16.

16.2K 594 15
                                    

- Kim jesteś? - zapytał.
- Nie pamiętasz mnie? - zmartwiłam się.
- Kate, to Ty? - zaczął mi się przyglądać.
- Nie, Justin... przypomnij sobie.
- Mama? - zaśmiał się, a ja już wiedziałam.
- Jak mogłeś! - uśmiechnęłam się, że jednak mnie pamięta i tylko udawał.
- Jak się czujesz, skarbie? - zapytał.
- Dobrze, a Ty? - usiadłam obok niego na łóżku.
- Nic mnie nie boli, pójdziesz po wypis? - zapytał.
- Pójdę po lekarza. - oznajmiłam i wyszłam z pomieszczenia.

Weszłam do gabinetu lekarskiego i poinformowałam o tym, że Justin się obudził. Doktor pokiwał głową i szybko poszedł za mną do sali, gdzie znajduje się mój mąż.

- Witam Panie Clark. - uśmiechnął się i zwrócił do Justina.
- Dzień dobry. - odwzajemnił uśmiech.
- Podstawowe pytanie - jak się Pan czuje?
- Wszystko dobrze, nic mnie nie boli. - oznajmił.
- Pamięta Pan wszystko? W wypadku musiał się Pan uderzyć w głowę.
Możliwy był wstrząs mózgu. - poinformował.
- Pamiętam. - puścił mi oczko.
- Niedługo lek przeciwbólowy przestanie działać, więc pielęgniarka poda kolejną dawkę. - oznajmił i zostawił nas samych.
- Zawołam twoją matkę. - stanęłam przy drzwiach.
- Nie, podejdź. - wykonałam jego polecenie i podeszłam do niego.
- Przepraszam Chanlie. - pocałował moją dłoń.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Za ten wypadek. Pewnie musiałaś się martwić. - na jego twarzy pojawił się grymas.
- Ważne, że się już obudziłeś. - odpowiedziałam.
- Ile dni spałem? - zapytał.
- Cztery. - zdziwił się na moją odpowiedź, no ale taka prawda.
- Nie aż tak źle, w sumie. - wzruszył ramionami.
- Co się stało, tam na ulicy? - chciałam się dowiedzieć, jak doszło do wypadku.
- Pokłóciłem się z ojcem, musiałem jakoś odreagować. Przekroczyłem prędkość i zacząłem wyprzedzać samochody. Nagle ktoś wyjechał z naprzeciwka i nie zdążyłem się wycofać. - opowiedział.
- Policja codziennie przychodzi. Chce Ciebie przesłuchać. - oznajmiłam.
- Jasne, wszystko im powiem. - wzruszył ramionami.
- Grozi Ci za to więzienie? - zmartwiłam się.
- Nie kochanie. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - odpowiedział, na co się rozluźniłam.
- Tęskniłam. - stwierdziłam i cmoknęłam go w usta.
- Wracajmy już do domu. - mruknął.
- Dopiero się obudziłeś. Na pewno Cię tak szybko nie wypiszą. - skrzywiłam się.
- To wypiszę się na własną odpowiedzialność. - oznajmił.
- Nie przesadzaj, wytrzymasz kilka dni. - przewróciłam oczami.
- Wątpię. - westchnął.
- O co chodzi? - zapytałam, myśląc, że coś jest na rzeczy.
- O nic. - wzruszył ramionami. - Chcę już wrócić do pracy. - dodał.
- Tylko o to chodzi? - zdziwiłam się.
- Tak. Mamy obowiązki. - odpowiedział poważnie.

Do sali weszła matka Justina, więc postanowiłam zostawić ich samych.
Opuściłam pomieszenie i poszłam po kolejny kubek kawy do automatu.

Czy tylko ja nie umiem tak się poświęcać dla firmy?
Cała rodzina poszłaby do niej, nawet gdyby się paliło. Nie wiem, gdyby byli chorzy i to nawet śmiertelnie. Dbają o nią lepiej, niż o własne dzieci, na przykład moi rodzice.
Wzięłam ślub, tylko i wyłącznie dla biznesu. Nie chciałam go brać, ale mnie do tego zmusili.
Teraz jednak można mówić, że moje małżeństwo jest z miłości.

Tydzień później

A więc Justin, mówiąc że się wypisze na własną rękę, zupełnie nie żartował. Od dwóch dni pracuje sobie normalnie w firmie i nie narzeka na swoje zdrowie.

Sprawa z policją została wyjaśniona. Justin dostał karę pieniężną, musiał zapłacić za leczenie tamtego kierowcy.

