| Rozdział Trzeci |

304 47 15
                                    

Nim szatyn zdążył się pozbierać z łazienkowych kafelek, cała szkoła już wiedziała. Przez to właśnie nienawidził mediów społecznościowych. Dlatego nie posiadał Snapchat'a ani Instagram'a. Posiadał za to Tumblr'a którego ukrywał przed wszystkimi, wstawiał tam głównie zdjęcia zrobione swoim telefonem, lubił gdy coś wyglądało ładnie i estetycznie.

Ale posiadał także Messanger'a gdzie już po chwili dostał zrzut ekranu od Dallona. Brendon wstawił na swoją tablicę nowego posta.

"Szkolna panienka zrobiła się cała mokra na myśl o dostaniu wpierdolu w łazience"

Nienawidził mediów społecznościowych.

Jednakże nie chcąc bardziej ucierpieć w domu, pozbierał się powoli i wrócił na lekcje. Jak zwykle, nikt się nie przejął losem biednego dzieciaka z ubocza społecznościowego. Odrzutka. Odmieńca...

~~~~***~~~~

To był jeden z niewielu dni, kiedy kończył wraz z Dallonem o tej samej godzinie. Dlatego właśnie wracali razem, idąc jak najbliżej siebie by żaden z osiłków nie miał okazji chociażby tknąć kwiecistego chłopca. Ale nawet mimo starań, to się stało. Urie przechodząc potrącił go ramieniem.

- Uważaj jak leziesz, czy może jesteś aż tak chętny, że masz nadzieję, huh? Myślisz, że przypadkiem nadziejesz się na mojego kutasa? - Głośny śmiech sprawił, iż Ryan po prostu przyspieszył kroku dociskając książki do swojej piersi. Chciał jak najszybciej wrócić do domu.

Tuż pod jego mieszkaniem, Dallon uśmiechnął się lekko.

- Trzymaj się, dobrze? W razie czego jestem pod telefonem. Dzwoń, pisz, od razu przyjdę i cię stąd zabiorę. - Wyszeptał Weekes wiedząc jak to zazwyczaj jest w domu Rossów. A raczej, połowicznie wiedząc. Po pożegnaniu, Ryan szybko wskoczył do mieszkania a potem na piętro, cudem udało mu się czegokolwiek uniknąć.

~~~~***~~~~

Nie potrafił zasnąć. Nawet mimo później godziny... po prostu nie potrafił. Myślał o całym dniu który ledwo minął i przeglądał wiadomości zastanawiając się jakim cudem to wszystko się stało. Jakim cudem jego życie tak się spaprało...

Przerwał mu dźwięk otrzymanej wiadomości lecz nie na aplikacji, a sms. Uniósł brwi, Dallon? Nie. Nieznany numer, był ciekaw co to więc wszedł w wiadomość.

"Mam rozwiązanie na twoje problemy, Ryan"

Wiadomość brzmiała... podejrzanie. Ale chłopak był tak zdesperowany, że wzdychając cicho, odpisał.

"Kim jesteś?" Spytał nie znając numeru.

"Przyjdź jutro sam na czwartej lekcji za boisko a rozwiąże twoje problemy."

Więcej nic nie nadeszło. A jednak... co mu szkodziło? Nie miał kompletnie nic do stracenia, kolejne pobicie? Wyzwiska? Będąc na dnie, jedynym plusem jest niemożność strat. Mówili, że od dna można się jedynie odbić, nie da się upaść niżej...

~~~~***~~~~

Z rana ledwo uchylił swoje powieki, gdy syknął z bólu. Wspomnienia dnia wczorajszego naszły jego umysł więc spojrzał w dół. Był na dywanie w łazience a jego udo związane było bandażem. Obok leżał dobrze mu znany przedmiot o ostrych językach. Szatyn podniósł się i jedynie przetrzepał włosy. Nie chciało mu się nic robić, poza tym, nie wyglądał aż tak źle. Ciut mocniejsze wory pod oczami nie robiły mu różnicy. I tak zazwyczaj tam były, po prostu jaśniejsze.

Ubrany w błękitną bluzkę na krótki rękaw z wycięciem w serek oraz brązowe spodnie, wyszedł z domu nie dbając o śniadanie ani nic innego. Poprawił skórzaną torbę i zasłonił oczy swymi ciemnymi okularami.

Dzisiaj mogło się stać coś... dobrego, albo złego. Ktoś chciał mu pomóc, ale czy wierzył w to? Czy wierzył, że jakaś osoba się zlitowała? Bardziej pod uwagę brał opcję, że ktoś robił sobie z niego żart. A może to Urie pisał, żeby dostać go tym razem niczym na wynos? Aby sam przyszedł po wpierdol? Ale nie rozumiał, czemu nie mógł dostać wiadomości z jego numeru? To nie tak, że Ross próbowałby uciekać. To oczywiste, że by przyszedł. Dostałby wtedy mniej niż gdyby spróbował uciec.

~~~~*~~~~

Lekcje do czwartej godziny minęły mu bardzo szybko. Zestresowany, przyszedł za boisko już na przerwie. Swoją torbę odłożył do szafki, w razie gdyby to jednak był jego dręczyciel. Z kluczykiem nerwowo ściskanym w kieszeni, oczekiwał na osobę która wyznaczy jego los.

Pierwsze co ujrzał, to kierująca się w jego stronę postać, skryta pod osłoną dymu papierosa.

I Hate My Weaknesses | RydenWhere stories live. Discover now