Rozdział CXXVII

30 7 0
                                    

-Nie rozumiem – Ania zmarszczyła nos, pochylając się nad pomarszczonymi od łez kartkami. Dracon wyjął jej z rąk książeczkę w czarnej oprawie i przyjrzał się miejscu, które dziewczyna wskazała palcem. Widniały w nim ostatnie zdanie. Dalej znajdowały się już tylko puste, czyste kartki.

-„Chcę zapomnieć" Jesteś aż tak ślepa?

-Przecież to nie ma sensu...

-Powtórzę jeszcze raz – Malfoy zaczął tracić cierpliwość – To jest twój pamiętnik – przytrzymał jej książkę przed twarzą – Wszystko, co w nim zapisałaś jest prawdą, a przynajmniej twoimi osobistymi odczuciami. Zapisałaś te słowa w Komnacie Życzeń, więc na własną prośbę wymazałaś wszystkie swoje wspomnienia.

-Więc gdzie jest teraz mój stary „mąż"? Uciekł akurat teraz, kiedy (zdawałoby się) najbardziej go potrzebuję? Co z niego za życiowy partner?

-Słaby – uciął Draco.

Miał już stanowczo dość tej rozmowy. Mógłby teraz rozgrywać partię pokera ze służalczymi śmierciożercami ojca, może nawet zgarnąć od nich trochę galeonów - przeważnie ogrywał ich do zera.

Nagle wpadł na pomysł. Bezceremonialnie złapał dziewczynę za nadgarstek i pociągnął za sobą. Idąc bez słowa, machnął różdżką. Na schodach przy wejściu, już czekały na nich dwa kufry.

-Ale... – Ania zawahała się przez chwilę, przestępując z nogi na nogę na progu – Ja nie mogę!

-Jesteś pełnoletnia - możesz wszystko. Rusz się, bo nie będę na ciebie czekał.


Stanęli w obszernym holu, dookoła wyłożonym marmurem. Ex-wiedźma chciwie pożerała wzrokiem nowe przestrzenie - wielkie okna o kryształowych szybach, drogocenne żyrandole , grube filary podtrzymujące strop i niesamowicie miękkie dywany, w których stopy zapadały się niemal po kostki.

-Synu! – Lucjusz Malfoy przywitał ich z szerokim uśmiechem na ustach, mierząc wzrokiem Anię – To ona, prawda? Czarny Pan wyniesie nas na piedestały!

-Nadal nie rozumiem, po co chciałeś, żebym ją tu przywiózł, przecież pisałem ci w listach - straciła magię, a przy okazji pamięć. Jest dla nas bez-u-ży-te-czna.

-Draco, Draco, Draco... Głupi chłopcze, przecież Lord Voldemort dysponuje najpotężniejszą magią we wszechświecie. Przywróci jej moce, pamięć i wszystko inne, co tylko będzie mu potrzebne – Lucjusz niemal zachłystywał się z emocji przy każdym słowie – Będziemy wielcy! A tym czasem zaprowadź ją do komnaty. Niech tam czeka na zaszczyt spotkania naszego pana.


-Draco, proszę cię – złapała go za rękę, kiedy chciał ją wepchnąć do obskurnej celi na szczycie wieży – Przecież jesteś moim przyjacielem – łgała rozpaczliwie, wczepiając się w jego szatę.

To, że udawała zagubioną i niczego nie świadomą wcale nie oznaczało, że właśnie taką jest w rzeczywistości. Przeczytała swój stary pamiętnik od deski od deski. Pokazała śmierciożercy te fragmenty, które mogłoby okazać się przydatne by wydostał ją z Hogwartu. Udało się, więc do rozpoczęcia nowego życia brakowało jej tylko wydostania się na wolność. Taki właśnie był jej plan.

-Nie jesteś głupi - wiesz, że Czarny Pan nie wróci mi mocy, tylko każe mnie zabić, a wy nic nie będziecie z tego mieli! Może co najwyżej wyzwać was od głupców... Błagam, uwolnij mnie!

Przez chwilę mierzył ją chłodnym spojrzenie, jakby analizując w głowie jej słowa, lecz w następnym momencie wyrwał się ex-wiedźmie. Pchnął ją z całej siły, aż wpadła na przeciwległą ścianę przy niedużym, zakratowanym oknie. Zanim dziewczyna zdążyła wstać, Draco zatrzasnąć ciężkie drzwi i odszedł. Kiedy po chwili Ani udało się podnieść (uważając na obity przed chwilą bark) kroki chłopaka ucichły na schodach.

Podpełzła do drzwi. Nadal miała we włosach kilka wsuwek, których śmierciożercy nawet nie próbowali jej odebrać. Liczyła, że przy ich pomocy da radę otworzyć drzwi. Niestety, kiedy znalazła się bliżej, uświadomiła sobie, że nigdzie nie widnieje dziurka od klucza. Co więcej brakowało także klamki czy chociażby gałki. Najwyraźniej znajdowała się po drugiej stronie, a same drzwi otwierano i zamykano magią. „Sprytne" – pomyślała nastolatka.

Wstała z klęczek i chwiejnym krokiem podeszła do okna. Jeszcze przed momentem była pewna, że widnieje w nich krata, lecz kiedy przyjrzała się uważniej, jasnym stało się dla niej, że dziurę w murze (pełniącą rolę okna) oplata od zewnątrz pnącze bluszczu. Ex-wiedźma rozgarnęła je niecierpliwie poharatanymi rękoma i stając na palcach omiotła wzrokiem krajobraz, jaki się przed nią roztoczył.

Dookoła rozpościerał się gęsty bór, z tej odległości przypominający Zakazany Las. Posiadłość oddzielała od niego tylko (na oko) dwustumetrowa polana. Nigdzie nie było śladu żadnego ogrodzenia czy choćby żywopłotu. Ani szybciej zabiło serce, kiedy to sobie uświadomiła.

Podciągnęła się na rękach i mocniej wychyliła przez otwór w murze. Spojrzała w dół i aż zakręciło jej się w głowie. Oczywiście wiedziała, że zamknięto ją w celi na wieży, ale nie przypuszczała, iż może ona być aż tak wysoka. Ex-wiedźma musiała znajdować się na poziomie dwudziestego piątego piętra. Szybko po raz ostatni zlustrowała całe otoczenie i wsunęła się z powrotem do celi, poprawiając pnącze.

Teraz zrozumiała, dlaczego w oknie nie było krat. Gdy ktoś przez nie wyszedł, nie mógł przeżyć upadku z takiej wysokości. Dziewczyna zanotowała sobie w głowie możliwość posunięcia się do właśnie takiego rozwiązania swoich problemów. „Gdyby tylko nie to cholerne Duo Amantes... A może Severus już o mnie zapomniał?"

Już za późno na zmianyOnde histórias criam vida. Descubra agora