Teraz wszystko wydaje się wrócić do normy, jest jak dawniej.

- Kochanie, jesteś gotowa? - wszedł do mojego pokoju.
- Zapniesz mi ten cholerny łańcuszek? - zapytałam już trochę zirytowana.
- Jasne. - wziął ode mnie biżuterię i stanął za moimi plecami. Wzięłam swoje włosy na bok, żeby mu nie przeszkadzały w zapinaniu.
- Gotowe. - poinformował i złożył krótki pocałunek na mojej szyi.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i wyszłam z sypialni, żeby założyć buty.

Schyliłam się, żeby je zapiąć. Niestety Justin poszedł za mną i klepnął mnie w tyłek, nie za delikatnie.
- Justin do cholery! - wydarłam się.
- Tak, słońce? - zapytał niewinnie. W jego oczach widziałam iskierki radości.
- Przeginasz. - stwierdziłam.
- Nic nie robię. - uniósł ręce w geście obronnym.
- No nie, wcale. - mruknęłam i wyszłam z mieszkania, a Justin zrobił to zaraz po mnie. Zamknął nasz apartament na klucz i złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę wyjścia z kamienicy.

- Jesteś zła? - zapytał, kiedy siedzieliśmy w samochodzie.
- Nie. - pokręciłam głową.
- Mam coś dla Ciebie. - wyszczerzył się.
- Z jakiej okazji? - spytałam, patrząc na bukiet czerwonych róż.
- Nie musi być okazji, żebym dawał kwiaty swojej pięknej żonie. - pocałował mnie krótko i ruszył w stronę naszej firmy.

Przez naszą długą nieobecność, musimy ciężko pracować. Spędzamy w firmie całe dnie, wracamy późno do domu i idziemy spać bo jesteśmy tak wykończeni.

Nie mamy czasu praktycznie na nic.

***

- Jak idzie? - do mojego gabinetu wszedł Justin.
- Strasznie dużo tego. - westchnęłam.
- Mała przerwa? - usiadł naprzeciwko mnie i postawił, na stole dwa kubki z kawą.
- Jasne. - upiłam łyk latte.
- Dzisiaj wyjdziemy wcześniej? - zapytał.
- Masz jakieś plany? - zdziwiłam się.
- Nie, my mamy plany. - uśmiechnął się głupio.
- Jak to? - zmarszczyłam brwi.
- Chciałbym Cię gdzieś zabrać. - wzruszył ramionami.
- Co kombinujesz? - dopytywałam.
- To już niespodzianka. - zaśmiał się i skierował się do drzwi.
- Powiedz mi. - mruknęłam i podeszłam do niego.
- Nie, wtedy nie będzie niespodzianki. - przewrócił oczami.
- Dobra! - krzyknęłam i wróciłam na swoje miejsce.
- Za dwie godziny jedziemy do domu, przebierzemy się i pojedziemy w pewne miejsce. - oznajmił, puścił mi oczko i wyszedł.

Wróciłam do swojego poprzedniego zajęcia i tak spędziłam dwie godziny pracy, czyli na liczeniu i robieniu raportów.

***
- Co mam ubrać? - szukałam odpowiedniego stroju w szafie.
- Na pewno nie sukienkę. - odpowiedział.
- Oh Justin, nie musiałeś dawać tyle szczegółów. - sarknęłam.
- W spodniach będzie Ci wygodniej. - westchnął.

Wyciągnęłam z szafy czarne dresy ze ściągaczami. Szybko dopasowałam szarą bluzę na zamek i ciemną koszulkę. Włosy związałam w wysoką kitkę. Gotowa poszłam do Justina.
- I jak? - zapytałam.
- Idealnie. - pocałował mnie w usta.
- Teraz mi powiesz dokąd jedziemy? - lekko się uśmiechnęłam.
- Nie. - pokręcił głową z rozbawienia.

Dotarcie na miejsce zajęło nam prawie godzinę. Rozejrzałam się, a moim oczom ukazała się stajnia, do której chodziłam na jazdę konną.
Mimowolnie się uśmiechnęłam i rzuciłam na Justina.
- Umiesz jeździć? - zdziwiłam się.
- Kiedyś jeździłem. - wzruszył ramionami.
- To idziemy? - zapytałam podekscytowana.
- Jasne. - splótł nasze palce ze sobą.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Dziękuję za 8000 wyświetleń.
Na 10 000 wyświetleń robię maraton.

Z Przymusu (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now