Rozdział 10

942 141 0
                                    

Pobyt Camili i Lauren w Sewilli przedłużył się o kilka dni. Niestety nie spędziły tego czasu tak, jak planowały. Od kiedy karetka zabrała Jauregui spod placu Nueva, ta nie wychodziła poza szpital.

Przyczyną ostrego bólu lewego ucha było zakażenie. Zważając na stan dziewczyny, było ono dość groźne.

Musiały przedłużyć swój pobyt w Hiszpanii, gdyż lot samolotem mógł narazić Lauren na większe niebezpieczeństwo, poprzez zmianę ciśnienia. Dopiero gdy została wyleczona, mogły wrócić do Miami, ale po powrocie także musiała udać się do szpitala.

Przez te wszystkie dni, gdy Jauregui była skazana na szpitalne łóżko, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Nie dość, że nie spędziła ze swoją dziewczyną czwartej rocznicy, to dodatkowo popsuła im wyjazd. Była bardzo przygnębiona i nie miała ochoty wdawać się z nikim w konwersacje. W tym momencie cieszyła się, że nie słyszy.

Camila dobrze wiedziała, że brunetka obarcza się o to wszystko. Ona tak nie myślała. Przecież zdrowie było najważniejsze.

Podczas lotu samolotem do Miami Lauren także nie chciała zbytnio rozmawiać. Choć młodsza ciągle zapewniała ją, że nie jest zła i nie chowa urazy, to Jauregui wolała się nie odzywać, by nie narobić większych szkód. Przez te wszystkie godziny spała bądź udawała, że śpi.

Camila była tego świadoma, ale po prostu nie chciała wszczynać kłótni. Przez utratę wzroku wyostrzyły się jej inne zmysły, między innymi słuch. Po oddechu mogła rozpoznać, czy Jauregui śpi naprawdę, czy tylko udaje.

Kiedy już znajdowały się w domu, Lauren na pewien czas zamknęła się w pokoju. Chciała po prostu pobyć w ciszy. Choć na dobrą sprawę, jedyne, co słyszała od kilku lat, to cisza.

Camila mogła jedynie zaakceptować wolę swojej dziewczyny. Jeśli ta chciała pobyć w samotności, nie mogła jej tego utrudniać.

Szatynka schowała białą laskę do tylnej kieszeni jasnych spodni, gdy tylko oparła się o blat w kuchni. Przejechała dłonią wzdłuż, aż dotarła do drzwiczek lodówki. Otworzyła ją i uśmiechnęła się pod nosem, gdy poczuła, że jej przyjaciółki zrobiły zakupy pod ich nieobecności i poukładały wszystko na odpowiednich miejscach. W ten sposób zawsze wiedziała, gdzie co się znajduje.

Gdy z powrotem zamknęła lodówkę, ponownie oparła się o blat. Westchnęła cicho, kiedy usłyszała otwierane drzwi oraz kroki w jej stronę. Nie okręcała głowy. Nie chciała przez przypadek spłoszyć Lauren.

Drgnęła, gdy ciepły oddech owiał jej kark. Delikatne dłonie złapały jej biodra i powoli przeniosły się na brzuch. Pocałunek w tył głowy sprawił, że uroczy uśmiech ukazał się na jej twarzy. Za taką Lauren tęskniła.

Camila okręciła się szybko i wtuliła się w jej ciało. Pragnęła zrobić to od kilku dni, ale nie chciała naruszać przestrzeni swojej dziewczyny. Lauren złożyła kolejny, czuły pocałunek na szyi szatynki. Zawsze wykonywała ten ruch w geście przeprosin.

Jauregui odsunęła się i wyciągnęła z kieszeni telefon, by włączyć odpowiedni program, po czym zaczęła wystukiwać literki na klawiaturze.

- Przepraszam, Camz. Nie chciałam popsuć naszego wyjazdu. Wiem, że to moja wina, naprawdę nie chciałam. – Program zaczął powoli odczytywać wyrazy.

Camila jedynie pokręciła głowa.

- Przestań przepraszać, Lo – mówiła i w tym samym czasie posługiwała się językiem migowy. – Uwierz, że nie jestem zła. Mimo wszystko cieszę się, że mogłam spędzić z tobą czas. Nawet jeśli musiałyśmy siedzieć w szpitalu.

Lauren szybko wystukała coś na ekranie.

- Tak bardzo cię teraz potrzebuję. Kocham cię, Camz.

