Epilog

1.2K 208 53
                                    

Camila siedziała w szpitalnym pokoju naprzeciw Lauren. Trzymały się za ręce. Młodsza nie wiedziała, ile dokładnie minęło od operacji. Straciła poczucie czasu.

Na szczęście wszystko poszło po myśli lekarzy. Nie było żadnych problemów. Teraz w końcu mogły zdjąć swoje opatrunki. Czekały na to tyle czasu.

Prócz nich w pokoju był także lekarz, rodziny obu dziewczyn, a także trójka przyjaciółek. Na polecenie Camili, wszyscy stali obok ściany. Choć tęskniła, to nie ich chciała ujrzeć jako pierwszych.

- Zasłońcie okna – polecił lekarz. – Światło może podrażnić jej oczy.

Camila usłyszała szelest, a po chwili dość głośny huk.

- Dinah... – Pokręciła głową.

- Skąd niby wiesz, że to ja?! – oburzyła się Hansen.

- Bo tylko ty poruszasz się, jak mamut. Nie muszę widzieć, by mieć co do tego pewność – parsknęła śmiechem. – Teraz wszyscy mają być absolutnie cicho. Dinah, ten komunikat tyczy się głównie ciebie.

Gdy wszystko zamilkło, Camila mocniej ścisnęła dłoń Lauren. Jej serce biło, jak oszalałe. Ze strachu oraz podekscytowania. W końcu nadszedł ten moment.

Za pomocą języka migowego przekazała swojej dziewczynie, że mogą już zdjąć swoje opatrunki. Uniosła drżące dłonie i zaczęła odwiązywać bandaż. Gdy to zrobiła, odłożyła go na łóżko, obok którego siedziała, po czym przyłożyła palce do gaz, które zakrywały jej powieki.

Powolnym ruchem podniosła je i wciąż mając zaciśnięte powieki, odłożyła na bok. Wyciągnęła rękę przed siebie, by chwycić dłoń Lauren. Tak się umówiły. Camila chciała otworzyć oczy dopiero wtedy, gdy Jauregui także pozbędzie się swojego opatrunku.

Starsza była początkowo przerażona ciszą wokół niej. Szybko ścisnęła dłoń Cabello, by dać jej do zrozumienia, że także zdjęła opatrunek.

Camila westchnęła bezgłośnie, po czym trzymając swoją dziewczynę, delikatnie uchyliła bolące powieki. Jej serce biło tak głośni, iż miała wrażenie, że wszyscy je słyszą. Pierwszy raz od kilku lat, gdy otworzyła oczy, nie miała przed sobą jedynie czerni.

Musiała zamrugać wiele razy, by złapać choć trochę ostrości. Na szczęście w pomieszczeniu nie było jasno. Ujrzała posturę kobiety, siedzącej tuż przed nią.

Zajęło to trochę czasu, ale w końcu dostrzegła zielonooką. W pełni barwną i ostrą. Z wszystkimi detalami, jakie tylko mogły być widoczne.

Drżącą rękę przyłożyła do policzka brunetki i przejechała palcami po bladej skórze. Poczuła, jak jej oczy powoli zachodzą się łzami.

- Lolo. – Jej cichy głos zadrżał, przez słoną ciecz, która zaczęła spływać po jej policzkach.

Lauren szybko przyłożyła dłoń i zakryła nią usta, które odsłoniła dopiero po chwili. Uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach także ukazały się łzy. Nie mogła w to uwierzyć.

- C-cam-m... Camz. – Jej głos był tak słaby i nikły, że gdyby brązowooka nie miała wyostrzonego słuchu, zapewne by tego nie dosłyszała.

Jedyne, co teraz mogły zrobić, to zacząć płakać. Ze szczęścia oczywiście.

Pierwszą rzeczą, jaką ujrzała Camila, były zielone tęczówki przesiąknięte miłością i radością, a pierwszą rzeczą, którą usłyszała Lauren, był słodki głos dziewczyny.

Vitium || CamrenWhere stories live. Discover now