Rozdział CXXVI

27 6 0
                                    

Nadeszły dni, kiedy Ania zaczęła wychodzić na zewnątrz. Błonia, jak również wszystko dokoła wciąż pokrywał śnieg. Wielkimi krokami zbliżał się luty. Czas płynął swoim zwykłym, szalonym tempem, do czego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić.

Zdawało się, że całe społeczeństwo zapomniało o ex-wiedźmie. Jak zwykle, kiedy coś się działo, pozostawała sama. Sowy nie wysłała do niej ani Wiktoria, ani Lupin, ani nawet sami rodzice dziewczyny. Jej uczniowie z początku ją odwiedzali, zagadywali na korytarzach, ale nastolatka zdawała się ich nie dostrzegać. Pustym wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń. Można by pomyśleć, że jedyną realną osobą, do której była w stanie wypowiedzieć choć parę słów stał się Malfoy.

Severus za każdym razem mocno się zasępiał, kiedy Ania znajdowała się obok. Reszta nauczycieli próbowała z nią rozmawiać, ale traktowała ich jak obcych. Wypracowała sobie już dawno temu odpowiednie schematy konwersacji, po które teraz (z niemałą ulgą) znów sięgała. Okazały się niezmiernie pomocne. Całą „robotę" wykonywały za nią: rozumne kiwanie głową i względnie przekonujące „Mhm...".

Na zewnątrz wychodziła sama. Tylko niekiedy (w bezpiecznej odległości) podążał za nią Dracon. Udawała wtedy, że tego nie zauważa. Nie było to trudne. Szybko zatapiała się we własnych przemyśleniach i odpływała. Uwielbiała błąkać się po Zakazanym Lesie.

Zdawałoby się, że z początku nikt za bardzo się tym nie przejmował - do momentu, kiedy Ania zaczęła oswajać niebezpieczne stworzenia, obdarzone ciemnymi mocami. Przez relację, jaką udało jej się z nimi nawiązać, zwierzęta próbowały zatrzymywać ją ze sobą. Kiedy jednak im się to nie udawało, zaczęły podążać za ex-wiedźmą. Właśnie dlatego pod zamkiem i na całych błoniach kłębiły się przeróżne zwierzęta - od pająków, bo drobne (choć śmiertelnie niebezpieczne) skorpiony o lśniących pancerzykach barwy benzyny. Maleńkie strzygi wplątywały się we włosy dziewczyny tak, że Filch musiał gonić je potem po całym zamku i z rozmachem wyrzucać przez okno.

Dla Severusa było to już zbyt dużym obciążeniem. Godzinami wystawał przed parującym kociołkiem, starając się uwarzyć cokolwiek, co wróciłoby Ani pamięć. Bezskutecznie. Mimo że dolewał jej do posiłków niemal śmiertelne porcje eliksirów, nic nie wskazywało na to, by ex-wiedźma (poza chwilowymi przebłyskami) przypomniała sobie choć odrobinę ze swojego dotychczasowego życia.


-Jadę! – Mistrz eliksirów pojawił się niespodziewanie w drzwiach gabinetu Dumbledora. W ręku trzymał torbę - swój jedyny bagaż. Do środka jeszcze przed chwilą w pośpiechu wpychał szaty na zmianę, dziennik i parę nic nie znaczących drobiazgów. Było mu już zupełnie wszystko jedno, jak i kiedy skończy się jego nowa „misja".

-Severusie! – Minerwa McGonagall spojrzała na niego wzrokiem pełnym wyrzutu. Znalazła się w gabinecie dyrektora zupełnym przypadkiem - mieli omówić kwestię zastępstw na następny dzień – Ucieczka od problemu nie sprawi, że on zniknie...

-A co ty możesz wiedzieć – prychnął poirytowany mężczyzna.

-Jesteś poważnym, odpowiedzialnym człowiekiem, a chwilami zachowujesz się jak mugol. Dlaczego zamiast z nią porozmawiać tylko faszerujesz ją magią?

-Ona nie chce ze mną rozmawiać.

-I co, zamierzasz się tak po prostu poddać? To wciąż ta sama dziewczyna, Severusie! Nie jesteś w stanie pokochać jej bez starych, bolesnych wspomnień?

-Nie – Snape uciął krótko, znikając w ogniu kominka.

Znalazł się na peronie, na którym jego przybycia oczekiwał już pociąg. Za parę godzin znajdzie się w miejscu docelowym. Upił łyczek z fiolki przygotowanej przed wyjściem i szybko zapomniał, że kiedykolwiek miał żonę. Ten stan nie mógł oczywiście trwać długo (eliksir miał inne działanie), ale chociaż chwilowa pustka przyniosła Mistrzowi eliksirów nieopisaną ulgę. Wiedział, że dopóki ex-wiedźma pozostanie w zamku (nawet bez jego opieki), nic jej nie grozi.


Już za późno na zmianyWhere stories live. Discover now