fuck you riddle

5.5K 262 61
                                    

- Rusz tyłek Riddle, nie chcę się przez ciebie spóźnić!- warknęła waląc pięścią w drzwi. Mógł sobie być tym naj w szkolnej hierarchii, ale ona nie jest gorsza, ba jest nawet lepsza. To ona jest ulubienicą, a on to tylko marny lizus.- Coś mówię Riddle!

Drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem. Przed Violet stanął brunet o czekoladowych, zimnych oczach. Zmierzył dziewczynę wzrokiem i skwitował jej wygląd pogardliwym prychnięciem. Wpatrzył się w jej błękitne tęczówki, wytrzymała spojrzenie, które można było porównać do zabójczego spojrzenia bazyliszka i odwróciła się na pięcie. Długie blond włosy zafalowały przy tym idealnym półobrocie, po czym opadły swobodnie na jej plecy. Tom obserwował jak niska osóbka robi dwa kroki i odezwał się widząc, że Roberts ma zamiar go ignorować. Nienawidził jak to robiła.

- Na pierwszym roku było tak samo, teraz jest siódmy, a ty robisz się nudna.- z niecierpliwością czekał na jej reakcje, wiedział, że nie będzie ona pozytywna.

- Pieprz się Riddle.- wystawiła w jego kierunku środkowy palec i nie racząc go nawet pogardliwym spojrzeniem ruszyła przed siebie taszcząc za sobą czarny, lekko podniszczony kufer.

Uśmiechnął się wiedząc, że nikt go nie widzi. Stał chwilę przysłuchując się stukaniu jej czarnych obcasów o wiekową posadzkę, aż ruszył doganiając ją w kilku krokach lakierowanych butów. Widząc jak męczy się z kufrem w progu roześmiał się szyderczo.

- Z czego rżysz idioto?!- zapytała z nutą kpiny w głosie, znów szarpneła za rączkę kufra, która zaskrzypiała żałośnie.- Zamiast się śmiać mógłbyś mi pomóc, wiesz akt bycia gentelmenem, czy coś...- dodała spoglądając na niego z założonymi na piersi rękoma.

- Violet łudzisz się, że ci pomogę? Biedulko...- sarkazm w jego głosie był wręcz przesączony jadem dziewczyna zrezygnowała z dalszej dyskusji i znów szarpneła kufrem.

Riddle pokiwał głową z niedowierzaniem. Nie potrafił zrozumieć jak w metrze sześćdziesiąt może być tak wiele samozaparcia i upartości. Jednym susem znalazł się przy niej i chwycił jej bagaż. Zeszli schodami prowadzącymi do sierocińca odprowadzani okrzykami ulgi. Wsiedli do czarnego powozu, który miał ich zawieść na Kings Cross. Woźnica przywitał się z nimi uprzejmym barytonem i zamknął za nimi drzwi.

- Nareszcie, te małe szlamy są nie do zniesienia. Gdyby nie namiar już dawno potraktowałabym Mayer zaklęciem niewybaczalnym.- Violet wydęła usta i wyjęła z kieszeni jeansowej spódnicy różdżkę. Tom przyglądał się jej wyszukanym płynnym ruchom, którym towarzyszyły dźwięki nuconej przez nią melodii.- Cole doprowadza mnie do szału, naprawdę ta kobieta jest gorsza od samego Slytherina.

- Nie sądzisz, że twoje rozważania mi przeszkadzają?- zapytał swym sarkastycznym tonem.- Jak mówiłem wcześniej stajesz się nudna.

Dziewczyna prychnęła niczym rozjuszona kotka i skupiła swój wzrok na ulicach Londynu. Kilka latarni ulicznych dalej majaczyła fasada budynku stacji kolejowej Kings Cross. Kiedy znaleźli się w jej wnętrzu dziewczyna zadała mu od dawna nurtujące ją pytanie.

- Czemu nie przyjmujesz dziewczyn do swojego klanu?

Chłopak zmarszył czoło szukając dogodnej odpowiedzi, ale każda była nie tą, która mogłaby zwieźć Violet. Była zbyt bystra i przebiegła. Wielu ludzi już go o to pytało, ale nie spodziewał się tego pytania z ust samej Roberts. Pamiętał jak któregoś dnia Malfoy zapytał go dlaczego nie wdroży jej do ich sekty. Dziewczyna i tak potrafiła jak nikt inny przejrzeć jego plany. Od odpowiedzi wybawiła go ściana między dwoma zwykłymi, mugolskimi peronami. Puścił dziewczynę przodem, która skwitowała to jedynie prychnięciem. Wbiegła w ścianę zostawiając go za sobą. Wiedział, że nie spotka jej już w ciągu drogi.

Dziewczyna otrzepała się z niewidzialnego pyłu i dystyngowanym krokiem ruszyła w stronę Ekspresu Hogwart. Wiedziała, że wszystkie spojrzenia kierują się w jej stronę, ale uparcie szła dalej. Irytowało ją to niemiłosiernie, ale dzielnie to znosiła dopóki nie usłyszała za swoimi plecami krnąbrnego szeptu należącego tylko do jednej osoby.

- Ciekawe czy przespała się już z Riddle'm?- Rosalinda Brook teatralnie odrzuciła włosy do tyłu nachylając się do swojej świty.

Violet zawiesiła na niej piorunujące spojrzenie niebieskich oczu. Zacisnęła dłonie na drewnianej różdżce spoczywającej w kieszeni jej spódnicy. Szybkim ruchem wyjęła ją i przystawiła Brook do gardła. Dziewczyna spojrzała na nią wystraszona.

- Jeszcze raz coś takiego usłyszę, a rąbne takim zaklęciem, że rozwali ciebie i ścianę obok.- sykneła zabierając różdżkę. Zauważyła Toma, który przypatrywał jej się bacznie dopóki, któryś z jego podnożków czegoś nie powiedział.

Weszła do przedziału trzaskając drzwiami. Rozsiadła się na miękkiej kanapie, której wiekowe sprężyny lekko zaskrzypiały. Przydałby się ktoś kto wyłożyłby jej bagaż na półkę. Na przykład Tom. Wkurzał ją jak nikt inny, ale dażyła go jakimś nieznanym jej dotąd uczuciem. Na jego widok jej serce biło trochę szybciej, a żołądek związywał się w supeł. I kompletnie sobie z tym nie radziła. Starała się być taka jak zawsze bo to przecież był Tom Skała Marvolo Nic Nie Czuję Riddle, wkurzająco przystojny Riddle. Właśnie w tej chwili Riddle wszedł do jej przedziału. Nic sobie nie robiąc z jej zdezorientowania wyjrzał przez okno i delikatnie je uchylił.

- Co tu robisz idioto? Czemu nie siedzisz ze swoimi podnóżkami?- dziewczyna stanęła obok chłopaka i spojrzała na jego lewy profil. Wiatr wywołany szybkością pociągu rozwiał mu kędzieżawą grzywkę, chłopak miał na twarzy delikatny uśmiech, co ją zdziwiło.

- Wiesz, czasami jesteś tak strasznie wkurzająca... strasznie.- prychnął odwracając się od okna i nonszalącko opierając się o parapet kontynuował.- Jak myślałem nie poradziłaś sobie z kufrem.

Violet wzruszyła ramionami i patrzyła jak Tom bez trudu podnosi jej bagaż i układa go na zakurzonej półce. Mruknęła ciche dzięki i zaśmiała się z własnej głupoty, dała mu normalnie ze sobą rozmawiać i jeszcze pozwoliła brać jej bagaż. Doprawdy cóż to dziwne uczucie z nią robiło

I can't Riddle Where stories live. Discover now