J-Hope - Nieśmiała i uczciwa 1/4

649 49 9
                                    

Jak widać, nie dodaję zbyt często, a do tego usunęłam publikację poprzednich części z Sugą i Rap Monem. Wrócą w innej formie, Jina chyba też usunę [edit: usunęłam]. Nie będę tłumaczyć, nie chce mi się, łapcie Hoseoka i z góry przepraszam, bo nie umiem w dzieci, a do tego rozdział na spontanie.


Amerykańskie dzieciństwo to niemalże boskie dzieciństwo, o ile się nie odstaje w swoim otoczeniu. Dzieci w sklepach, przewracające zabawki na półkach nie są problemem, pracownicy wręcz cieszą się, patrząc na radosne pociechy i starają się im pomóc, dopiero po wizycie sprzątając zostawiony bałagan. Rodzice z dumą mówią o ich talentach, starają się, by bez żadnych problemów mogły je rozwijać. Podwórka i place zabaw zawsze pełne śmiechu rozbrykanych maluchów sprawiają, że na twarzach dorosłych maluje się wielki uśmiech, którego nie umieją powstrzymać. W szkołach panuje miła atmosfera, nauczycielki są otwarte na zabawy ze swoimi podopiecznymi, ucząc je tylko przy okazji i pilnując, by żadne nie płakało. Po lekcjach spokojnie mogą iść do domów, gdzie czekają na nie obiadki w kształcie, by milej im było jeść. Nie przejmują się problemami, bo nawet jeśli dzieję się coś złego, to sobie z tym razem z przyjaciółmi radzą. Maluje się pięknie, gdy nie masz żadnych wad. Żadnych niedoskonałości.

Gorzej jest, kiedy odstajesz. Wszystkie szkolne grupki się od ciebie odsuwają, uważając się za swego rodzaju za chorobę, którą nie chcą się zarazić. Nauczycielki nie chcą nawet na ciebie patrzeć, a jeśli już to zrobią, to w ich oczach widać tylko pogardę i obrzydzenie. Możesz jedynie patrzeć jak inni się bawią, bo próbując dołączyć, tylko coś ci zrobią. A dorośli nie reagują, uważając to za słuszne. W końcu, tobie się należy, ponieważ odstajesz. Jesteś w końcu definicją odmienności. Nie pasujesz do ich wizji idealnego sąsiedztwa.

Nie obchodzi ich to, że w domu zamiast dobrego, ciepłego obiadu i uśmiechniętych rodziców, zastajesz pustkę. Ciemność, której nie zmienisz, bo nie możesz sięgnąć do włącznika. Głód, którego nie ujarzmisz, bo lodówka jest w kuchni tylko niepodłączoną do prądu od miesiąca ozdobą, w której środku zalegają tylko puste opakowania po czymś niezidentyfikowanym. Gdzie schodki załamują się pod twoim ledwo siedmioletnim ciałkiem, drzwi skrzypią, gdy je odchylasz, jak w tanim horrorze. Zamiast ścian w chmurki i owieczki, pokoju pełnego zabawek i kołdrze w spidermana, zastajesz brudny materac z kocem, jakiegoś misia i jedyny prawdziwy w tym pokoju mebel, czyli szafę.

Nie obchodzisz ludzi, którzy ciebie tu nie chcą. Czyli wszystkich. Nauczycieli, sadzających cię jak najdalej od klasy. Pracowników w sklepie, którzy przeganiają cię, gdy zbliżasz się do półek. Rówieśników, którzy uczeni są przez rodziców pogardy do ciebie, rasizmu. Rodziców, których imion nie pamiętasz. Rodziców, którzy są bogaci, mieszkają gdzie indziej, zostawiając siedmioletnie dziecko na pastwę losu w próchniejącym jak ich empatia domu. Którzy nie chcą się zbliżać do czegoś, co sami wydali na świat.

Choć wynajęli kogoś, by uzupełniał miskę z owocami na stole w kuchni. By uzupełniał ciuchy w szafie i by płacił za rachunki.

Tyle litości mieli dla ciebie twoi rodzice.

Dziecko w takim wieku nie mogło się usamodzielnić. Musiało, lecz nie mogło.

Absurdalność tej sytuacji nawet do ciebie nie docierała, byłaś za młoda, by zrozumieć, że nie mogłaś sobie poradzić, po prostu to robiłaś.

Często siedziałaś na materacu przykryta kocykiem, wystawiając palec przez dziurę i śmiejąc się z tego, że wystaje stamtąd robaczek. Dbałaś o misia jak o najdroższego przyjaciela, choć nie znałaś definicji tego słowa. Kąpałaś go pod kranem w umywalce, stojąc na stołku, który zdążył się parę razy załamać, co nabiło ci parę siniaków. Czesałaś mu sierść własną, małą szczoteczką, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę to szczotka dla kota. Jadłaś marchewkę czy banana, wpatrując się w okno, jakby leciała tam twoja ulubiona bajka i uśmiechałaś się, gdy przeleciał tamtędy ptak. Śmiałaś się, widząc swoje zniekształcone odbicie w kawałkach popękanego lustra na ziemi. Bawiłaś się w sprzątaczkę, robiąc "porządek" w pokoju, chichotając przy tym jak przy najlepszej zabawie. W kucharkę też, krojąc banana łyżeczką. Jedynym dźwiękiem w tym opustoszałym domu był twój dziecięcy śmiech, bo cieszyłaś się ze wszystkiego, co cię otaczało, choć było to tak niewiele.

Personality | Scenariusze BTSWhere stories live. Discover now