Camila wyszeptała te same słowa, które Lauren potrafiła wyczytać z ruchu warg. Młodsza od razu wyciągnęła rękę, a gdy napotkała materiał koszuli, zacisnęła na nim palce i przyciągnęła dziewczynę do siebie.

Delikatnie przejechała dłonią do bladego policzka. Stanęła lekko na placach i przybliżyła się do niej na tyle, by musnąć jej wargi.

Lauren od razu objęła dziewczynę, by tylko móc kontynuować pocałunek. Mogłyby to zrobić, gdyby nie odgłos przekręcanego zamka w drzwiach.

Camila jedynie uśmiechnęła się, ponieważ myślała, że to jedna z jej przyjaciółek. Odsunęła się od Lauren i zwróciła głowę w kierunku korytarza, by tak także zrozumiała, o co chodzi.

Usłyszała jedynie kroki w stronę kuchni. Już chciała coś powiedzieć, gdy nagle Lauren chwyciła jej dłoń i ścisnęła ją cztery razy. Wiedziała, że coś zdenerwowało zielonooką i nawet nie musiała zgadywać co.

- Matko. – Twarz Camili stężała, po wypowiedzeniu tego słowa.

- Karla, ponoć miałaś wrócić kilka dni temu. – Głos Sinuhe był surowy. – Słyszałam, że ta dziewucha narobiła kolejnych problemów.

- Może i cię nie słyszy, ale to nie oznacza, że nie wie, o czym mówisz, więc zważ na słowa. – Zacisnęła szczękę, a także dłoń kochanki, która z lekką dezorientacją, jak i złością wpatrywała się w kobietę.

- Nie bądź bezczelna, Karla. – Sinu zmierzyła córkę wzrokiem, ciesząc się, że ta jej nie widzi. – Przyszłam cię powiadomić, że macie stawić się w szpitalu. Są nowe informacje odnośnie waszych operacji.

Camila szybko okręciła głowę w stronę brunetki i językiem migowy przekazała jej wiadomość. Ta uśmiechnęła się tylko.

- Dziękuję, matko. – Znów odwróciła się w stronę korytarza, gdyż stamtąd dochodził głos Sinuhe. – A teraz możesz opuścić nasze mieszkanie.

- Łaskawie mi pozwalasz? – zakpiła. – Od kiedy mieszkasz z tą dziewuchą stałaś się bardziej bezczelna, niż byłaś wcześniej, Karla. Wstyd mi za taką córkę. Nie dość, że lesbijka i kaleka, to jeszcze jaka bezczelna. Wiedziałam, że Lauren sprowadzi cię na złą drogę. To wszystko jej wina. Mogłaś wieść spokojne życie, mogłaś widzieć. Byłyście takie bezmyślne i nieodpowiedzialne. Wstyd za ciebie, Karla.

- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Mam zaprowadzić cię do drzwi? Nie będę słuchać tych oszczerstw. Może i nic nie widzę, ale dobrze wiem, że teraz patrzysz na mnie z odrazą... ja przynajmniej nie muszę patrzeć na ciebie – Nie zdając sobie z tego sprawy, skierowała pusty wzrok dokładnie w stronę kobiety. – Odwiedziny skończone, matko.

Sinuhe jedynie parsknęła śmiechem, po czym obrzuciła Lauren gardzącym spojrzeniem i bez pożegnania udała się w stronę wyjścia.

Kiedy do uszu Camili dotarło odgłos zamykanych drzwi, westchnęła i rozluźniła wcześniej napięte mięśnie. To nie tak, że nienawidziła swojej matki. Nie obchodziły ją słowa, którymi kobieta ją obrzuca. Już dawno stała się na to nieczuła. Sinuhe nie tolerowała Lauren, a brązowooka nie mogła pozwolić, by jej dziewczyna była tak traktowana.

Jauregui mogła się tylko domyślać, o co poszło. Nie chciała pytać, bo wiedziała, że w ten sposób dodatkowo zdenerwuje Camilę. Przybliżyła się i cmoknęła ją w policzek. W ten sposób chciała pozbyć się smutku brązowookiej. Znów chwyciła telefon i wpisała kilka słów.

- Camz, może rozpakujemy walizki? – odczytał głos.

Młodsza jedynie uśmiechnęła się słabo i kiwnęła głową. Chciała zająć myśli czymś innym.

Jedyne, czego w tym momencie pragnęła Camila, to możliwość wyrzucenia z pamięci słów matki, a jedyne, czego pragnęła Lauren, to powrót słuchu i mowy, by móc odpowiedzieć na oszczerstwa Sinuhe.

Vitium || CamrenWhere stories live. Discover now