Rozdział XV

6.8K 377 86
                                    

Z głośnym jękiem weszłam do kuchni, gdzie jak zwykle już siedział Mike razem z mamą. Nie fatygowałam się, żeby się przywitać, nie miałam na to siły. No bo kto ma ochotę na cokolwiek w poniedziałek o siódmej rano?

No właśnie.

Kolejny nudny tydzień, który będę musiała przeżyć w nudnej szkole, z nudnymi ludźmi. No po prostu spełnienie marzeń, każdego nastolatka, prawda?

- Cześć, Nic - usłyszałam lekko zaspany głos mamy. Westchnęłam ciężko i posłałam jej zirytowane spojrzenie. Sama nie wiem, dlaczego byłam zła.

- Ta - bąknęłam.

Podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam małą miskę. Wsypałam do niej czekoladowe płatki, i wyciągnęłam z lodówki mleko. Z zamkniętymi oczami, oparłam głowę o wiszącą szafkę i "na ślepo", zaczęłam zalewać moje śniadanie. Po chwili poczułam coś zimnego na stopie, przez co pisnęłam przestraszona i podskoczyłam lekko w miejscu. Widząc, wylane mleko, miałam ochotę rozwalić sobie głowę o szafkę.

- Widzę, Will nie dał komuś w nocy spać - zaśmiał się Mike. Zmierzyłam go surowym spojrzeniem i pokazałam mu środkowy palec.

- Dla twojej informacji, z Willem nie widziałam się od soboty - warknęłam i powolnymi ruchami zaczęłam sprzątać swoje wcześniejsze dzieło.

W sumie, powiedziałam prawdę. Z Willem nie wiedziałam się od soboty, kiedy odwiózł mnie do domu. To nie tak, że nie było czasu, czy coś, bo cały wczorajszy dzień spędziłam na kanapie, oglądając głupie filmy. Po prostu, po tym wszystkim jakoś dziwnie się czułam. Znaczy, po całej tej sytuacji nad tym urwiskiem. Sama nie wiem co czułam, z jednej strony się cieszyłam, bo w końcu zaczęło się między nami w miarę jakoś układać, a z drugiej byłam na siebie nieźle wkurwiona, za to, że do tego dopuściłam. Takie coś, w ogóle nie powinno mieć miejsca, dopóki nie będę pewna uczuć, co do tego chłopaka. A na razie myślę, że za dużo się nie zmieniło.

- Posłuchajcie - zaczęła mama, wrzucając do torebki szybko telefon i portfel. - Ja muszę już jechać, bo mam spotkanie - wytłumaczyła.

- To czym my się dostaniemy do szkoły? - zapytałam niemal od razu. Kobieta westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

- Jest takie coś jak autobus, lub taksówka - powiedziała kpiąco. Zacisnęłam szczękę i policzyłam w duchu do dziesięciu. Nie dość, że dziś poniedziałek, to jeszcze własna matka mnie denerwuje!? - Ooo! - klasnęła ochoczo w ręce, a ja zmarszczyłam brwi, przyglądając jej się badawczo. - Zadzwoń po Willa, on na pewno po ciebie przyjdzie - uśmiechnęła się. - Dobra, ja lecę. Cześć wam - pomachała i zniknęła za ścianę. Po chwili było tylko słychać trzask zamykanych drzwi. 

Z głośnym westchnięciem wróciłam do robienia sobie śniadania. Ponownie chwyciłam karton mleka i uniosłam go nad miską. 

- To są chyba, kurwa, jakieś nie śmieszne żarty! - wydarłam się, gdy żaden płyn nie wyleciał z kartonu. Po chwili do moich uszu dotarł zduszony śmiech mojego brata. - I co się śmiejesz, kretynie - warknęłam i z hukiem odłożyłam przedmiot trzymany w ręku. 

- Nie nic, nic - powiedział cicho, rozbawionym głosem. 

- Nienawidzę was wszystkich - skwitowałam i szybkim krokiem opuściłam kuchnię, kierując się do pokoju. Świetnie. Doszło do tego, że nie zjem śniadania. No lepiej być nie mogło. 

Przekraczając próg pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko i chwyciłam telefon. Na autobus już i tak nie zdążę, bo odjeżdża za dwie minuty, taksówką się spóźnię. Czyli zostaję mi tylko William. No oczywiście. 

Odzyskam Cię, kochanie ✔Where stories live. Discover now