Rozdział 9.

1.9K 151 47
                                    

Chyba czas już wstawać. Keith nie miał najmniejszej ochoty tego robić. Właśnie dlatego wcześniej nigdy nie pozwalał sobie na chociażby dzień wolnego od treningu i ruchu; za szybko się do tego przyzwyczajał i później miał problem, by wrócić do regularnych ćwiczeń. Nie zaszkodzi mu więc teraz zmuszenie się do wstania z łóżka. Przecież nie był już osłabiony ani... kosmiczny. Był tym zwykłym, starym Keith'em, którym był wcześniej. To, że przed kilkunastoma godzinami wyglądał jak Galra nie miało teraz żadnego znaczenia. Jego przyjaciele o tym nie wiedzieli, z wyjątkiem Lance'a. Mogło tak pozostać? Przecież już nie wyglądał jak Furby.

Wstawaj, ty rozleniwiony idioto.

Keith zmusił się do podniesienia się z ciepłego łóżka i od razu dotarła do niego jedna rzecz; tak jakby nie miał ubrań. Jak on do tej pory przeżył z tylko jedną parą spodni i jedną bluzką? Teraz nie miał nic. Tak przynajmniej przez chwilę myślał, a potem przypomniało mu się, że wcześniej Lance przyniósł mu te podejrzanie kolorowe ubrania. Z niejakim ociąganiem wciągnął na siebie za duże, zielone spodnie, po czym ruszył do łazienki, w której złapał pomarańczowo-niebieską hawajską koszulę. Najgorsze możliwe połączenie. W dodatku z tymi spodniami... ostatni krzyk mody. (Moda na sto procent krzyczała, kiedy to zobaczyła. Z przerażenia.) Nie należy jeszcze zapominać o tym, że części garderoby były o kilka rozmiarów za duże, przez co niezbyt wysoki chłopak wyglądał jeszcze komiczniej. Nie miał jednak żadnego wyboru co do swojego ubioru, a przecież goły nie będzie biegał.

Zaburczało mu w brzuchu. Czuł, jakby dawno nic nie jadł, co mogło być prawdą. Pierwszy przystanek: kuchnia. Nie zwlekając ani chwili dłużej, wyszedł ze swojego pokoju i skierował się do odpowiedniego pomieszczenia. Nie spotkał nikogo po drodze. Lepiej dla niego.

Na miejscu też nikogo nie było. To było dziwne, w kuchni zawsze ktoś był. Najczęściej był to Hunk, który eksperymentował ze wszystkimi składnikami, które znalazł na statku lub poza nim. Czasem tworzył zabójcze potrawy. Takie dosłownie zabójcze. Na wspomnienie ciasteczek ze szkła chłopakiem aż zatrzęsło. Nigdy więcej próbowania podejrzanie wyglądających dań. Woli już pozostać przy recepturach Corana. Po nich przynajmniej nie było możliwości zgonu.

Podszedł do podajnika niesławnego, zielonego... czegoś, co smakowało jak nic. Tak dosłownie. Nawet nie można było powiedzieć, że smakuje jak kurczak, co od razu sugerowało, że z glutem było coś nie tak.

Kiedy miał już pełną miskę, złapał łyżkę z miejsca, w którym ta łyżka leżała pośród innych łyżek i w trakcie posiłku oddał się rozmyślaniom. Czemu kosmici nie mieli nożo-łyżko-widelcy? Powinni mieć nożo-łyżko-widelce, to przecież najbardziej pożyteczny sztuciec, jaki kiedykolwiek powstał. Nikt na Ziemi nie uwierzyłby mu, gdyby powiedział, że w kosmosie nie ma nożo-łyżko-widelcy. Przecież to przeczy logice. Nie do pomyślenia. 

Nawet nie zauważył, kiedy opróżnił całą miskę. Westchnął i nie dał się zwieść myśli, że przecież mógłby zjeść więcej tej papki o pięknym kolorze radioaktywnej zieleni, która na pewno świeciła w ciemności. Czy paladyni także się świecą w ciemności przez to, że ją jedzą?

Nie, to niemożliwe. O czym on w ogóle myśli?

Dopiero, gdy upłynęło kilka minut, kiedy szedł korytarzem w żadnym konkretnym kierunku, Keith uświadomił sobie, że się uśmiechał. Musiał chyba to robić już przez jakiś czas, bo bolała go twarz. To przez to zaczął myśleć o dziwnych rzeczach? I jak mógł nie zauważyć, że się uśmiechał? Przecież nie był to wyraz jego twarzy, który często przybierał. Powinien zauważyć wcześniej.

Chyba był szczęśliwy. Był szczęśliwy. Czemu był szczęśliwy?

Lance go kocha. Tak przynajmniej powiedział. Musiał mówić szczerze. Keith też powiedział, że go kocha. On mówił szczerze. Tak było (niespodziewanie).  Tak jest (ciągle się trochę dziwi). Tak będzie. Nic tego nie zmieni.

Nawet nie zauważył, kiedy doszedł do sali treningowej. Idealnie. Przyda mu się trochę ruchu.

Wszedł do środka i nikogo nie zauważył, czego się spodziewał. Nie miał przy sobie swojego bayarda ani ostrza, więc został zmuszony do walki wręcz. Bez żadnych przechwałek mógł powiedzieć, że był w tym dobry. Lata praktyki robiły swoje. Częste bójki, treningi z Shiro jeszcze na Ziemi i już w kosmosie, czasem z robotami treningowymi. Wiedział, na co ma uważać przy walce na pięści, że musi być szybki i zwinny, tak samo jak z mieczem, tylko że miał mniejszy zasięg.

Wydał komendę do rozpoczęcia i kiedy tylko pierwszy przeciwnik pojawił się przed nim, ustawił się w odpowiedniej pozycji i z ogromnym skupieniem obserwował najmniejsze poczynania robota. Spokój. Na umyśle i w ciele. Walka pozwalała mu rozjaśnić myśli, czego teraz potrzebował.

Wyprowadził kilka ciosów, nie zawsze skutecznych. Czyżby wypadł z formy przez kilka dni bezczynnego leżenia? Unik. Kolejny atak. Spodziewał się bólu powstałego przez zetknięcie się jego gołej pięści z alteańskim metalem, ale ten nie nadszedł. Spróbował ponownie i znowu stało się to samo. Tors robota zdobiły wgniecenia w kształcie palców. Co jest...?

Maszyna padła bez ruchu na podłogę po ostatnim, mocnym ciosie w głowę. Wtedy Keith z bezgranicznym zdziwieniem spojrzał się na swoją zaciśniętą dłoń. Była znajomo fioletowa i od razu wiedział, co to znaczy. Wyprostował palce, spodziewając się jeszcze czegoś. Yep, pazury też wróciły. Wypełniła go fala nagłego przerażenia, kiedy przez myśl mu przeszło, że jego ciało znowu się zmieni, ale ku jego uldze po kilkunastu sekundach ręka wyglądała normalnie. Odetchnął i wywołał kolejnego robota.


.

.

.

Aaaaaaaaaaa

Miejcie moje bezsensowne przemyślenia na temat nożo-łyżko-widelcy i coranowej, zielonej papki. To nie miało żadnego sensu bytu, no ale się stało.

Więc tak. Będą jeszcze ze dwa rozdziały czy coś i kończę z tym. Skupię się na "Stronger than You, Tailor", no i chcę jeszcze zacząć dodawać coś nowego, co teraz piszę, ale postanowiłam, że zrobię to dopiero po zakończeniu "Help", soł...

Amen, kropka i przecinek

Do później, czy cuś ;*

Help (Klance) - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz