Rozdział 2.

3.5K 271 126
                                    

Keith był tak cholernie śpiący. Z chęcią poszedłby spać, ale za każdym razem kończyło się to tak samo; budził się z krzykiem i pustką w głowie, ociekając zimnym potem. Wiedział, że śnią mu się koszmary, ale te za każdym razem znikały z jego umysłu wraz z pobudką. Teraz było tak samo; siedział na łóżku, trzymając się za serce i ciężko oddychając. Miał tego dosyć, ale nie mógł zrobić nic innego, niż po prostu zupełnie przestać spać. Westchnął, pogodziwszy się z tą myślą, po czym odrzucił kołdrę i wstał.

Dotknął palcami swojego brzucha i boku pod koszulką i zamarł, poczuwszy miękkie, krótkie futro. Wciąż rozszalały po koszmarze oddech znowu przyśpieszył. Przeczesał palcami włosy, chcąc się tym choć trochę uspokoić, po czym złapał swój bayard i ruszył do sali treningowej, po drodze rzucając okiem na zegarek. Tak jak myślał: spał tylko paręnaście minut.

Dotarłszy na miejsce, wykrzyknął komendę, która zmaterializowała przed nim trzy roboty, które jednocześnie się na niego rzuciły. Uśmiechnął się pod nosem, biegnąc na nie z krótkim okrzykiem.

****

- Keith, idziesz na śniadanie? - zapytał Shiro, zaglądając do sali treningowej, gdzie wyczerpany nastolatek siedział na podłodze, opierając się plecami o ścianę. - Wszystko w porządku?

Podszedł do niego z troską wypisaną na twarzy, po czym podał mu rękę, którą ten złapał. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi fioletową plamę pod rękawem jego kurtki, ale zniknęła ona tak samo szybko, jak się pojawiła, więc nie poświęcił jej większej uwagi. Pociągnął do siebie Koreańczyka, pomagając mu wstać.

- Jesteś głodny? - ponowił pytanie czarny paladyn, tym razem wypowiadając je bardziej miękko, widząc stan skrajnego wyczerpania jego przyjaciela. Nic o tym jednak nie wspomniał, wiedząc, że nie lubi zainteresowania jego sprawami ze strony innych. W odpowiedzi uzyskał kiwnięcie głową, przez co ruszył w stronę jadalni, trzymając dłoń na ramieniu niższego chłopaka.

Po dotarciu do pomieszczenia, w którym znajdowali się pozostali mieszkańcy zamku, Keith podszedł do swojego miejsca i ciężko na nie opadł. Potem oparł głowę o dłonie, ignorując zaniepokojone spojrzenia.

- Koleś, wyglądasz okropnie! Dobrze się czujesz? - powiedział Lance, patrząc się na niego z boku, z miejsca po jego lewej stronie.

- Tak - odpowiedział tylko czerwony paladyn, nie zmieniając swojej pozycji.

- Naprawdę? Coś ci nie wierzę...

- Tak! Mógłbyś dać z tym spokój?! - krzyknął nagle Keith, szczerząc dziwnie ostre zęby w stronę Lance'a. Jego oczy błysnęły złotym blaskiem. W jadalni nagle zapanowała cisza, wywołana nagłym wybuchem.

- Okey, okey... Przepraszam, dobra? - Kubańczyk próbował uspokoić kolegę, kładąc mu dłoń na ramieniu, co nie przyniosło zamierzonego efektu, a za to pozwoliło stwierdzić jedną ważną rzecz. Z zaniepokojoną miną szybko przeniósł dłoń na czoło Kogane'a, po czym równie szybko ją od niego odsunął. - Parzy! Na pewno nie czujesz się dobrze, nie z taką gorączką!

- O czym ty bredzisz? Nie mam gorączki i czuję się świetnie. Ile razy mam ci to jeszcze...? - nawet nie dokończył, bo wstał, przez co zakręciło mu się w głowie i upadł w szybko wyciągnięte ramiona Lance'a.

W jednej chwili wszyscy do nich podeszli. Shiro, aby na sto procent potwierdzić stwierdzenie McClaina o gorączce, przyłożył lewą dłoń do czoła bruneta i pokiwał głową, i przerzucił sobie jego ramię za szyję. To samo uczynił Kubańczyk, po czym ruszyli w stronę pokoju czerwonego paladyna, nie zważając na jego jęki protestu.

Będąc już na miejscu, ułożyli chorego na jego łóżku, okrywając szczelnie kołdrą. Allura znalazła gdzieś termometr, którego końcówkę od razu wsadziła między jego wargi. Po chwili go wyjęła i aż krzyknęła, widząc alteański napis, który, w przeliczeniu na stopnie Celsjusza, wynosiłby tyle, by starczyło na przestraszony okrzyk.

Help (Klance) - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz