Rozdział 2. Lepiej być nie może

872 44 9
                                    


-Niedługo wrócę.-Zapewniałam ukochanego.
-Jak ja bez ciebie wytrzymam.-Odpowiedział obejmując mnie za talię.
-Czkawka, ludzie patrzą.-Zwróciłam uwagę synowi wodza.
-Niech patrzą i zazdroszczą, że mam NAJPIĘKNIEJSZĄ NARZECZONĄ NA CAŁYM ARCHIPELAGU!-To ostatnie wykrzyczał.
-Już cicho!-Roześmiana zakryłam mu usta ręką. Zadrżałam gdy moje opuszki palców spotkały się z jego górną wargą.
-Ej, uważaj tam na siebie.-Przerwał mi z powagą. Uśmiechnęłam się i przeczesałam jego czuprynę dłonią.
-Nie martw się wszystko będzie dobrze...dobrze...dobrze.-To słowo dudniło mi w głowie. Nagle ziemia pode mną zamieniła się w ocean, a ja zaczęłam się topić. Próbuje krzyczeć, lecz to na nic. Głęboki wdech wyciągnął mnie ze snu. Wykasływałam jeszcze resztę wody z płuc i uniosłam wzrok.
-Pobudeczka!-Oświadczył mężczyzna naprzeciw mnie. W rękach trzymał wiadro, którego zawartość najpewniej wylądowała na mnie.
-Co ty robisz?! Teraz jest cała mokra!-Zdenerwował się facet obok niego.
-Może to i nawet lepiej.-Powiedział i przejechał swoim palcem po moim wilgotnym policzku. Od razu postanowiłam ukrócić jego zapędy. Gdy już miałam wymierzyć mu pięścią w nos spostrzegłam, że mam związane dłonie i stopy, a do tego klęczę. Nie powstrzymało mnie to jednak przed napluciem na tego chama. Tak jak się spodziewałam spoliczkował mnie za ten czyn. Co nie zmienia faktu, że było warto.
-Nie wiem czy znajdą się jacyś kupcy.-powiedział.
-Spokojnie, wiem komu on spodoba się na pewno.-Rozmawiali ze sobą.                                        Miejsce, w którym byłam przypominało wnętrze jakiegoś wozu. Namierzyłam wyjście z drewnianego pojazdu, było za moimi porywaczami. Czas ułożyć plan wydostania się stąd. Popatrzyłam wokół siebie szukając swojej towarzyszki.

-Gdzie mój smok?-spytałam podirytowana. Nie zaszczycili mnie odpowiedzią.
-Co zrobiliście z moim smokiem?!!- wykrzyczałam, lecz ten cham tylko się zaśmiał i dodał:
-Jesteśmy na żywych targach, jak myślisz co mogliśmy zrobić tu z twoim pupilem?
Złość wezbrała we mnie. Pod wpływem szarpań, za luźno zawiązany sznur wokół moich kostek spadł, uwalniając mi przy tym nogi. Wstałam z zamiarem ucieczki, otworzyłam drzwi przed sobą. Oślepiające światło uderzyło mnie po za długo przebywających w ciemności oczach. Gdy trochę osłabło, zobaczyłam tysiące wozów, a na nich przywiązane kobiety, dzieci, a czasem smoki. Oszołomiona tym widokiem, usłyszałam za sobą "uśpij ją". Po chwili mężczyzna przyłożył mi materiał nasiąknięty jakimiś ziołami do twarzy. Szarpałam się, ale czułam jak powoli moje wszystkie mięśnie wiotczeją i zaczynam tracić nad nimi kontrolę. Obudziłam się na jakiejś platformie podobnej do sceny tyle, że stojąc na niej byłam przywiązana do drewnianej ściany za mną. Stopy, dłonie oddalone lekko w bok, talia i szyja, oplątana dookoła. Zakładam, że węzły były po drugiej stronie, co uniemożliwiało jakąkolwiek ucieczkę. Po obu moich stronach były przywiązane inne kobiety. Z prawej dwie z lewej trzy, razem na jednej "scenie" z sześć. Niektóre płakały, gdy tylko zbliżali się potencjalni kupcy. Zdarzali się naprawdę podli, dotykali gdziekolwiek chcieli by sprawdzić czy "towar" jest na tyle dobry by kupić. Za każdym razem gdy spotykało to którąś koło mnie  przysięgałam, że jeśli zaraz nie zabierze tej ręki to mu ją odgryzę. Za co najczęściej obrywałam kijem, którym sprzedawca zachęcał do kupna. Ostatnim razem zranił mnie w lewy policzek, rozcinając jego kawałek. Krew mimowolnie spadła na lekko przybrudzony błotem podest.
-No to pięknie-powiedziałam do siebie.
-Słuchaj.-odezwała się dziewczyna po prawej.-Dam Ci radę, nie rzucaj się tak! Może wtedy będziesz miała trochę szczęścia i trafisz do jakiegoś starego, bogatego desperata. Widzę, że jesteś porządna, ale niestety takie mają tu najgorzej, grunt to by przetrwać i nie trafić do...- Nie dokończyła, bo zauważyła jakiś trzech mężczyzn prowadzących małą dziewczynkę w stronę portu.
-Kim...-szepnęła.-Albo wiesz co? Chrzanić to! Kim!!!-Zaczęła krzyczeć.-Zostawcie ją!!!-Wydarła się, że wszystkie oczy zwróciły patrzyły teraz na nią. Wrzeszcząc wciąż imię tej dziewczynki, co sił próbowała się wydostać. Raniąc sobie przy tym sznurem szyje, nogi, ręce i talię. Ne zwracała nawet uwagi na gościa, który od kilku dobrych minut okładał ją kijem. Dziewczyna powoli odpuszczała, opadała z sił. Przestała walczyć i opuściła głowę. Po czym znów wyszeptała do siebie:
-Kim... moja mała biedna siostrzyczka...

Co dalej?Where stories live. Discover now