Rozdział 2

18 0 0
                                    

WIKTORIA

Dzisiaj byłam na cmentarzu u moich dzieci. Zapaliłam im dwa znicze z aniołami. Obydwa duże, tak jak moja rozpacz po nich. Moje aniołki są razem. Przynajmniej Tam mogą być szczęśliwe, Tam nie jest im źle. Szkoda tylko, że Tam nie jestem i ja. Jutro z Markiem mamy wizytę w klinice.  Stresuję się. Boję się jak to będzie. Czy zakwalifikują nas do zabiegu?
- Wiki!- usłyszałam głos męża, który właśnie wszedł do domu- Gdzie jesteś?
- Tutaj!- odpowiedziałam, wychodząc z sypialni- Obiad masz w mikrofali
- Nie zjesz ze mną?- spytał patrząc na mnie
- Już jadłam. Pójdę do sklepu
Założyłam buty, minęłam go i wyszłam z domu. Idąc przez park zastanawiałam się nad naszym małżeństwem.

MAREK

Wszedłem do domu jak zwykle o osiemnastej. Chciałem porozmawiać z żoną, ale ona tylko poinformowała mnie, że mam obiad w mikrofali i wyszła z domu. Jak zwykle chciałem dobrze. Chciałem z nią porozmawiać. Powiedzieć, że ją kocham. Że dziecko dla mnie też jest ważne. Rozmawiałem dzisiaj z podwładnym. Jego żona zmarła. Zrozumiałem, że nie doceniam Wiktorii. Każde z nas poszło  swoją drogą. Uciekło w swój świat i na swój sposób przeżywa to, co się dzieje. Podgrzałem w mikrofali lasagne i usiadłem do stołu. Od roku jadam sam obiady. Wcześniej jedliśmy je razem w ciszy. A jeszcze wcześniej rozmawialiśmy o wszystkim. Jak wróci, chciałbym z nią poważnie porozmawiać.

WIKTORIA

Przechadzałam się po parku. W naszym związku nie ma już  chemii. Oprócz pragnienia dziecka nie ma niczego. Wiele razy zbieram się, żeby z nim porozmawiać. Ale nasze rozmowy kończą się na temacie wizyt u lekarzy, ich godzinach i terminach. Nie jemy razem śniadań, obiadów i kolacji, a kiedyś przynajmniej jeden wspólny posiłek dziennie to był rytuał. Rozmawialiśmy wtedy o wszystkim. Wstąpiłam do sklepu i kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy; coś do jedzenia i środki czystości. Mogłam sobie pozwolić na spacer po parku, ponieważ ciemno robiło się po dwudziestej, a była osiemnasta, jednak ciężkie zakupy uniemożliwiały mi moje plany. Szybko wróciłam do domu i położyłam zakupy na blacie. Marek siedział przy pustym stole i pił lemoniadę.
- Kochanie...- zmroziło mnie na jego ton. Był stanowczy. Poza tym dawno się tak do mnie nie odzywał- Musimy porozmawiać. Usiądź. Zakupy rozpakujemy później
Popatrzyłam na niego i usiadłam na przeciwko. W jego oczach było widać ból.
- O czym chcesz rozmawiać?- spytałam
- Jutro jedziemy do kliniki- wziął głęboki wdech- Ani dla ciebie, ani dla mnie to nie będzie łatwe. Może się udać albo i nie. Te wszystkie starania o dziecko, a w szczególności ostatnie dwa lata wyniszczają nasze małżeństwo. Seks uprawiamy tylko w owulację, nie mamy z tego żadnej przyjemności, rozmawiamy tylko o lekarzach...
- Co chcesz przez to powiedzieć?- bałam się jego odpowiedzi. Bałam się, że Marek, który od zawsze chciał mieć przynajmniej trójkę dzieci, powie mi, że odchodzi
- Chciałem Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham. Jednak mam dość takiego życia...
- Możesz przejść do sedna?- chciałam mieć to wszystko za sobą. Wóz albo przewóz. Rozstajemy się albo walczymy dalej
- Eh- Marek wziął głęboki wdech- Chciałbym, żeby nasze małżeństwo wyglądało tak jak wcześniej. Żebyśmy żyli razem, kochali się, spędzali razem czas, rozmawiali o wszystkim. Zacznijmy to naprawiać, póki możemy. Dopóki nie jest za późno. Wyjaśnijmy sobie wszystko, porozmawiajmy szczerze...
Rozpłakałam się. Nie ze smutku, nie z radości. To była ulga. Myślałam, że usłyszę, że z nami koniec, że odchodzi do innej, że ma dziecko na boku. Marek podszedł do mnie i uklęknął obok krzesła, łapiąc mnie za rękę.
- Kochanie... Nie płacz... Naprawimy wszystko- pocałował moją dłoń- Kocham cię i pamiętaj, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.

