=4=

2.9K 147 101
                                    

*Pov Sebastian*
Gdy się obudziłem był ranek, jejku moje plecy. Znów śpię przy biurku? Rety rety. Ale zaraz...Huh? Kocyk? (T/i)? Heh co jak co ale tego się nie spodziewałem. W końcu nie ma powodów by być dla mnie miłą. Chciał bym by spojrzała na mnie jak na kogoś równego sobie. Jak na człowieka? Ehh dość tych marzeń, obowiązki czekają plus dziś wraca ten cymbał. Dlaczego to wszystko nie zakończyło się tamego dnia jak Alois i Ciel zginęli? Ugh. Gdy podniosłem się z fotela plecy bolały mnie nie do zniesienia. Poskładałem kocyk i ruszyłem w stronę jej pokoju. Weszłam najciszej jak tylko mogłem. Mao spał obok niej. Usiadłem na brzegu łóżka. Urocza... Nie wiem co mnie do niej tak ciągnie. Na ziemi widziałem ją kilka razy. A teraz mam ją przy sobie. Jest taka mądra, dobra, opiekuńcza. Nigdy nie chciała źle. Może po za kilkoma wyjątkami. Ale cóż każdy ma prawo popełniać błędy.

-Kochanie...Wstajemy.-Wyszeptałem do jej ucha. Znów śpi w mojej koszuli? Wydawało mi się że dałem jej piżamie.

-Sebascian...-Wymruczała obracając się a moją strone. Przetarła piąstką oczy po czym odrazu usiadła na moich kolanach przodem do mnie i się przytuliła oplatając mnie nogami.

-Wszysyko w porządku?-Zapytałem zdumiony jej zachowaniem. W końcu ciężko się jej było przełamać się do mnie. A tu nagle to...

-Zły sen...-Odparła zaciskając ręce mocniej na mojej szyi.

-Już spokojnie. Jestem...Dziękuję za kocyk.-Rzekłem uśmiechając się, na co ona zeszła z moich kolan i usiadła obok po turecku. Otarła rękawem koszuli ostatnie łezki po czym odwzajemniła uśmiech.

-W twoim gabinecie było chłodno tak jakoś wyszło.-Odpowiedziała nie co twardo jak by nie chciała okazywać uczuć. Zabawne hah.

-Dziękuję skarbie.

-Powinieneś normalnie jeść i sypiać wiesz o tym?

-Wiem, wiem. Jakoś nie specjalnie mi to wychodzi

-No właśnie. Mogę mieć prośbę?

-Oczywiście.

-Ściągnij mi to ustrojstwo z szyi. Błagam czuje sie jak pies.-Powiedziała szarpiąc za obroże.

-Ohh zapomnij o niej po prostu słońce.

-Ugh, ja to z toba jeszcze wynegocjuję. Chodźmy coś zjeść hmm?

-Na co masz ochotę?

-Emmm dziś to ja coś przyrządze. Dobrze?

-Ohh słońce nie musisz.

-Musze musze, wygladasz tak blado że coś okropnego.

-Wygladam źle?-Zapytałem nie co zdziwiony.

-Ojj nie nie demonku. Tylko na zmeczonego.-Odparła z ciepłością w głosie która wywołała u mnie ciarki na ciele. Przejechała dłonią po moim policzku po czym lekko przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się.

Oboje ruszyliśmy w stronę kuchni, ja usiadłem i jak nigdy przeczytałem gazete dowiadując się o tym co w piekle huczy a ona buszowała w kuchni. Owszem przyznaje nie mogłem oderwać wzroku od jej ciała które kołysało się w rytm muzyki. Taka delikatna....ah. Sebastian weź się w garść! Chyba nie przyzwyczaiłem się do tego że ktoś się o mnie troszczy. A może ona robi to ponieważ się mnie boi? Nie...nie...Nie. A co jeżeli jednak? Przecież ona nigdy nie obdarzy mnie żadnym większym uczuciem. Ughhhh, nie chcę by się czuła jak moja własność. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk talerza który podsunęła mi pod nos.

-Wszystko w porzadku-Zapytała nie co zmartwiona zasiadając przy stole. Wciąż miała na moją koszulę, spięte włosy w luźny kok oraz kapcie.

"Demon"-Sebastian Michaelis x Reader Where stories live. Discover now