak w ręce, którą wyciąga w stronę Camili. Nieświadoma dziewczyna wpatrywała się obojętnie w jakiś punkt. Lauren, widząc to, odebrała od starszego blondyna wspomnianą rzecz i uśmiechnęła się wdzięcznie. Cabello językiem migowym przekazała, w której kieszonce znajdują się tabletki.

- Pani przyjaciółka zawsze taka małomówna, czy tylko dziś? – Znów zagadał mężczyzna.

Camila wzięła głęboki oddech, by się nieco uspokoić. Choć minęło już kilka lat, tłumaczenie tego ludziom wciąż ją denerwowało. Nie wiadomo, jak kto zareaguje.

- Ona nie mówi – odparła zdawkowo.

Usłyszała, jak Lauren wyciąga tabletkę z listka, otwiera butelkę wody, a następnie upija kilka łyków. Po wszystkim schowała plecak do schowka i znów usiadła na swoim miejscu, nie będąc świadoma, o czym rozmawia jej dziewczyna.

- Dlaczego? – Wciąż drążył temat.

- Ponieważ nie słyszy – powiedziała nieco ciszej.

Gdy wymówiła te słowa, mimika jej twarzy się zmieniła. Nie uszło to uwadze Lauren. Choć źle się czuła, spojrzała to na blondyna, to na Cabello i zaczęła się domyślać, o czym rozmawiali.

Rozłożyła ramiona i delikatnym ruchem przyciągnęła Camilę do siebie. Ta od razu wtuliła się w jej bok.

Lauren, widząc to, uśmiechnęła się pod nosem, a następnie cmoknęła młodszą w głowę. Choć był to mały i niepozorny gest, który dla wielu był niczym, dla nich znaczył wiele.

- Przepraszam, nie wiedziałem. – Camila usłyszała drżenie w głosie mężczyzny.

- Nic się nie stało – westchnęła, układając głowę na piersiach brunetki. – Wiele osób nie wie. Przyzwyczaiłam się już do tego.

W takich chwilach Lauren bardzo żałowała, że nie słyszy. Nie lubiła patrzeć na smutną minę Camili, a miała taką właśnie w tej chwili. Wolała wiedzieć, o czym rozmawiali, a było pewne, że szatynka jej tego nie powie.

- Nie powinienem pytać... – Mężczyzna znów się odezwał. – Ale czy trudno żyje się z taką osobą?

- Pyta mnie pan, czy trudno się żyje z osobą głuchoniemą? – parsknęła śmiechem. – Lepiej niech jej pan spyta, jak się żyje z niewidomą.

W tym momencie mężczyzna zakończył swoje pytania.

Reszta lotu minęła im w ciszy. Zwłaszcza dla Lauren.

Kiedy wylądowali na lotnisku, Jauregui znów obudziła młodszą, która zasnęła, przytulając ją. Takie rzeczy lubiła najbardziej. Trzymać w ramionach osobę, którą kocha.

Z odebraniem bagaży nie miały problemu. Mimo że obie posiadały swoje kalectwa, to razem radziły sobie świetnie. Lauren była oczami Camili, tak jak Camila była uszami Lauren. Współpracowały ze sobą i uwielbiały to robić.

Po kilku kolejnych godzinach znajdowały się w hotelu. Był późny wieczór, więc postanowiły odłożyć zwiedzanie na kolejny dzień. I tak przyjechały tu na tydzień.

W recepcji załatwiły wszystkie formalności. Niedługo później znajdowały się w swoim pokoju. To Lauren ciągnęła ze sobą ich walizki, by młodsza mogła bez przeszkód używać laski, aby swobodnie się przemieszczać.

Będąc w pokoju, Camila zatrzymała się tuż przed łóżkiem, opierając się o nie kolanami. Złożyła laskę i odłożyła ją na materac.

W pewnym momencie poczuła, jak Lauren przytula ją od tyłu. Kochała to. Niby nic, a dla niej wiele.

Okręciła się powoli i wtuliła twarz w zagłębienia szyi brunetki. Stały tak przez kilka minut, a może więcej. Nie liczyły, ważne, że były obok siebie.

Po dłuższej chwili Camila odsunęła się lekko. Językiem migowym spytała, czy jej się tu podoba.

Lauren nie chciała po raz kolejny wyciągać telefonu i włączać program, który wymówi to, co chce przekazać. Wybrała inną opcję. Tę, która podobała się im obu.

Jauregui ułożyła delikatnie dłoń na policzku młodszej, by nakierować jej twarz w swoją stronę. Przybliżyła się i złożyła na jej ustach pocałunek.

Camila objęła dziewczynę w talii, kiedy ta pchnęła ją na łóżko. Wargi Lauren szybko zaatakowały jej szyję. Podczas robienia delikatnej malinki wyczuła jęk, poprzez drgania strun głosowych. Był to jedyny moment, w którym Jauregui mogła w pewnie sposób usłyszeć swoją dziewczynę.

Jedyne, czego w tym momencie pragnęła Camila, to możliwość ujrzenia ciała Jauregui górującego nad nią, a jedyne, czego pragnęła Lauren, to by choć raz jeszcze usłyszeć jęk Cabello.

Vitium || CamrenWhere stories live. Discover now