#1

3.1K 149 35
                                    

Maraton 1/5
(27.12.2017)

-Reychel wstawaj. Zaraz połódnie.- obudził mnie roześmiany głos. Nie miałam zamiaru wstawać. Nie przypominałam sobie żebym dziś była gdzieś umówiona więc tylko mruknęłam, odwróciłam się na brzuch i zakryłam głowę poduszką. Jednak nie dane mi było zasnąć gdyż moja kołdra została mi brutalnie odebrana. Po niej przyszedł czas na poduszkę lecz ja nie miałam zamiaru poddać się bez walki. Zanim przeciwnik zdołał zabrać mi poduszkę zamachnęłam się i oderzyłam nią o twarz osoby która śmiała przerwać mi mój święty sen. Zaraz potem moja broń wróciła na swoje miejsce czyli pod moją głowę. Nakryłam się kocem który leżał w nogach łóżka i bardzo zadowolona z wygranej bitwy znów próbowałam odlecieć do krainy snów.
Jednak moje starania znowu poszły na marne gdyż usłyszałam cichy śmiech a koc który miał zastąpić mi moją kołdrę zniknął z mojego ciała a zaraz po nim moja poduszka.

-Było trzeba siedzieć wczoraj pół nocy? Tak, tak Łucja wszystko mi powiedziała a teraz masz w tej chwili wstawać.

Prychnęłam i przytuliłam się do ściany.

-Chyba cie coś boli jeśli uważasz, że wstanę.-odpowiedziałam coraz bardziej zirytowana.

-Wstaniesz. Uwierz mi.

Nic nie odpowiedziałam tylko znów prychnęłam i zwinęłam się w kłębek.

-No dobrze w takim razie proponuje zakład. Założe się o dychę, że wstaniesz w przeciągu pięciu minut.

Uśmiechnęłam się cwanie i otworzyłam jedno oko patrząc na Edmunda który również uśmiechał się i był widocznie pewny siebie zapewne zakładając, że nie przyjmę jego propozycji. Niedoczekanie jego.

-Zakład przyjmuję, a teraz dobranoc.- moja kołdra, koc i poduszka zostały mi zwrócone z czego natychmiast skorzystałam.

Edmund nic więcej nie mówiąc wyszedł lekko trzaskając drzwiami. Nie wiedzałam co chce zrobić ale w tej chwili po prostu mnie to nie obchodziło. Z uśmiechem ułożyłam wygodnie głowę na poduszce i zamkęłam oczy.
Jednak tym razem przegrałam gdyż po chwili stałam cała mokra na środku pokoju trzęsąc się z zimna a obok mnie Edmund śmiał się do rozpuku trzymając w jednej ręce puste wiadro którego zawartość była teraz na mnie a drugą ręką trzymając się za brzuch.

-Znowu mnie nie doceniłaś kochana.- powiedział Edmund na chwilę powstrzymując napad śmiechu lecz gdy na mnie spojrzał znów zaczął się nie kontrolowanie śmiać.

-Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- powiedziałam zła. Chcąc się na nim odegrać wyrwałam mu wiadro z ręki i wsadziłam mu je na głowę mając nadzieję, że to go jakoś uciszy lecz on tylko upadł na podłogę i zaczął śmiać się jeszcze głośniej.

Zrezygnowana i przegrana wzięłam czyste ubrania i skierowałam się do łazienki.

-Pamiętaj, że dycha moja!- usłyszałam jeszcze tylko krzyk Edmunda.

***

Dochodziła godzina 16.00 gdy razem z rodzeństwem siedziałam w pokoju moim i Łucji. Patrzyliśmy się na obraz który przedstawiał ocean i statek płynący w oddali.

-Zwróciłyście kiedyś uwagę na ten statek? - spytał Edmund.

-Jasne.- odpowiedziała Łucja.- Bardzo narnijsko wygląda.

Nim zdązyłam odpowiedzieć usłyszałam skrzeczący głos:

-Trzy sierotki bawią nas tworząc bajek las. Na głupoty nieustannie tracą czas.

-Mogę dać mu w łeb?- zerwał się Edmund.

-Nie!- powiedziałyśmy jednocześnie z Łucją na co brunet się uspokoił.

-Ty nigdy nie pukasz?

-Robię co chce. Jestem u siebie. W przeciwieństwie do was.-odpowiedział Eustachy. Nie zareagowaliśmy.-Co sie tak gapicie na ten obraz? Jest ohydny.

-Jak wyjdziesz będziesz miał problem z głowy.- odgryzł się Edmund. Eustachy pruchnął i zaczął kłócić się z z brunetem oraz Łucją która natychmiast stanęła w obronie brata.
Ja byłam nadal wpatrzona w obraz który nagle tak jakby zaczął...falować?
I to nie tylko. Zaczęła wypływać z niego woda.

-Kochani spójrzcie co się dzieje.- powiedziałam, tym samym przerywając kłótnie tej trójki.
Zanim się obejrzliśmy zamiast znajdować się wpokoju pływaliśmy po oceanie a w naszą stronę płynął statek.

-Płyńcie! Już!-krzyknęła Łucja. Jednak ja nie mogłam się ruszyć. Okazało się, że zaplątałam się w wodorosty. Zaczęłam się szamotać co tylko pogorszyło sprawę.

-Reychel!- krzykneła łamiącym się głosem Łucja.

Statek był już bardzo blisko gdy nagle wyskoczyło z niego kilka postaci. Jedna z nich podpłynęła do mnie.

-Chodź, chwyć mnie za rękę.- powiedział jakiś mężczyzna.

-Nie mogę...się ruszyć.- powiedziałam dławiąc się wodą gdyż rośliny powoli wciągały mnie pod nią.

Mężczyzna zanurkował i zaraz potem poczułam, że pnącza puszczają. Wynurzyłam się z wody i zaczełam kaszleć. Poczułam silne ręce oplatające moją talie i ciągnące w stronę statku. Zaraz potem znalazłam się na nim. Mężczyzna chciał podać mi koc lecz gdy wyciągnął ku mnie rękę zamarł. Ja również zamarałam gdy zwróciłam na niego swój wzrok.

-Kaspian?

***
Zaczynamy spóźniony prezent gwiazdkowy dla was.
Jak wrażenia?

Zostań ze mną...|NarniaWhere stories live. Discover now