MAREK 

Usłyszałem, że Wiktoria wróciła ze sklepu. Siedziałem w kuchni przy stole i zastanawiałem się, jak rozpocząć rozmowę. Moja żona położyła zakupy na blacie. Poprosiłem ją, żeby usiadła przy mnie. Chciałem z nią poważnie porozmawiać. Miałem dość życia obok siebie, na dwóch różnych drogach. Chciałem być przy niej, wspierać ją, a oddalaliśmy się od siebie. Nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę. Przejść od razu do sedna, czy zapewnić ją o swojej miłości? Widziałem jej wzrok. Była przestraszona. Zapewne myślała, że powiem jej, że odchodzę. Zawsze miała niskie mniemanie o sobie, a to, że nie udawało jej się urodzić dziecka, a ja zawsze marzyłem o przynajmniej trójce, jeszcze bardziej pogarszało jej pewność siebie. Kiedy powiedziałem jej wszystko, zobaczyłem, że mój Skarb płacze. Podszedłem do niej i uklęknąłem, łapiąc ją za rękę. Chciałem ją tulić w ramionach. Wstałem i pociągnąłem ją za rękę, żeby zrobiła to samo. Objąłem ją i głaskałem po głowie. Wiktoria płakała mi w ramię. Zeszły wszystkie emocje. Podniosła głowę i popatrzyła na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczyma. Pocałowałem ją w czoło.
- Kocham Cię- uśmiechnąłem się do niej
- Ja ciebie też- kobieta przytuliła się do mniej- Jeśli się nie uda...
- Kochanie...- nie chciałem kolejny raz mówić jej, że się uda, bo sam już w to nie wierzyłem
- Ćsi... Daj mi dokończyć...- kobieta popatrzyła mi w oczy- Jeśli się nie uda, to wyjedźmy gdzieś. Sprzedajmy dom, kupmy mniejsze mieszkanie. Po co nam pięć pokoi? Wystarczą dwa.
Popatrzyłem na nią zaskoczony. Myślałem, że będzie walczyła do końca, a ona chce się poddać. Dom kupiliśmy z myślą o dzieciach. Każde miało mieć swój pokój. Jednak Wiki miała rację- po co nam pięć dodatkowych pokoi. Miałem nadzieję, że lekarze powiedzą nam, że się uda, że będziemy mieli szansę na dziecko.
- Kochanie... Dajmy sobie jeszcze szansę. Jeśli się nie uda, to zrobimy tak jak mówisz...

WIKTORIA

Przytuliłam się do mojego męża. Tak dawno tego nie robiłam. Przez ostatnie dwa lata przeżywaliśmy wszystko osobno i w milczeniu. Postanowiłam mu powiedzieć o moich przemyśleniach. Te dodatkowe pokoje tylko przypominały mi o tym, że nie mogę mieć dzieci. Starczyłoby mi dwupokojowe mieszkanie- sypialnia i salon. Nie potrzebuję przestrzeni. Marek nigdy się nie poddawał. Wierzył, że kiedyś zostanie ojcem. Prawdziwym ojcem, a nie ojcem Aniołów. Wierzył, że kiedyś będziemy leżeć w szpitalu i płakać ze szczęścia, tuląc nasze maleństwo.

PRAGNIENIE [zakończone]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang