Rozdział 9

986 153 1
                                    

Od trzech dni dziewczyny przechadzały się po malowniczej Sewilli, zachwycając się jej pięknem. W zasadzie to Lauren zwiedzała każdy możliwy zakątek. Doglądała wszystkiego, co tylko rzuciło się jej w oczy. Chciała zapamiętać jak najwięcej detali.

Camila niestety nie mogła w tym kontekście oczarować się miastem. Nie przeszkadzało jej to. Dla niej liczyło się tylko to, by jej dziewczyna była szczęśliwa, nawet jeśli ona nie mogła zobaczyć tego samego. Radość Lauren była czymś, co podnosiło ją na duchu każdego dnia i równocześnie powstrzymywało przed poddaniem się oraz opadnięciem na dno.

Camila skupiała się na dźwiękach, które mogła usłyszeć, jak i zapachach, które mogła poczuć. W pewnym sensie to zastępowało jej wzrok.

Teraz gdy wraz z Lauren siedziała na ławce znajdującej się na placu Nueva w samym centrum miasta, także starała się bazować głównie na tych zmysłach. Podkulone nogi objęła ramionami, a twarz wstawiła do słońca i po prostu siedziała, wsłuchując się w każdy możliwy odgłos.

Lauren w tym samym czasie rysowała w swoim szkicowniku. Za każdym razem, gdy zauważała coś wartego jej uwagi, zatrzymywała się, by uwiecznić to na kartce. Chciała w ten sposób zapamiętać jak najwięcej, a później opowiadać o tym, co widziała, nie za pomocą języka migowego, lecz swoich dzieł.

Tym razem postawiła na coś innego. Spokojnymi ruchami jeździła rysikiem po białej kartce, by oddać w ten sposób delikatność tego, co chciała ukazać. Nie często rysowała portrety, ale jeśli już, jej muzą zawsze była Camila. Na jej szczęście szatynka nie miała w zamiarze zmieniać pozycji, ponieważ podejrzewała, iż to ona jest w tym momencie odwzorowywana w kartce.

Po pewnym czasie, gdy rysunek Lauren był już skończony, schowała szkicownik, gumkę do mazania oraz kilka ołówków do plecaka. Chwyciła telefon i włączyła program.

- Pójdę do sklepu po picie, za moment wrócę – przeczytał program. – Chcesz coś?

Camila tylko zwróciła się w stronę dziewczyny i z uśmiechem pokręciła przecząco głową. Lauren, widząc to, wstała z ławki i ruszyła w stronę niewielkiego budynku, w którym znajdował się sklep.

Zakupy zajęły jej chwilę czasu, ponieważ nie mogła się zdecydować, co kupić. Ostatecznie postawiła na nektar bananowy, ponieważ ten był ulubionym napojem Camili.

Kiedy wychodziła ze sklepu, nie zauważyła niewiele starszej kobiety, przez co się zderzyły. Lauren od razu zaczęła panikować, bojąc się reakcji blondynki. Zaczęła się tłumaczyć językiem migowym, choć dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, iż jest to bezsensowne.

Doznała niemałego szoku, kiedy nieznajoma odpowiedziała jej za pomocą języka migowego. Prócz sesji grupowych oraz szpitali, Lauren nigdy nie spotkała osoby głuchoniemej. Była to dla niej bardzo pozytywna odmiana.

Kobieta przekazała jej, że nie ma tego za złe, ponieważ sama nie uważała, jak idzie. Ich rozmowa potrwała kilka minut. Jauregui dawno nie czuła się tak dobrze, jak teraz. Mogła komunikować się z kimś równym sobie.

Dłuższą chwilę później pożegnała się kobietą i ruszyła w stronę Camili. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wyciągnęła telefon z kieszeni, by od razu podzielić się tą informacją z ukochaną.

- Camz! Spotkałam jakąś kobietę, która też nie słyszy i chwilę z nią rozmawiałam. Nie gniewaj się, że tyle czekałaś. – Program odczytywał zdania w niespiesznym tempie. – Na przeprosiny mam bananowy nektar.

Młodsza uśmiechnęła się szeroko i językiem migowym przekazała, że bardzo cieszy się z tego powodu i nie ma żalu. Słyszała, jak Lauren podskakuje ze szczęścia, więc nic dziwnego, że jej także udzielił się dobry humor.

Brunetka przekazała jej karton soku i poczuła chwilowy niepokój, gdyż kieszeń spodni jej nie ciążyła. Szybko zorientowała się, że wypadł jej portfel.

Zaczęła się gorączkowo rozglądać, po czym odetchnęła z ulgą, widząc, że leży na chodniku kilkanaście metrów za nią. Na szczęście nikt nie zdążył go ukraść.

Podbiegła do niego, schyliła się, po czym chwyciła i schowała do kieszeni. Nagle przeraźliwe kłucie pojawiło się w jej lewym uchu, do którego szybko docisnęła palce. Gwałtowny ból zaczął się nasilać, przez co upadła, a w jej oczach zaczęły gromadzić się gorące, słone łzy.

Podbiegł do niej starszy mężczyzna, który zaczął pytać, o co chodzi. Nie słyszała go, więc nie miała pewności, czy chce jej pomóc, więc drżącą ręką wskazała na Camilę, która rozglądała się dookoła, chcąc nasłuchać, skąd dochodzi przeraźliwy krzyk jej dziewczyny.

Uczucie ucisku i kłucia zaczęło być tak silne, że upadła na plecy, nie mając siły się utrzymać. Kiedy poczuła lepką ciecz na palcach, wysunęła dłoń przed twarz, przez co jej oczom ukazała się krew. To sprawiło, że zaczęła głośniej krzyczeć, co skutkowało tym, że słyszało ją zapewne całe osiedle. Miała wrażenie, że rozsadza jej czaszkę na miliony kawałków. Ostatnim razem czuła się tak podczas wybuchu w garażu.

Chwilę później siwy mężczyzna przyprowadził do niej Camilę, która klęknęła na chodniku. Kolejna fala bólu zalała ciało Lauren, przez co pojawiły się jej mroczki przed oczami. Jedyne, co była w stanie dostrzec, to przerażenie na twarzy Cabello, która krzyczy do ludzi w tłumie, zapewne, by wezwali pogotowie.

Jedyne, czego w tym momencie pragnęła Camila, to możliwość pomocy swojej dziewczynie, a jedyne, czego pragnęła Lauren, to by ten piekielny ból się skończył.

Vitium || CamrenWhere stories live. Discover now